Przyjęli bohatera
12 maja na łaskarzewskim cmentarzu zostały pochowane szczątki kpt. Karola Jamnickiego. W piątek, w uroczystej Mszy w kościele parafialnym w Łaskarzewie uczestniczyli przedstawiciele władz samorządowych, parlamentarzyści, poczty sztandarowe szkół, uczniowie klas mundurowych i orkiestra dęta miejscowej OSP. - Przyjmujemy z wielkim honorem szczątki kpt. Karola Jamnickiego. Potrzebni są nam bohaterowie, abyśmy idąc po tych śladach, nie pogubili się na drogach naszego życia. Oni są jak drogowskazy, chcemy się od nich uczyć służby i chcemy się od nich uczyć miłości ojczyzny- mówił przewodniczący Eucharystii proboszcz parafii Podwyższenia krzyża Świętego ks. prałat Stanisław Niewęgłowski.
Po nabożeństwie kondukt żałobny w asyście orkiestry dętej i licznej grupy mieszkańców przemaszerował ulicami miasta na cmentarz parafialny, gdzie złożono doczesne szczątki kpt. Jamnickiego. Za pomoc w przeprowadzeniu ekshumacji i organizacji wydarzenia podziękowała prawnuczka kpt. Jamnickiego Karolina Jamnicka-Kondej, której staraniem doszło do tego wydarzenia.
Grób przestał istnieć
K. Jamnicki spoczywał na cmentarzu w Mirsku na Śląsku. Niedawno status jego nagrobka zmienił się, gdy na wniosek rodziny Instytut Pamięci Narodowej wpisał go do rejestru jako grób weterana. I prawdopodobnie tak by pozostało do dziś, gdyby nie konieczność opłacenia miejsca na nekropolii. – Wtedy dowiedziałam się, że w kartotece grób pradziadka nie istnieje. Zadzwoniłam do kwiaciarni znajdującej się koło cmentarza, podałam lokalizację grobu i poprosiłam o sfotografowanie pomników przy parkanie. Pani z kwiaciarni przesłała mi te zdjęcia, ale żaden z pomników się nie zgadzał. Wtedy pojechałam na Śląsk. Okazało się, że na miejscu pochówku pradziadka stoi pomnik obcej rodziny. Zaczęłam więc udowadniać swoją rację – opowiada K. Jamnicka-Kondej. Dokumenty nie budziły wątpliwości, więc urząd zaproponował, by na nagrobku umieścić tablicę z nazwiskiem K. Jamnickiego. – Nie zgodziliśmy się na to i wystąpiliśmy do IPN o ekshumację – tłumaczy. Procedury trwały kilka lat. W sprawie uczestniczył prokurator, a całość przedłużył opór rodziny, która dokonała nowego pochówku. – Dopiero w sądzie na zasadzie ugody pozwoliła nam na dokonanie ekshumacji – zaznacza K. Jamnicka-Kondej.
Zdążył uciec śmierci
Żmudnej pracy wymagało też odtworzenie życiorysu K. Jamnickiego. Zarówno prawnuczka, jak i jej ojciec nie mieli szczegółowej wiedzy o losach przodka. – Dziadek (syn Karola) zmarł młodo i mój tata nie miał od niego żadnych informacji. Ja wiedziałam tylko, że pradziadek był żołnierzem i przebywał w więzieniu. Miałam też jedno jego zdjęcie, właśnie z tego więzienia. To była taka nasza rodzinna legenda – tłumaczy K. Jamnicka-Kondej.
Dopiero po latach, gdy zaczęła szukać korzeni własnej rodziny, na światło dzienne wypłynęły dokumenty. Pani Karolina otrzymała z IPN kilkadziesiąt akt zbowidowskich i wytworzonych przez Urząd Bezpieczeństwa. Pomógł też Polski Czerwony Krzyż, a nawet uzdrowisko Świeradów-Zdrój, gdzie po wojnie Karol pracował. Efekt tego był taki, że tajemnice zaczęły się wyjaśniać. Jak choćby ta związana z więziennym zdjęciem. – Gdy szukałam wiadomości, gdzie pradziadek mógł być więziony, natrafiłam na zdjęcie innego więźnia z podobnym numerem i informację, że przebywał w Grodnie. Tamtego więźnia Sowieci rozstrzelali, a pradziadka nie zdążyli, dlatego udało mu się uciec. Z opowieści rodzinnych wiem, że gdy wrócił do domu, był tak wychudzony, że nie poznał go nawet jego syn – opowiada prawnuczka.
Na celowniku ubecji
– Pradziadek urodził się w 1895 r., ale wszędzie w dokumentach widniał rok 1900. Wzięło się to stąd, że Karol w latach powojennych podawał inną datę urodzenia, żeby nikt nie zarzucił mu udziału wojnie polsko-bolszewickiej – zauważa K. Jamnicka-Kondej. Ale mimo takich ustaleń, na pomniku w Łaskarzewie nie pojawi się autentyczna data urodzenia. IPN wpisał bowiem rok 1900, jaki znajduje się w akcie zgonu (taki miał obowiązek).
Zatarte zostały także inne fakty z życia Karola. – Np. w dokumentach ZBOWiD-u odnotowano, że pradziadek przebywał w obozie niemieckim, a o tym że walczył z Rosjanami nie było śladu. Myślałam, że to prawda. Z czasem zrozumiałam, że było to celowe działanie. Chodziło o to, by uchronić się przed represjami w okresie powojennym – przyznaje pani Karolina. Mimo takich zabiegów ubecy i tak zbierali „haki” na Karola. Podejrzewali, że ukrywa broń i że zarządza podziemiem.
Nieugięty konspirator
Bohater kilku wojen urodził się 20 października 1895 r. w Lubaczowie. Karierę wojskową rozpoczął od Legionu Wschodniego (1914 r.), a następnie w 3 Pułku Piechoty Legionów Polskich. Później został wcielony do armii austriackiej, w której walcząc, odniósł rany. W 1918 r. zdezerterował i wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej, z którą brał udział w obronie Lubaczowa w walkach polsko-ukraińskich. Moment odzyskania przez Polskę niepodległości zastał go w Jarosławiu, podczas rozbrajania austro-węgierskiej żandarmerii.
Na początku 1919 r., po krótkich walkach w rejonie Galicji, gdy usłyszał o powstaniu wielkopolskim, zdecydował się udać właśnie tam. Jako ochotnik walczył m.in. o Leszno i Inowrocław. Został nawet ranny, ale to nie przekreśliło jego dalszej służby. Uczestniczył bowiem jeszcze w wojnie polsko-bolszewickiej, Bitwie Warszawskiej, nad Niemnem, w zdobyciu Grodna i walkach o Wilno. Wziął tez udział w III powstaniu śląskim.
Kolejne lata, do wybuchu II wojny, Karol spędził jako instruktor wojskowy. Po upadku wojny obronnej we wrześniu 1939 r. trafił do więzienia NKWD, gdzie był głodzony i torturowany. Uciekł w 1941 r. i wrócił w rodzinne strony. Później wstąpił do partyzantki i do wojska, gdzie ponownie zajął się szkoleniem, ale też i walką z Niemcami.
Po wojnie zamieszkał w Mirsku na Śląsku jako osadnik wojskowy. Działał w konspiracji i był inwigilowany. Zmarł 17 maja 1976 r. Posiadał liczne odznaczenia, m.in. Virtuti Militari V klasy, Krzyż Niepodległości czy Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.