Historia
Przykłady oporu unitów w pierwszej połowie sierpnia 1867 r.

Przykłady oporu unitów w pierwszej połowie sierpnia 1867 r.

W międzyczasie gubernator siedlecki Gromeka powiadomił naczelników powiatowych, że na jego wniosek złożony do zarządzającego sprawami cerkwi greko-unickiej w Warszawie ten ostatni wystąpił do namiestnika.

Dalej, że uzyskał jego zgodę na angażowanie księży obrządku greko- unickiego z Galicji, którzy zapełniliby wolne stanowiska parafialne bądź też zastąpiliby pozbawionych beneficjów kapłanów diecezjalnych czy innych urzędów diecezjalnych ze względu na ich wrogi stosunek do władz.

W ten sposób, mając zapewniony dopływ kleru galicyjskiego, gubernator polecił naczelnikom przypomnieć parochom unickim, że, począwszy od 25 lipca 1867 r., muszą zdecydować, czy poddadzą się zarządzeniom władz cywilnych i duchownych, czy też jako opozycjoniści będą usunięci z zajmowanych stanowisk. To zarządzenie przelało czarę goryczy przywiązanej do swych kapłanów ludności unickiej i spowodowało, jak piszą rosyjscy publicyści, zaburzenia ludowe i czynny opór. Rozruchy zaczęły się w pięciu parafiach pow. konstantynowskiego, w siedmiu pow. bialskiego, w czterech pow. włodawskiego, a później stopniowo rozprzestrzeniły się na pow. radzyński i sokołowski. Wg rosyjskiego publicysty Krzyżanowskiego na 110 parafii unickich zaburzenia objęły ok. 30 z nich. Autor obwinia nie samą ludność unicką, lecz rzekomo płatnych agitatorów polskich, którzy ją do tego mobilizowali, co nie ma pokrycia w polskich źródłach i jest nieprawdą. Spróbujmy wymienić najsłynniejsze ośrodki oporu. Odnośnie parafii Próchenki posiadamy relację Heleny Filipczuk, która jako dziecko zapamiętała, że pewnego dnia, a był to dzień powszedni, zjechała w czasie żniw komisja powiatowa urzędników w składzie: dwóch naczelników, 15 żandarmów, wójt i gminny pisarz. Chcieli, aby ksiądz im oddał organy, monstrancje i inne rzeczy polskie.

Wierni jednak czuwali i ktoś zadzwonił w dzwony. Szybko zlecieli się ludzie ze wsi i z pól i zaczęli wołać: „My swego nie damy. Wyście nie kupowali i nie sprawiali. My swego nie damy. Strzec będziemy tego, co w cerkwi”. Gdy urzędnicy wtargnęli do księdza, kilku odważniejszych gospodarzy weszło na plebanię, by go wesprzeć. Naczelnik powiatu kazał ich wszystkich wiązać sznurami, z rękami do tyłu. Wtedy mieszkańcy rzucili się, porozwiązywali i powypuszczali na wolność skutych. Policja dała za wygraną i odjechała. Było to jednak pozorne zwycięstwo, bo jeszcze tego samego wieczoru nakazano wójtowi, aby gmina odstawiła do aresztu do Janowa Podl. tych, co byli przedtem związani. Skuto ich kajdanami i furmankami powieziono do powiatu. Tam trzymano kilka dni i potem wypuszczono. Unitka zapisała: „Pamiętam, jak matka płakała, że nie ma komu pójść w pole i że zboże stoi”. We Włodawie udało się władzom „zaaresztować” organy. Jednak po kilku dniach, gdy zaczęła się liturgia bez instrumentu, część ludzi zaczęła wychodzić ze świątyni. Kiedy kapłan rozpoczął kazanie po rosyjsku, zaraz po pierwszych jego słowach tłum kobiet wpadł do cerkwi i zaczął krzyczeć: „Nie chcemy moskiewskich kazań! To schizma. Wiarę naszą bezczeszczą”!. Wprawdzie udało się dokończyć nabożeństwo, ale po liturgii ludność zamknęła cerkiew, a klucze ktoś ukrył. Na placu cerkiewnym zgromadziło się sporo kobiet, które zaczęły śpiewać polskie pieśni religijne. Nie zważały na siły policyjne i upomnienia naczelnika powiatu, wznosząc okrzyki: „Nie damy bezcześcić wiary, nie chcemy schizmy”. Gdy dorobiono nowy klucz do cerkwi, 18-letni syn starosty cerkiewnego poturbował sprzedajnego ojca za zmianę wiary, porwał klucz i wrzucił go do rzeki Bug. Ślusarze i kowale pod różnymi pretekstami odmawiali dorobienia klucza. Wg źródła ros. kobiety z dziećmi na rękach i w stanie brzemiennym demonstrowały na ulicach Włodawy, utrudniając pracę policji. Natomiast mężczyźni unici pokazywali się rzadko. 6 sierpnia 1867 r. powołano w Warszawie Komitet Specjalny ds. Królestwa Polskiego. 9 sierpnia gubernator siedlecki Gromeka wydał nowe zarządzenie, aby wysyłać delegacje unitów z poszczególnych parafii do Galicji i przekonać wiernych, że tam unia nie potrzebuje organów, polskich pieśni i kazań, a konsystorz nie łamie wiary tylko chce ją oczyścić i poprawnie ustawić. Zarządzenie to odczytano we wszystkich miejscowościach, w których doszło do zaburzeń. Lud miał sam wybrać przedstawicieli wyjeżdżających do Galicji. Wiadomo, że takie delegacje wysłano z Rudna, Gęsi, Radcza i Kolembród. Nie wysłano z Łomaz, Włodawy, Kornicy i innych miejscowości. 12 sierpnia został deportowany z Janowa Podl. do Warszawy bp podlaski Szymański. Wkrótce osadzono go w klasztorze oo. kapucynów w Łomży. Tajemnicą pozostaje, w jaki sposób zdołał zabrać ze sobą do Łomży cudowny obraz Matki Bożej Leśniańskiej (już wcześniej na jego polecenie w Leśnej potajemnie umieszczono kopię zamiast oryginału). Wiadomość o wywiezieniu biskupa z Janowa wywarła wielkie wrażenie na unitach w Kornicy. Przejazd uwięzionego hierarchy potęgował opór unitów w Kornicy. Tamtejszy proboszcz Cyprian Hanytkiewicz okazał się stanowczym obrońcą unii. Już wcześniej ostrzegał urzędników rosyjskich, że jeśli rząd nie ustąpi, poleje się krew. Mimo nacisków Kornica nie wysłała delegacji do Galicji. Potem tłum wiernych nie dopuścił do przesłuchań w tej sprawie. Zanim przybyły większe siły wojska, starosta cerkiewny Andrzej Jańczuk zakopał klucze od świątyni. Egzekutorzy byli bezwzględni. Syn starosty wspominał później: „Wszystko było zabrane siłą (ikony, księgi, organy), wyrzucone z cerkwi po wyłamaniu drzwi, rozerwane, rozbite, połamane, podeptane. Andrzej Jańczuk razem z innymi został poddany okrutnej egzekucji cielesnej i odesłany do bialskiego więzienia. Na wioskę nałożono kontrybucję”.

Józef Geresz