Historia
Przejazd legata papieskiego

Przejazd legata papieskiego

14 października 1882 r. Henryk Boyard, konsul francuski w Warszawie, w raporcie do swego rządu pisał: Ostatnie rozporządzenia rządu rosyjskiego kierujące na ziemie Królestwa Polskiego setki tysięcy Żydów z Rosji muszą prowadzić do konfliktów z ludnością polską.

Oblicza się, że wkrótce na południowe Podlasie napłynęło ponad 2 tys. Izraelitów z zachodnich guberni imperium, którzy osiedlali się głównie w miastach, inwestując poważne sumy w nieruchomości, produkcję i handel. Ponieważ mówili tylko po rosyjsku, przyczynili się do rusyfikacji podlaskich miast, m.in.: Siedlec, Międzyrzeca, Terespola i Włodawy. Miejscowa ludność nazywała ich Litwakami.

W październiku 1882 r. Piotr Albedyński, nowy generał gubernator warszawski, po naradzie z ministrem sprawiedliwości, oświecenia i spraw wewnętrznych oraz oberprokuratorem świętego synodu, skierował do gubernatora siedleckiego pismo nr 12945, aby ostrzegł unitów, że wszelkie próby pozostania katolikami nie mają szans powodzenia, gdyż rząd rosyjski nie zrezygnuje z opieki nad prawosławiem. Wzmocnienie tak przyjętego kierunku polityki rządowej dało się odczuć w kolejnym roku.

Na początku 1883 r. doszło do znamiennego wydarzenia na Podlasiu, opisanego przez przyszłego laureata Nagrody Nobla W.S. Reymonta. 9 lutego zmarła w Janowie Podlaskim unitka Agnieszka Semeniuk. Przed śmiercią zaklęła na wszystkie świętości rodzinę i najbliższych przyjaciół, aby pogrzebali ją po katolicku. Jako że za takie czyny bardziej karano mężczyzn, kobiety wzięły trumnę zmarłej na swoje ramiona, zamierzając zanieść ją na cmentarz. Gdy idące niewiasty spostrzegli strażnicy, podbiegli do pogrzebowego orszaku, usiłując odebrać trumnę celem zaniesienia jej do cerkwi i pochowania pod przewodnictwem popa prawosławnego. Odważne kobiety odpędziły napastników. Jednak krzyki i gwizdy gawiedzi ściągnęły większą liczbę stójkowych, którzy siłą zdjęli trumnę z kobiecych ramion i postawili ją na bruku. Niewiasty nie ustępowały, kładły się nawet na trumienne wieko, broniąc ciała zmarłej. W czasie szarpaniny innym matkom udało się przejąć trumnę i przenieść ją o kilka kolejnych metrów. Niestety nadjechał naczelnik powiatu konstantynowskiego Durnowo z obstawą, wydarł nieboszczkę i rozpędził orszak. Zarekwirowawszy jednemu z wieśniaków powóz, trumnę ze zwłokami przewieziono do cerkwi. Drugiego dnia w kondukcie pogrzebowym szli już tylko pop, diak i strażnicy, zaś dzielne kobiety surowo ukarano.

W maju 1883 r. kolej warszawsko-terespolska była świadkiem niecodziennych wydarzeń. Po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z rządem rosyjskim przez nowego papieża Leona XIII, jego poseł Vannutelli przejechał przez południowe Podlasie do Moskwy na koronację nowego cara. Uprzedzony o tym komitet Jana Frankowskiego zorganizował spotkanie unitów z legatem. 25 lipca, o 8.00, Vannutelli przybył do Warszawy i zatrzymał się w pałacu arcybiskupim przy ul. Miodowej. Nie doszło jednak do spotkania z delegacją prześladowanych, gdyż cała ulica i pałac obstawione były policją i żandarmerią, które miały za zadanie nie przepuszczać żadnej osoby ubranej po wiejsku. Okazało się, że na trasie do Terespola unici już od kilku tygodni – o głodzie i chłodzie – obozowali w lasach w pobliżu torów kolejowych, obserwując pociągi jadące na wschód. W stolicy swojej guberni gubernator siedlecki rozkazał, by nie dopuszczać do dworca żadnych osób. Kiedy nuncjusz ok. 18.00 przyjechał do Siedlec, bardzo się zdumiał na widok pustych peronów. „Czy tu już nie ma katolików?” – zapytał. Na kolejnej stacji, tj. w Łukowie, było już zupełnie inaczej, mimo iż pociąg miał się zatrzymać tylko na kilka minut. Na peronie czekały pięknie przystrojone dziewczynki, za nimi stali obywatele miasta z palmami i kwiatami, więc legat odważył się nawet wysiąść z wagonu. Nagle z drugiej strony pociągu dał się słyszeć krzyk, płacz i jęk nieszczęśliwych. Nuncjusz spojrzał przed pociąg i oniemiał. Ujrzał pola i łąki na przestrzeni kilku kilometrów zapełnione unickim ludem. Biskup zdumiony i zdjęty żalem podszedł ku tłumom i zaczął z nimi odmawiać modlitwy, a potem pobłogosławił w języku polskim. Wtedy lud padł na kolana, wołając: „Ojcze Święty! Jesteśmy bez sakramentów. Umieramy bez kapłanów!”. Inni wołali: „Ratuj nas od schizmy”. Postój wydłużył się do ok. 30 minut, gdyż szyny kolejowe były pokryte kobietami leżącymi krzyżem na torach, tak że maszynista nie mógł ruszyć. Na następnej stacji, w Międzyrzecu Podlaskim, tłum unitów tak napierał, że połamano sztachety okalające tory przed dworcem. Straż ziemska i żandarmi, uprzedzeni depeszą telegraficzną o tym, co zdarzyło się w Łukowie, zaczęli rąbać napierający lud pałaszami. Unici, nie zważając na rany i razy, cisnęli się aż do kół wagonów i poklękali przed lokomotywą na torze. Do wagonu nuncjusza przybiegła unitka z wiankiem, do którego uwiązana była prośba. Oficer stojący obok [okazało się, że był to wicegubernator siedlecki Iwaneńko – J.G.] chciał wyrwać jej wianek, lecz odepchnięty po dwakroć niezwykłą siłą kobiety – na prośbę samego nuncjusza – odstąpił, a ta wręczyła, co chciała… Aby pociąg mógł ruszyć z miejsca, przedstawiciele łacińskich katolików międzyrzeckich zakomunikowali klęczącym na torach, by podeszli bliżej, gdyż delegat Ojca Świętego chce im udzielić błogosławieństwa. Zanim unici doszli do salonki, pociąg ruszył. Na następnych stacjach – w Białej i Chotyłowie – powtórzyło się to samo, jednak nuncjusz był już tak wzruszony i osłabiony, że z wagonu nie wysiadał. Po odjeździe pociągu, na stacjach w Łukowie, Międzyrzecu, Białej i Chotyłowie rozpoczęły się aresztowania. Zatrzymano kilkadziesiąt osób, nie tylko kobiet, ale też urzędników kolejowych, niektórych obywateli, a nawet jednego oficera.

Józef Geresz