Przepłynęłam ocean
Rodzice poznali się, kiedy mama już była świadkiem Jehowy, a tata dopiero zaczął się interesować. Wcześniej byli katolikami. Mój tato miał problem alkoholowy i myślę, że właśnie to spowodowało, iż jego relacje z Kościołem się rozluźniły. Mimo to bardzo dobrze żył z księżmi. Był murarzem, więc chętnie najmowali go do różnych prac. Mama z kolei przestała przystępować do sakramentu pokuty po bierzmowaniu. Wtedy też na wsi, gdzie mieszkała, pojawili się świadkowie Jehowy. Miała wówczas 17 lat.
Zaczęli się nią interesować, tłumaczyć Pismo Święte tak, jak nikt wcześniej. Moja babcia, która urodziła się w rodzinie prawosławnej, katoliczką stała się po wyzwoleniu Polski. Jej wiara była zatem bardzo pobieżna, dlatego nie potrafiła jej przekazać swojej córce.
Zasady ponad wszystko
Świadkowie Jehowy zauroczyli moją mamę tym, że mieli dla niej czas. Szybko została głosicielką, potem pionierką, czyli tzw. głosicielką pełnoetatową, która całymi dniami chodziła od domu do domu, dzieląc się swą wiarą. W rzeczywistości chodziło o to, by zwerbować nowe osoby. Często towarzyszyłam zarówno mamie, jak i tacie, kiedy pukali od drzwi do drzwi. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, że robiliśmy marketing, a nie głosiliśmy Chrystusa.
Mama wręcz chlubiła się swoją wiarą. Kiedy przyjeżdżałyśmy do szpitala na podstawowe badania, już od progu, co bardzo mnie irytowało, informowała wszystkich, że jesteśmy świadkami Jehowy, zastrzegając, by przypadkiem nie podano mi krwi. Transfuzja jest bowiem ściśle zabroniona. Nie zwalniają z tego żadne okoliczności: ciężka choroba ani ryzyko wykrwawienia się np. z powodu wypadku. Wielu świadków przypłaciło życiem za fanatyczne trzymanie się tego zakazu. Mama mocno żyła zasadami, jakie obowiązywały w zborze. Nienawidziła Kościoła katolickiego, powtarzając, że to siedlisko zła, szatana. ...
MD