Proces twórczy jak modlitwa
S. Sowa, którego można spotkać w Stowarzyszeniu Twórców Kultury Nadbużańskiej, od lat wykonuje rzeźby, przedstawiające postaci z regionu, okoliczne zwierzęta i wizerunki świętych. Jego pierwsza praca było przedstawienie na niewielkim kawałku drewna dębowego postaci kobiecej. - Ta płaskorzeźba stanowi dużą wartość - opowiada twórca. - Powstała w 1978 r. Mieszkałem wówczas w Jarosławiu i nawet nie sądziłem, że zostanę rzeźbiarzem. Byłem uczniem szkoły zawodowej i zastanawiałem się nad swoją życiową drogą - dodaje.
Po szkole zawodowej znalazł się w wojsku. Został żołnierzem w Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego w Warszawie. Na pierwszej po przysiędze przepustce odwiedził w stolicy sklep artystyczny z materiałami do pracy twórczej. Zaczął interesować się wystawami prac malarzy i rzeźbiarzy, bywał w bibliotekach, przeglądał albumy innych artystów. – Ta twórcza iskra wciąż się we mnie tliła. Może za sprawą dziadka Marcina, który, prowadząc gospodarstwo rolne pod Jarosławiem, potrafił sam zrobić wiele rzeczy, np. meble. Ojciec Stanisław też był człowiekiem bardzo zręcznym, zarówno kując w metalu, jak i składając sprzęty drewniane – opowiada.
Pierwsze prace rzeźbiarskie Sowy powstawały w czasie, kiedy służył w wojsku. Wykonywał je przy pomocy prostych narzędzi. Natomiast technikę podpatrywał u kolegów z wojska, którzy również tworzyli. – Jeden z nich specjalizował się w postaciach polskich rycerzy. Mogłem go obserwować przy pracy, dzięki czemu wiele się nauczyłem. Drugi pokazał mi, w jaki sposób wydobyć głębię postaci – wyznaje.
„Ludowszczyzna” wygrała z wojskiem
Na początku lat 80, będąc w służbach garnizonowych, Sowa przyjechał na kurs szkoleniowy do Włodawy. Miasteczko spodobało się przyszłemu rzeźbiarzowi do tego stopnia, że wracał tam, kiedy tylko mógł. We Włodawie poznał swoją przyszłą małżonkę. Kolejnym krokiem była przeprowadzka nad Bug. Pierwsza rzeźba, która powstała w nowym domu, przedstawiała rzucającego granatem żołnierza na polu walki. Praca została w jednostce wojskowej, gdzie utworzyłem kawiarenkę Pancerniak z pracownią artystyczną, proponując naukę rzeźbienia. Zgłosiło się nawet trzech chętnych, którzy wraz ze mną zmagali się z drewnem – dodaje.
Tematyka żołnierska w pracach S. Sowy dominowała do czasu, kiedy poznał włodawskiego rzeźbiarza Jana Pawłowskiego. – Było to w 1985 r. – wspomina twórca. – Zaprosił mnie do swojej pracowni, gdzie odkrywałem tajniki pracy, jednocześnie zachwycając się tzw. ludowszczyzną. Jan zasugerował mi zmianę tematyki. Odpowiadało mi wykonywanie postaci rolników, gospodarzy, pracujących w polu kobiet. Przypominałem sobie lata dzieciństwa i dziadka, który klepał kosę, orał czy grabił siano. Były to tematy interesujące dla rzeźbiarza. W pracowni Pawłowskiego podglądałem jego wprawne ruchy, cięcia i uderzenia dłutem – opowiada.
Z czasem poznał innych włodawskich rzeźbiarzy: Janusza Wolińskiego, Mirosława Wesołowskiego i Władysławę Wójcik. Na plenerach w Woli Uhruskiej miał okazję spotkań z Czesławem Szczęchem. – Dwukrotnie uczestniczyłem w tym wydarzeniu artystycznym. Podczas Międzynarodowego Pleneru Plastycznego „Kresy 92” powstały rzeźby rycerza rzymskiego oraz pastuszka, który trafił do organizowanej w kościele miejscowym szopki. S. Sowa był uczestnikiem plenerów w Jabłoniu, Okunince, Kołaczach i Włodawie.
