Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Produkt płciopodobny

W ubiegłym tygodniu łamy wielu mediów oraz portali internetowych obiegła informacja, bazująca na opublikowanym w internecie filmiku, iż osoba istniejąca w przestrzeni publicznej pod pseudonimem Rafalala zaatakowała 12-letnie dziecko tylko dlatego, że przechodząc obok tego transwestyty, miało „czelność” się uśmiechnąć.

Na wspomnianym filmiku widać wyraźnie, jak wobec tegoż dziecka używa słów wulgarnych, popycha je oraz polewa płynem z trzymanego w ręku kubka (jak potem wyjaśniano, była to kawa). Nie jest to pierwszy tego typu wyczyn w karierze Rafalali. Wcześniej byliśmy świadkami oblania wodą Artura Zawiszy w studiu telewizyjnym czy też zarejestrowanego na filmiku z telefonu komórkowego fizycznego ataku na mężczyznę w środku dnia na ulicy. Cóż, fakt nagłego wybuchu emocji połączony ze zwykłą agresją fizyczną stanowi doskonały materiał badawczy dla niektórych nauk medycznych. Rozśmieszały i nadal mnie śmieszą podejmowane przez niektóre media dywagacje pod hasłem: „Dlaczego on(a) to zrobił(a)?”.

Podejmowanie agresji fizycznej wobec osób przechodzących obok na ulicy, niezależnie od tego, jak one się zachowują, poza przypadkami obrony koniecznej, są dla mnie wyrazem zwykłego chamstwa i prostactwa. Zwłaszcza, a może przede wszystkim, jeżeli dotyczą dzieci. Nie ma co tłumaczyć tego jakimiś wymyślonymi elementami frustracji czy czegoś podobnego. Jednakże w całej tej sprawie nie tyle zachowanie Rafalali mnie zbulwersowało najbardziej i nie do tejże osoby odnosi się tytuł dzisiejszego felietonu.

 

Orły, sokoły, herosi

Oglądając bowiem tenże filmik, który nota bene stał się podstawą do wszczęcia wobec głównego bohatera postępowania prokuratorskiego, zauważyłem, że w czasie rzeczonego zajścia w pobliżu przechodzą… mężczyźni, którzy obojętnie mijają uczestników zdarzenia. Przyznam się, że jest dla mnie zupełnie niepojętym, jak mężczyzna, widząc osobę starszą, która popycha, wyzywa i oblewa jakimś płynem dziecko, może w ogóle nie reagować na to, co się dzieje. Już sam fakt agresji jednej osoby wobec innej w przestrzeni publicznej powinien wywołać u niego zdziwienie i potrzebę stanięcia w obronie atakowanego dziecka. Tymczasem osobnicy, legitymujący się w dokumentach Urzędu Stanu Cywilnego wpisaną w nich płcią męską, po prostu przechodzą obojętnie, jeśli nie wręcz uciekają z miejsca zdarzenia. Wobec medialnej nagonki w sprawie prawdziwych lub domniemanych przypadków przemocy dorosłych w stosunku do dzieci winni przynajmniej się zainteresować, czy z takim przypadkiem nie mają do czynienia. Być może potrzeba im było ściany, by mieć odwagę donieść na policję, że za nią ktoś bije dziecko. Ale nie sposób nie stwierdzić, że po prostu w tym przypadku mężczyźni nie zachowali się… mężnie, czyli tak, jak na ich płeć przystało. Zapewne nie jest przyjemnym widokiem, gdy na deptaku w mieście mężczyzna obrywa torebką po głowie od ponoć słabszej płci, ale imperatyw wyśpiewany przez Beatę Kozidrak („nosisz spodnie, więc walcz”) do czegoś zobowiązuje.

 

Niełatwo siebie znaleźć jest

Gdyby do sprawy podejść gimnazjalnie, to cytując największy autorytet naukowy dla tej części społeczeństwa, czyli Wikipedię, definiowanie samego zjawiska transwestytyzmu należałoby zawrzeć w krótkim stwierdzeniu, iż polega on na „upodobnianiu się do osoby płci przeciwnej poprzez ubiór i zachowanie w celu osiągnięcia satysfakcji emocjonalnej (transwestytyzm podwójnej roli) bądź seksualnej (transwestytyzm fetyszystyczny)” i jako taki jest „przedmiotem badań seksuologii, seksuologii klinicznej, psychologii oraz psychiatrii”. Istotnym dla tego typu zachowań byłoby więc stosowanie dla poprawy własnych emocji przebierania się za inną płeć. Dla mnie w całym tym zajściu dziwnym było wrażenie, że prawdziwymi transwestytami byli właśnie owi mężczyźni, skwapliwie i cichaczem uciekający z miejsca zdarzenia. Przez przypadek chyba ubrali się w męskie stroje. Być może ich odwaga, ukształtowana przez używanie wpisów internetowych jako wyrazu „męstwa”, to w realu zwykłe tchórzostwo i czmychanie przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem. Ale prawdziwym również może być stwierdzenie, że dzisiaj właściwości poszczególnych płci odłączono od cech charakterologicznych i sprowadzono jedynie do spraw związanych ze strojem, fryzurą i makijażem. Czyli do przebieranki. Zdaje się również, że nasz dzisiejszy świat zapełniają coraz bardziej takie właśnie produkty płciopodobne, mocne w gębie, słabe w łapie i tchórzliwe w sercu. Swego czasu w obiegu słownym funkcjonowały dwa pojęcia: babochłop i chłopobab, których zasadniczym przesłaniem było właśnie pomieszanie zewnętrznych cech płciowych oraz cech charakterologicznych. W pierwszym przypadku mieliśmy do czynienia z osobniczką płci pięknej, która jednym „zwiewnym” ruchem palca powalała wołu, zaś w drugim – z typowym maminsynkiem, który płaczem chciał zawojować świat (by zacytować klasyka – „kobieta mnie bije!”). Używając ich jednak, nie sposób było nie dostrzec tkwiącej w nich ironii oraz niezgody na takie kształtowanie charakteru poszczególnych płci. Właśnie – kształtowanie.

 

Tu szampony kupują, tam kremy

Współczesna kultura swoją pasję do ujednolicania świata dawno już przeniosła ze sfery ubioru na sferę wewnętrzną człowieka. Determinacja płciowa, określana już dzisiaj jako element podlegający wolnemu wyborowi, przestała w mentalności wielu stanowić cokolwiek w życiu osobnika ludzkiego, poza chyba losowo określaną rolą seksualną. Tymczasem winna ona właśnie stanowić o naszym kontakcie z rzeczywistością i zachowaniach w relacjach międzyludzkich. Rozpanoszony metroseksualizm, choć mający także i dobre strony (zmusza niektórych mężczyzn i kobiety do elementarnych zachowań higienicznych), jest jednakże przekleństwem współczesności. Powoduje bowiem, iż zamiast charakteru mamy plastelinę, zamiast męstwa – obojętność skrywającą tchórzostwo, a zamiast mężczyzn i kobiet – produkty płciopodobne. W takim stanie rzeczy po prostu strach wyjść na ulicę.

Ks. Jacek Świątek