Problem z miejscami w zerówce
Jak się okazało, problemem jest nie tylko ogromna liczba odroczonych dzieci, ale także brak miejsc dla tych, którzy chcą kontynuować naukę w macierzystej placówce.
60 odroczeń
Dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego Karol Ciołek wydał w tym roku 60 decyzji o odroczeniu obowiązku szkolnego. Zrobił to w oparciu o opinię poradni psychologicznej. Dla porównania skali problemu warto przytoczyć inne liczby. W Przedszkolu Miejskim nr 4 odroczonych dzieci było tylko dwoje. W innym przedszkolu podobnie. Z tak ogromną liczbą powtarzających zerówkę uczniów musiała zmierzyć się tylko łukowska „jedynka”. Jak się okazało, nie każdy znalazł w niej miejsce.
Brak miejsc
Rozmawialiśmy z matką chłopca, który decyzję o odroczeniu wydaną przez K. Ciołka otrzymał jeszcze w czerwcu. Chłopiec chodził do tzw. małej jedynki i chciał w tej samej szkole kontynuować naukę. Mama szybko zdobyła opinię. Mimo wszystko w szkole, do której chodził jej syn, nie znalazło się dla niego miejsce. Zapytaliśmy dyrektor Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej Zofię Skrzymowską o to, jak przeniesienie dziecka do innej placówki wpływa na jego psychikę. – Z perspektywy psychologa przenoszenie dziecka z odroczeniem do innej placówki nie służy mu. Dobrą praktyką jest zachowanie rejonu, ponieważ zachowuje się ciągłość edukacyjną w jednym miejscu. Dziecko utożsamia się z miejscem – tłumaczy Z. Skrzymowska.
Rodzice zwlekali z decyzją
Dyrektor szkoły zapytany o to, dlaczego dla dzieci uczących się w jego szkole nie ma miejsca, powiedział, że każdy rodzic informację o gotowości ucznia do szkoły otrzymał do 30 kwietnia. Po dostaniu tej informacji rodzice nie powinni zwlekać z pójściem do poradni. – Gdyby rodzic pilnował sprawy, wszystkie dzieci byłyby przyjęte – powiedział K. Ciołek. Problem jednak w tym, że maj to miesiąc rekrutacji elektronicznej. Na przebadanie dziecka oraz wydanie opinii trzeba czekać. Ci, którzy nie mogli kontynuować nauki w szkole, do której do tej pory chodzili, muszą powtarzać zerówkę w placówce znajdującej się na drugim końcu miasta. Dla uczniów to konieczność kolejnej adaptacji, a dla rodziców problem logistyczny. Nie każdy bowiem ma samochód. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku sposób przyjmowania uczniów do szkół będzie bardziej dostosowany do realiów życia.
EW