Prawda prawdziwa i prawdziwsza
Na łamach „Rzeczpospolitej” Tomasz Nałęcz określił ten czyn mianem obrzydliwego faulu i gangsterskiego strzału. Drobny fakt, iż było to po prostu przypomnienie prawdy – obiektywnych zdarzeń, faktów z przeszłości – jakoś umknął jego uwadze.
Inne wydarzenie: w jednej z warszawskich szkół zorganizowano konkurs o tematyce przyrodniczej. Wśród wykonanych prac znalazły się plansze pokazujące stworzenie świata, a wśród nich parafraza biblijnych słów „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Pech chciał, że owe hasło i plansze zobaczyła pewna pani – członkini jakiegoś antyklerykalnego stowarzyszenia. Wysmażyła ona szybciutko pismo do dyrekcji szkoły i kuratorium; pismo pełne oburzenia wobec faktu, że w szkole, w centrum Warszawy, w XXI wieku, uczy się dzieci teorii kreacjonizmu, a nie teorii ewolucji oraz wiesza się tego typu „obrzydliwe” (dosłowny cytat) hasła. Czyli: pod płaszczykiem tolerancji mamy tu zachowania wybitnie nietolerancyjne (w końcu owe plansze nie zostały przez szkołę zakupione, nie były pomocami dydaktycznymi, lecz stanowiły wyraz wolnych poglądów ich autorów). Zaś użycie słowa „obrzydliwy” w odniesieniu do biblijnego cytatu trąci już nawet nie brakiem tolerancji, co wręcz obrazą uczuć religijnych (choć osobiście nie cierpię wyrażenia „uczucia religijne”, gdyż moim skromnym zdaniem wypacza ono istotę religii i wiary, sprowadzając ją tylko do emocjonalnych uniesień, co jest rzeczą niedopuszczalną).
Te wydarzenia mają jeden wspólny mianownik: jest nim mianowicie postawa pewnej części społeczeństwa, co do której utarło się określenie „salon”. Jedną z cech członków owego salonu (lub inaczej „jasnogrodu”) jest przekonanie o posiadaniu monopolu na prawdę i nieomylność. Nieważne, co było – ważne, co jest. W informacyjnym szumie i powodzi słów, jakimi jesteśmy codziennie zarzucani, łatwo zapomnieć o tym, co było jeszcze wczoraj. Liczy się tylko dzisiaj i to, co tzw. „elita” uznała za słuszne i obowiązujące. Wbrew logice, pamięci, elementarnej ludzkiej przyzwoitości. Bez cienia refleksji i słowa „przepraszam”. Im więcej sam kłamiesz – tym głośniej nazywaj kłamcą drugiego. Im bardziej sam jesteś nietolerancyjny – tym więcej krzycz o tolerancji. A jutro? Jutro zobaczymy.
Czy to znaczy, że człowiek nie może się zmienić? Oczywiście, że może. Różne życiowe sytuacje i wydarzenia mogą rzeczywiście doprowadzić do zmiany czyichś poglądów i prawdziwej przemiany. Świadectwo o tym mogłyby dać stojące w każdym kościele konfesjonały. Zawsze można wycofać się z błędu, otrząsnąć z zacietrzewienia, przemyśleć pewne sprawy, odwrócić swoje myślenie. Jednak takie przejście czy zmiana musi być wyraźnie zaznaczona i połączona ze słowem „przepraszam”; z odcięciem się od dotychczasowych błędów. Nie wystarczy tylko założyć inne okulary i zmienić uczesanie – za deklaracjami muszą iść w parze czyny. A życie zwykle tego typu sytuacje weryfikuje dość szybko. Jest różnica między rzeczywistą przemianą, nawróceniem, zmianą myślenia a pokazowym happeningiem, doraźnym koniunkturalizmem czy zasobem sztuczek z arsenału fachowców od public relations. Z tym, że jedno od drugiego łatwo odróżnić – bo człowiek, który rzeczywiście dokonał życiowego obrachunku i przeszedł faktyczną przemianę, jest też pogodzony z własną przeszłością i nie boi się przyznać do błędu. Ten, kto gra na pokaz, będzie reagował na prawdę i przypomnienie faktów z przeszłości alergiczną wściekłością lub wyrachowanym cynizmem. Przykładów jednej i drugiej postawy trochę w ostatnim czasie mieliśmy…
Ks. Andrzej Adamski