Komentarze
Przegrana sprawa…

Przegrana sprawa…

Stało się! Cóż nas jeszcze dotknąć mogło, jakaż jeszcze większa plaga polecieć nam na głowę? Oto wszystkie dzienniki za organem Adama Michnika ze zgrozą powtórzyły straszliwy osąd wobec naszego kraju, który wygłosiła bez zmrużenia okiem waćpanna (choć tutaj chyba drugi człon nazwy cokolwiek nie pasuje) Meryl Streep.

Na dowód jej mądrości przytoczono ilość posiadanych przez nią statuetek Oscara oraz nominacji do tejże nagrody. Taki „autorytet”, „mędrczyni” czy jeszcze coś przecież mylić się nie może! I gdzież to my się teraz podziejemy na tym łez padole, ścigani straszliwym wyrokiem głównej odtwórczyni roli w „Pożegnaniu z Afryką”.

 Wór pokutny nam przyjdzie włożyć i zawiesić na szyi szyderczą tabliczkę z napisem, żeśmy głupcami pośród tego świata. Bo jeśli już tacy sędziowie nas skazują, to rzeczywiście hańba nam jeno i wstyd pośród narodów. Można powiedzieć, że zostaliśmy znokautowani jak Szpilka przez Jenningsa. Meryl Streep zawyrokowała bowiem: „Nie gadaj? Myślałam, że po latach komunizmu dogoniliście już Zachód w sensie społeczno – kulturowym. No cóż, jako – jak to nazwałaś – ikona gender mogę powiedzieć jedynie, że ta krucjata skazana jest na porażkę. (…) Domyślam się, że na tę krucjatę wyruszyli głównie mężczyźni, więc powiem tak: Panowie, okłamujecie się tak samo jak talibowie. Wyobraźcie sobie siebie jako drużynę sportową i rozejrzyjcie się. W pierwszym składzie macie religijnych ekstremistów. Czy naprawdę chcecie grać w tym klubie? Przyjrzyjcie się światu i kierunkowi, w którym ewoluuje. Czy naprawdę myślicie, że możecie to zatrzymać?! (…) Panowie, tracicie władzę, a wasze stare zasady odchodzą w niebyt. Goodbye”.

Małpa toczy się w zodiaku…

Przeczytawszy rzeczone wyznania gwiazdy z Hollywood, zamiast paść na kolana w pokutnym geście, przypomniałem sobie Tuwimowski „Bal w operze”, a przynajmniej opisy „artystycznego wydarzenia” w nim zawarte. Przyzwyczaiłem się już, podobnie jak większość naszego społeczeństwa, że w różnych debatach jako autorytety przedstawiane nam są osoby nie tyle znające się na rzeczy, ile raczej „znane i podziwiane” w mediach maści wszelakiej. Dla wielu dzisiaj stanowi to ostateczny dowód w każdym rozumowaniu. Przywołanie „gwiazd show biznesu” pełni rolę argumentu najważniejszego, dobijającego wręcz przeciwnika. Problem w tym, że jest absolutnie bezsensowne. Dlaczego? Otóż dlatego, że aktor nie jest nikim więcej, jak tylko rzemieślnikiem wykonującym swój zawód. Jego profesja nie predysponuje go w żaden sposób do tego, by stawać się wyrocznią w dziedzinie wiedzy czy osądu moralnego świata. Nawet jeśli doskonale wykonuje swoją robotę. Nikt przecież przy zdrowych zmysłach nie będzie domagał się ocenienia tego, co dzieje się w rzeczywistości społecznej, religijnej czy moralnej np. przez doskonale wykonującego swój zawód szewca, gdyż wiemy, iż jego perfekcja dotyczy li tylko dobrego wykonania obuwia. Po prostu na tym się zna. Nic nie wskazuje na znajomość przez niego innych dziedzin życia. Taka wiedza po prostu nie wynika z jego talentów czy umiejętności. Czemuż zatem pozwalamy zawładnąć naszym myśleniem przez „szarlatańskie pomysły medialnych gwiazdeczek”?

