Komentarze
Przedwiośnie

Przedwiośnie

Usłyszałam niedawno historię rozwiedzionego małżeństwa. Eksmałżonkowie nadal razem mieszkają, a z nimi trójka nieletnich jeszcze dzieci. Sytuacja w domu podobno jest nie do zniesienia, bo oboje rodzice rzucają na siebie kalumnie, o wszystko się oskarżają, a latorośle, odsyłane od Annasza do Kajfasza, tak na dobrą sprawę wychowują się same.

Biorąc przykład z rodziców, obrzucają i ich, i siebie nawzajem wyzwiskami. Wykorzystują też okazję, żeby nie odrabiać lekcji, fundują sobie wagary, siedzą w okolicznych knajpach. Nietrudno się domyślić, jakie to niesie ze sobą konsekwencje. Rodzice odpowiedzialność za dzieci odbijają niczym piłeczkę pingpongową, a znajomych zadręczają opowieściami na temat niedojrzałości byłej już połówki.  

Tak mi się to zdarzenie skojarzyło ostatnio z komunikacją na linii premier – prezydent. Oczywiście myślę nie tylko o sytuacji związanej z (nie)wypromowaniem ministra Sikorskiego, choć niewątpliwie też. Czasem wydaje mi się, że nadrzędnym celem niektórych tzw. polityków jest zakopanie aktualnego prezydenta. I osaczenie go ze wszystkich możliwych stron. Nagonka związana z głosowaniem na Rasmussena to tylko daleko posunięta manipulacja. Dlaczego? Bo niekoniecznie idzie o europejski fotel dla ministra Sikorskiego. Nadrzędnym celem jest zdyskwalifikowanie Lecha Kaczyńskiego. Ale to nie jedyna pieczeń na tym ogniu. Wygląda na to, że tak naprawdę (mimo że deklarował inaczej) tylko Radosław Sikorski był zainteresowany najwyższym stanowiskiem w sojuszu północnoatlantyckim. To mogła być niezła odskocznia do prezydenckiego fotela. Jak wiadomo, Sikorski cieszy się dużym poparciem społecznym, mógłby więc mieć realne szanse w tej walce. A to mogłoby podzielić głosy nie tylko elektoratu w szerokim tego słowa znaczeniu, ale też przynależnych do pewnej partii. Z pokorą przyznać trzeba, że wycięcie kontrkandydata i zdyskwalifikowanie politycznego przeciwnika to majstersztyk.

Z dużym prawdopodobieństwem można więc stwierdzić, że gdyby prezydent zachował się odwrotnie niż to miało miejsce, też można by mu wiele zarzucić.

A chociażby, że konfliktuje, bo przecież tak naprawdę oficjalnym kandydatem Radosław Sikorski nie był. Radosna mina prezydenta powoduje głupawe komentarze, poważna – że gbur niepotrafiący nawiązywać kontaktów. Stwierdzenie, że w momencie próby nawiązania telefonicznego kontaktu z premierem prezydent był pod wpływem, jest wyjątkowo paskudne. Wpisuje się jednak już w ciąg tego typu wyssanych z palca zarzutów. Stara (powszechnie przecież rozpoznawalna) zasada: Kłamcie, kłamcie, a coś z tego zostanie, ma się, jak nietrudno zauważyć, zupełnie dobrze.

Chciałabym wierzyć, że to tylko faza przedwiośnia. Że doczekamy się jeszcze „pięknej wiosenki naszej”. Takiej kolorowej, z motylami, naszym własnym, nie importowanym, słońcem. A nie wiosny, która obudzi ze snu zimowego niedźwiedzia i wypuści go na ulice.

Anna Wolańska