Komentarze
Przypadki odosobnione

Przypadki odosobnione

Tak upragnione przez wielu wakacje, zdaje się, przekroczyły półmetek. Generalnie kojarzone z wypoczynkiem, dla rolników na przykład są czasem wytężonej pracy. Ale i spora gromada miastowych w wakacje nie próżnuje. Na te bowiem chwile odkłada wszystko, z czym nie nadąża w ciągu roku.

A więc generalne sprzątanie, rozmowy z dziećmi, mające nadrobić wychowawcze zaniedbania, czas dla współmałżonka. Czyli zamiast odpoczynku – robota. Raczej trudno uwierzyć, że po generalnym całourlopowym sprzątaniu będziemy wypoczęci, radośni, pełni nowych sił do pracy i życia. Urlop to urlop. Oderwanie od codziennych problemów, od stresu, ciągłego myślenia o szarej rzeczywistości. Okazuje się jednak, że bywa to tylko teorią. I że ten wyczekiwany okres jest przyczyną jeszcze większych konfliktów. Nagle uświadamiamy sobie, że nie potrafimy dogadać się z dziećmi, a z czasu, który zamierzaliśmy im poświęcić, w ogóle nie chcą korzystać. Przyzwyczajone do codziennej obojętności czy nawet obcości niekoniecznie decydują się poddać nowym praktykom, zburzyć nie najlepszy, ale zaakceptowany już schemat. Nagabywane na siłę, zaczynają się buntować, uciekać, a stąd już tylko krok do frustracji rodzica, który czuje się zawiedziony, bo przecież miał dobre chęci. Podobnie rzecz ma się ze współmałżonkiem, z którym przez miesiąc urlopu chciałoby się naprawić byle jakie całoroczne relacje. Paradoksalnie te wytęsknione wakacje zamiast radości mogą przynieść jeszcze nowe wyzwania. Już sam plan spędzenia tak zwanego wolnego czasu to dla niektórych przeszkody nie do przebycia. Powody do sprzeczki zawsze przecież można znaleźć, a choć wydawałoby się, że urlop pomoże wiele problemów rozwiązać, to może ich też namnożyć. Brak właściwych relacji  rodzinnych w ciągu roku usprawiedliwiamy pośpiechem, zaganianiem, stresem, głęboko wierząc, że w wakacje wszystko to nadrobimy. A tu okazuje się, że guzik prawda. I że nawet lepiej było, kiedy goniliśmy w piętkę, bo nie mieliśmy też czasu na kłótnie, a teraz możemy nawrzucać sobie do woli. Dziwne, że tacy zaganiani, tacy niby przejęci upływającym czasem, marnotrawimy go z nonszalancją czy premedytacją. Słońce regularnie zachodzi nad gniewem naszym, bo przecież jutro jest nowy urlopowy dzień. Paradoksy się mnożą. W końcu on idzie na ryby, ona wpada w wir totalnego porządkowania, ale niekoniecznie spraw ducha, a życie mija. I mija kolejna szansa na porozumienie. Któregoś dnia dochodzimy do wniosku, że lepiej w pracy niż w domu. Tylko czy sfrustrowani takimi wakacjami możemy być pracownikami wydajnymi? A w domu – kolejne niespełnione nadzieje pomnożą wzajemne oskarżenia i frustracje.

Po tej czarnej wizji urlopu może jednak czas na pewien retusz. Zasugerowane tu przypadki to, mam nadzieję, przypadki odosobnione. Wierzę, że generalnie jest jednak inaczej. Zdecydowanie bardziej optymistycznie. A jeśli nie, to najważniejsza jest chyba dobra wola. I szczera rozmowa. Przecież na początku było słowo. I ono będzie na końcu. Warto mu zaufać.        

Anna Wolańska