Ideoo za dziesięć groo…

Nie będę w niczym odkrywczy, jeśli powiem, że problem tkwi po prostu w nas. Taka forma argumentowania przez dziennikarzy i innych specjalistów w dziedzinie mediów i polityki wynika po prostu z tkwiącego w nas przekonania o doniosłości naszego własnego zdania. Przyzwolenie na karmienie nas wynurzeniami leciwych nieco aktorek czy też innych speców od muszek wynika dość bezpośrednio z przyjętego założenia, że „każdy śpiewać może”. Przy czym nie mam na myśli faktu, że winniśmy mieć własne przekonania. Istniejąc w tym świecie i poznając go nabywamy wszak jakiejś wiedzy, która pozwala nam poruszać się w meandrach tego łez padołu. Zresztą do właściwych człowiekowi zachowań należy poznawanie. Jednakże świat dzisiejszy ustanowił niejako każdy, dosłownie każdy ogląd świata ostateczną instancją oceniającą. Dyskusję i debatę, z natury nastawioną na dochodzenie do prawdy, zastąpiliśmy niewinnym zwrotem „wymiana poglądów”, co niesie ze sobą (niestety) założenie, iż prawdą nie jest to, co obiektywne, ale to, co każdy z nas uważa. Nie trzeba sięgać do mediów, a tylko przejść się po naszych ulicach, by zobaczyć, a właściwie usłyszeć ten mechanizm. Jednak w tym układzie każdy pogląd, który podważa moje zdanie, będzie uznany za atak na mnie samego, a biorąc po uwagę najnowsze trendy w dziedzinie prawnej, może zostać nawet uznany za mowę nienawiści. W tak pojętej „rozmowie” prawda w ogóle się nie liczy, a naczelnym zadaniem staje się pokonanie przeciwnika. Taka konstrukcja mentalna widoczna jest już w każdej dziedzinie naszego życia społecznego. I to właśnie pozwala „medialnym guru” na zasypywanie nas wynurzeniami gwiazdeczek i celebrytów. W ich wypowiedziach nie idzie o znalezienie prawdy, ale tylko o wyrażenie własnego zdania. Dochodzi do tego jeszcze jeden czynnik.

Z panną Tiutką graf Ramolo

Tym czynnikiem jest nieustanne wpędzanie nas w kompleksy i poczucie ciągłej bezwartościowości naszego istnienia. Nie chodzi mi jednak o slogan o doganianiu tej czy innej części świata. My po prostu nie chcemy żyć naszą codziennością, którą zresztą kreuje się na nic nie znaczącą szarzyznę. Wielu rodziców przekonanych jest o tym, że jeśli ich dziecko zdobędzie pozycję w tym świecie, a przynajmniej pieniądze, to wówczas będzie na pewno szczęśliwe. Gnani tym przekonaniem spoglądamy na srebrny ekran i na kolorowe okładki tabloidów, szukając w nich wzorców do naszego własnego szczęścia. W codziennej pracy nie odnajdujemy powodów do zadowolenia, lecz tylko kierat i konieczność. W domowych pieleszach narzekamy na brak tego czy innego urządzenia, bo przecież ono przynieść ma spokój i szczęście rodzinne. I znowu zastrzegam, że nie chodzi mi o realne trudności egzystencji codziennej, lecz raczej o nasze wizje i marzenia. Katalog naszych kompleksów można by ciągnąć w nieskończoność. Jakimś zwieńczeniem tego jest fakt ucieczki z naszego kraju i poszukiwania mitycznych Arkadii w innych krajach. Ten miszmasz pychy i kompleksów sprawia, że wtłaczamy się coraz bardziej w świat fikcji, prawdę pozostawiając całkowicie na boku. Cóż z tego, że ponoć ma ona moc wyzwalającą. W razie konieczności przecież jakaś gazeta znowu przeprowadzi wywiad z Meryl Streep.

Ks. Jacek Świątek