Opinie
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Prawda reglamentowana

Liberalne media, które z zapartym tchem potrafią wyliczać grzechy duchownych, oskarżać o popełnione i niepopełnione winy, nabierają wody w usta, gdy na światło dzienne wychodzą mrożące krew w żyłach fakty propagowania pedopornografii czy promowania partii politycznych jawnie domagających się legalizacji pedofilii.

Ponieważ niedawno formalnie odtrąbiono koniec pandemii, ludzie przywykli do obrazów wojny na Ukrainie (nawet w kościołach prośba o pokój u naszych wschodnich sąsiadów zniknęła z modlitwy wiernych), większość społeczeństwa generalnie przestało obchodzić „gonienie króliczka” przez unijne agendy i komisje (przybierające kształt permanentnego blokowania środków z funduszu odbudowy, wydawania kolejnych rezolucji i dyrektyw), da się zauważyć w niektórych środowiskach „moralne wzmożenie” w kwestii tropienia księży- pedofilów. Temat przycichł na jakiś czas, dziś wraca. No bo jakże to możliwe, że tak mało ich ujawniono!? - żalą się na różnych łamach zatroskani publicyści. Przecież miało być tsunami, które zmiecie z powierzchni ziemi biskupów i diecezje. A nie ma…

Jest natomiast wyrażenie-kotwica, które – niestety! – zadomowiło się w umysłach niemałej części społeczeństwa: ksiądz-pedofil. Zasadniczo – co widać na forach internetowych i w mediach społecznościowych – pomiędzy dwoma słowami wielu komentujących stawia znak równości (vide: mój tekst sprzed tygodnia opowiadający, co przeczytał kapłan neoprezbiter kilka godzin po święceniach). I o to chodziło. Logika, elementarne poczucie sprawiedliwości i rozsądku, świadomość, iż bolesny problem dotyczy promila wszystkich przypadków tego typu przestępstw, jak też poczucie, że w ten sposób krzywdzi się tysiące księży, mają marginalne znaczenie. Mur rośnie. ...

Ks. Paweł Siedlanowski

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł