Przeklęta czy błogosławiona?
Kiedy zawieramy związek małżeński, przybywa nam nie tylko obrączka na palcu, ale też nowy członek rodziny – teściowa. Stereotypowa to ciesząca się niechlubną sławą zołza, której należy za wszelką cenę unikać. I mimo że mało która przyszła synowa lub zięć mają ochotę na toczenie wojen domowych, ten odwieczny konflikt zdaje się nie mieć końca.
Konflikt stary jak homo sapiens
Ewolucyjne podstawy sporu pomiędzy synową i teściową potwierdziły badania niemieckich antropologów Eckarta Volanda i Jana Beisa, którzy w fascynującej pracy „Matka męża jest jak diabeł w domu” postawili tezę, że ten konflikt jest czymś „przyrodzonym gatunkowi homo sapiens” jako takiemu. Mało tego, jak wynika z analiz ksiąg parafialnych z rejonu Krummhörn w Niemczech, dotyczących życia 23 tys. rodzin w XVIII i XIX w., okazało się, że prawdopodobieństwo śmierci nowo narodzonego dziecka było dwukrotnie wyższe, jeśli bliski kontakt z młodą rodziną miała babcia dziecka od strony ojca. Nie znaczy to oczywiście, że babki nocą podduszały niemowlęta poduszką albo faszerowały je arszenikiem. Przeżycie dziecka zależy od kondycji i zdrowia matki. Teściowe, w przeciwieństwie do rodzonych matek, były o wiele mniej skłonne do pomocy, co więcej – stwarzały presję, by synowa mimo ciąży nadal wzorowo wypełniała obowiązki pani domu i wykorzystywały ją do ciężkich prac.
Z kolei współczesne badania pokazują, że z winy teściów rozpadło się niejedno małżeństwo. Kilka dni temu stowarzyszenie włoskich adwokatów specjalizujących się w zakresie prawa małżeńskiego ogłosiło, że do jednej trzeciej separacji dochodzi właśnie z winy świekrów. Odnotowało także inne zjawisko: mężczyźni w roli teściów, uważani do tej pory za osoby z większą rezerwą i za mniejszych „podżegaczy”, coraz bardziej naśladują kobiety we wtrącaniu się i łamaniu zasad dobrych obyczajów. Według zrzeszenia adwokatów, w związku z szerzeniem się tego zjawiska, należałoby zapraszać na kursy przedmałżeńskie także rodziców narzeczonych. ...
Jolanta Krasnowska