Miasto, które sprzyja twórcom
Miasto, do którego przyjechał i osiadł na stałe, okazało się być sprzymierzeńcem w jego twórczej drodze. Kiermasze, plenery, wystawy, warsztaty – to wszystko dzieje się nad Bugiem. – Spotykamy się w siedzibie Stowarzyszenia Twórców Kultury Nadbużańskiej im. Janusza Kalinowskiego. W miejscu, które zagospodarowałem wraz z Janem Niemierko-Masiukiewiczem. Budynek stoi przy jednej z głównych ulic w mieście. Wyróżnia się na tle innych zabudowań – jest drewniany, a wokół stoją duże wyrzeźbione postacie w strojach nadbużańskich. Miejsce to współtworzyłem od podstaw, czerpiąc ze wzorów niemieckich i włoskich rzeźbiarzy. W trakcie swoich podróży widziałem, w jakich warunkach powstają prace twórców. Marzyłem, by takie warunki były też we Włodawie. I to się spełniło, m.in. dzięki wsparciu władz powiatowych czy Nadleśnictwa Włodawa, za co dziękuję – podkreśla rzeźbiarz.
Za oceanem
W życiu twórczym Sowy były też i wielkie podróże, które zaowocowały przełamaniem – jak ujmuje to twórca – bariery wielkości rzeźby. Wcześniej spod dłuta wychodziły prace raczej niewielkich rozmiarów. Podczas pobytu w stanie Nowy Jork artysta miał okazję zmierzyć się z dużą bryłą drzewa. – Przy domu mojego znajomego stanęła mierząca ok. 2,8 m rzeźba górala, która powstała w drzewa sosnowego. I tak zniknęła bojaźń przed dużymi posągami – zapewnia. Natomiast, przebywając u kuzyna w Pensylwanni, stanął wobec zadania wykonania rzeźby z dębu rosnącego w bliskim sąsiedztwie domu. Zaproponował, aby ściąć drzewo, które i tak zagrażało budynkowi. I tak powstał monumentalny niedźwiedź. Natomiast po powrocie zza oceanu S Sowa stworzył mierzącego 7 m krokodyla. Powstał on z drewna topolowego i stoi nad Jeziorem Białym w Okunince. Rzeźbiarz jest też autorem znajdującego się na szlaku kierunkowskazu informującego, jak dojechać do Okuninki, Woli Uhruskiej i Włodawy. Natomiast nad „burzyskiem” w Orchówku, przy tzw. kiszarni, czeka na zwiedzających okolicę wyrzeźbiona żaba niosąca mapę Orchówka – to także dzieło pana Sylwestra.
A zmęczenie odchodzi…
Artysta twierdzi, że gdyby przygotowywał wystawę swoich prac, znaczną jej część stanowiłyby figury sakralne. Przyznaje bowiem, że, wykonując postacie Maryi, Jezusa czy świętych, uwalnia się z niepotrzebnego niepokoju. – Czasem czuję potrzebę spotkania się z Bogiem w czasie procesu twórczego. Rozmawiam z Jezusem, Maryją, a kiedy skończę rzeźbić, żegnam się i dziękuję Bogu za twórcze spełnienie – wyznaje Sowa, opowiadając, iż kiedyś na plenerze w Rudce Starościańskiej podjął się wyrzeźbienia figury Jana Pawła II. – Przed przystąpieniem do pracy zwróciłem się do naszego świętego papieża, prosząc go o pomoc przy realizacji dzieła. „Pomóż mi, abym stworzył cię takiego, jakim jesteś” – modliłem się. Dałem z siebie wszystko i – co ciekawe – nie czułem żadnego zmęczenia. Wierzę, że Papież Polak czuwał nade mną – podkreśla. Figura przedstawiająca Jana Pawła II – trochę zasmuconego, jakby chciał na pożegnanie przemówić do tych, którzy spotkali go na drodze – została przekazana do kościoła w Uścimowie.
Rozważania o Bogu i Kościele towarzyszyły twórcy także w trakcie ostatniego pleneru, który odbył się w Krasnymstawie. Owocem jest rzeźba ks. Kaspra Niesieckiego – jezuity, geneologa heraldyka. – Kiedy rzeźbię postaci tych, którzy byli związani z Kościołem, czuję radość, a zmęczenie odchodzi. Modlę się do św. Józefa, aby dobrze zrealizować dzieło. W ten sposób proces twórczy staje się modlitwą – puentuje artysta.
Joanna Szubstarska