Komentarze
Przemija postać świata

Przemija postać świata

Lata świetności mają, co prawda, już dawno za sobą. I czasy monopolu na rynku również. Teraz dodatkowo zawisły nad nimi czarne chmury. Kioski Ruchu i Poczta Polska mają kłopoty.

Niedawno gruchnęła wiadomość, że Ruch, najstarszy polski dystrybutor prasy, zakończy swoją działalność w kioskach do końca kwietnia. Spółka - jak twierdzą portale branżowe - miałaby podjąć decyzję o wycofaniu dystrybucji prasy głównie z powodów ekonomicznych. No cóż, może to jeszcze nie koniec najpopularniejszych punktów sprzedaży czasów słusznie minionych. Wszakże od dawna wiadomo, że nie tylko prasą stały.

Każdy chyba pamięta sprzedawczynię w filmie „Miś” strofującą klientów: „Panie, tu nie jest salon damsko-męski. Tu jest kiosk Ruchu! Ja… Ja tu mięso mam!”. No dobrze, najczęściej i najwcześniej zjawiali się stali czytelnicy prasy oraz palacze. Przez wiele lat klientelę uzupełniali jeszcze amatorzy wody brzozowej. Istniały (istnieją!) dwie wersje kiosków: te częściej spotykane – z okienkiem, przed którym trzeba było wykonać pokłon, żeby ujrzeć twarz kioskarza, oraz „luksusowe” obiekty z wejściem do środka. Pracującym w tych pierwszych umiejętności w aranżacji wnętrz mogłaby pozazdrościć Dorota Szelągowska. Trzeba bowiem wielkiej wyobraźni, żeby na kilku metrach kwadratowych upchnąć kilkaset tytułów prasowych, krzyżówek, książek, chemii, kosmetyków, zabawek i innej galanterii. I ta nierozwiązana do dziś zagwozdka: „Czy pani pracująca w kiosku siedzi czy jest w ruchu?”. Bywały też sytuacje opisywane w prasie i programie telewizyjnym „997”, w których rola tych punktów sprzedaży detalicznej była szczególna: „Mężczyzna wyszedł po papierosy do kiosku i już nie wrócił”. Zazwyczaj dotyczyło to jakiegoś męża, który pod takim pretekstem wyprowadził się z domu, by gdzieś w Polsce zacząć nowe życie.

Dziś już rzadziej zaglądamy do kiosków. Nie ma tam promocji, wyprzedaży, a marże są wyższe niż w dyskontach. Krajobraz bez nich? Byłoby jednak żal.

Pod znakiem zapytania stoi ponoć także dalsze funkcjonowanie Poczty Polskiej. Strata państwowego giganta sięga kilkuset milionów złotych. Jak widać, nie pomaga nawet to, że placówki oferują nie tylko usługi pocztowe. Możemy w nich kupić książki, gazety, słodycze, zabawki… Wszystko! Gdyby wybuchła wojna, tylko tam warto się ukryć. Kondycji nie poprawiła, niestety, sprzedaż torebek z logotypami przypominającymi te należące do słynnych marek premium.

Poczta Polska jest wciąż gdzieś na początku lat 90. Znaczki klejone na ślinę, listonosze na rowerze – zajmujący się głównie nie tyle roznoszeniem listów i paczek, co wciskaniem awizo do skrzynek, wieczne kolejki na poczcie, zgorzkniałe panie w okienku, a co najgorsze: drożyzna i dłużyzna.

Przed Pocztą jeszcze trochę pracy, aby stała się marką, która dobrze się kojarzy. Ale bez niej byłoby jakoś smutno…

Kinga Ochnio