Prawi i przebiegli
Wielcy tego świata łaskawie raczyli zauważyć zbrodnie islamistów, gdyż zostały zagrożone ich interesy ekonomiczne oraz gdy na celowniku ISIL pojawili się wyznawcy jednej z sekt judaistycznych. To zmusza nas do uświadomienia sobie, że los chrześcijan we współczesnym świecie po prostu nikogo nie obchodzi.
Większość z nas zapewne nie kiwnęłaby palcem w bucie, gdyby nie została poinformowana przez środki masowego przekazu, i to w dodatku te liberalne, gdyż jak przystało na „nowoczesnych i obeznanych w świecie katolików” z natury nie wierzymy mediom katolickim. Kogo z katolików w Polsce, poza nielicznymi zaangażowanymi, obchodzi chociażby gehenna naszych chińskich braci, którzy ciągle muszą pozostawać w ukryciu, by chronić własne życie i życie swoich najbliższych? Nie dostrzegamy również innych przejawów krwawego obchodzenia się z wyznawcami Jezusa, a wszelką wzmiankę o nich pokrywamy niedowierzaniem i wątpieniem. Niestety, nawet jeśli zamkniemy nasze oczęta i będziemy udawać przyjaciół całego świata, tolerancyjnych wobec Kuby Rozpruwacza i opiekuńczych wobec każdego Burka, to nie zmienimy faktu, że chrześcijaństwo jest dzisiaj najbardziej atakowanym wyznaniem na ziemskiej kuli. Przy czym należy stwierdzić, że owe ataki przybierają nie tylko wymiar krwawy. Niszczy się w świetle jupiterów zewnętrzne oznaki tradycji chrześcijańskich, ale również sięga się po profanacje najświętszych tajemnic.
Civic Center Music Hall jak Otchłań
Oklahoma City w Stanach Zjednoczonych miała stać się w połowie września miejscem publicznego odprawienia tzw. czarnej mszy, czyli satanistycznego rytuału. Jednakże przy podniesionej kurtynie oraz wlepionych ślepkach publiczności (owo „wydarzenie” nazwane przez organizatorów performancem było biletowane) miano w jej trakcie dokonać profanacji autentycznej konsekrowanej hostii, czyli Najświętszego Ciała Pana Jezusa, wykradzionej z jednego z kościołów przez podstawioną osobę, która przystąpiła do Komunii św. Na stronie internetowej miejsca, gdzie miała odbyć się tzw. czarna msza (Civic Center Music Hall), można przeczytać, że ów „performance” miał na celu wyprowadzenie owego satanistycznego rytuału na światło dzienne, a zachwalane przez organizatorów walory „oświeceniowe i edukacyjne” miały stać się zasadniczą próbą zalegalizowania tychże rytuałów. Na nic zdały się protesty chrześcijan i ich modlitwy, by nie dokonano publicznej profanacji Najświętszego Sakramentu. Próby sądowego zakazu napotykały na mur, bo przecież nikt dzisiaj świętości chrześcijańskich nie broni. Sędziowie stali na stanowisku, że w imię wolności można podeptać każdą świętość (choć bronili jak lwy gwiazdy Dawida). Przed profanacją uchronił tylko zastosowany przez jednego z prawników kruczek legislacyjny, a mianowicie zauważenie, że Hostia została wykradziona. Powołanie się na prawo własności dopiero przekonało sędziów, którzy nakazali zwrot Świętej Postaci.
Ksiądz do wora, wór do jeziora
Podobnych przykładów nie trzeba jednak szukać za oceanem. Naruszanie modlitwy ludzi wierzących – np. przez głupawe odloty jakiegoś podrzędnego artyściny z Łodzi w czasie procesji Bożego Ciała, obsikiwanie ludzi modlących się na wrocławskim Rynku, pobicie księdza po „Marszu Niepodległości” w Warszawie, czy chociażby propozycja jednego z młodych członków SLD, by w ramach happeningu wrzucić kukłę grubego księdza do rzeki (być może były wcześniejsze warsztaty i treningi u Grzegorza Piotrowskiego, który w końcu wie, jak wrzucać skutecznie księdza do Wisły) – nie znajduje w oczach polskich sędziów wystarczającej siły przekonania, by uznać je za atak na religię i osoby wierzące. Co innego, gdy jakiś smarkacz w bramie narysuje szubienicę z zawieszoną na niej gwiazdą Dawida. Wówczas podnosi się rwetes i krzyki, że to nawoływanie do nienawiści i mordów rasowych, a cały aparat policyjny z drobiazgowością i wręcz zapałem neofitów poszukuje młodocianego zwyrodnialca, który dopuścił się tej zbrodni, natomiast aktyw młodzieżowy ze szkół bliższych i dalszych w ramach ekspiacji zamalowuje ów napis, przy okazji składając kwiaty w miejscu tej „zbrodni narodowej”. O wpisach na internetowych forach już nie wspominam, a reakcje moderacji na próbę ochrony świętości są cokolwiek infantylne. Zapewne natychmiast jako reakcja obronna wskazywane będzie życie księży, ich obłuda i pazerność. Argumentacja na poziomie wydumanych zarzutów z poprzedniej epoki: „A u was biją Murzynów”. Problemem zasadniczym jest przesunięcie się granicy ataku, gdyż agresorzy sięgają już po to, co jest święte. Wydaje się, że to tylko kwestia czasu, gdy i u nas dokonywać się będą takie rzeczy (o ile jeszcze się nie dokonują). Co więc robić?
Gołębie i węże w cieniu krzyża
Gdy rozmawiałem ze znajomymi o jednak zwycięskim załatwieniu sprawy w Oklahoma City, wówczas niektórzy z niesmakiem odwracali głowę, twierdząc, iż nie jest to dobra droga dla chrześcijan. Pojawiały się natychmiast opowieści o nadstawianiu policzka oraz o logice krzyża. Mam nieodparte wrażenie, że oba argumenty są doskonałą przykrywką dla zwykłego tchórzostwa. O nadstawianiu policzka mówią najczęściej ci, którzy posiadają doskonałe zabezpieczenie finansowe z banku, a jedynym ich lękiem życiowym jest to, by zadra nie wlazła im w… paluszek. A „logiką krzyża” jako formą bierności chrześcijańskiej załatwia się zasłonę dla własnego dobrego żywota (bez odpowiedzialności i bez konsekwencji). Krzyż jest jak najbardziej zasadniczym kluczem w życiu chrześcijanina, ale nie jako poszukiwacza cierpień, ale roztropnego i mężnego rozpoznawacza drogi Bożej. A właśnie roztropność każe nam chronić, co święte. Tak jak pierwsi wyznawcy Chrystusa – Maryja i Józef, którzy nie „wprowadzili go w logikę krzyża” w czasie rzezi betlejemskiej, lecz unieśli do Egiptu, by stamtąd powrócił, gdy nadejdzie Jego godzina. Chrześcijaństwo nie jest dla tchórzy. Jak powiedział nasz Pan: mamy być czyści jak gołębie (męstwo wobec samego siebie) i przebiegli jak węże (męstwo wobec świata). Dlatego z serca gratuluję diecezji Oklahoma City.
Ks. Jacek Świątek