Prywatny koniec świata
Węgrów. Toporny, stary blok. Na przekór ustawie o ochronie danych osobowych, obok przycisków wykaligrafowane nazwiska. Każde innym charakterem pismem i innym kolorem. Za drzwiami wita obszerna klatka schodowa. Wspinam się po schodach na piętro. W otwartych drzwiach przyjazna twarz pani Grażyny i pierwsze słowa, po których można domyślić się, że w tym mieszkaniu nie wszystko potoczyło się szczęśliwie. – Dobrze pani trafiła, akurat zmieniłam mężowi podkład, właśnie wietrzyłam. Chwilę wcześniej nie dałoby się tutaj wejść – oświadcza z rozbrajającą szczerością. Nie ma czemu się dziwić, rak skutecznie wyleczył ją z metafor. Zostawił czystą fizjologię. To ona najbardziej daje się we znaki. – Najgorzej to zachorować – mówi pani Grażyna, po czym kończy przysłowiem, że biednemu to i tak zawsze wiatr w oczy.
Wyrok
Golgota zaczęła się niespełna rok temu. Pod koniec maja pan Grzegorz po raz pierwszy trafił do szpitala. Nieśmiała diagnoza jednego z lekarzy: rak odbytu. Ze szpitala wypisał się na własne życzenie. ...
Edyta Daniluk