Region
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Przyszłość pałacu w rękach sądu

Będziemy starać się o uznanie zasiedzenia budynku - zdradza wójt gminy Ułęż Barbara Pawlak. Przed wymiarem sprawiedliwości toczy się spór o prawo własności zabytkowego pałacu.

Od kilku lat sen z powiek ułęskim samorządowcom spędza pozew, jaki przeciwko władzom wytoczyła jedna z kancelarii w Warszawie. Specjalizujących się w reprywatyzacji prawników wynajęli spadkobiercy rodu Janickich (dawni właściciele budynku). Nieinteresująca się przez długi czas majątkiem rodzina przypomniała sobie o nim dziesięć lat temu. Od tamtego czasu z jej strony pojawiło się kilka propozycji rozwiązania sporu z wyliczanymi coraz to wyższymi kwotami - najpierw odkupienia przez gminę pałacu, a potem z tytułu bezpodstawnego korzystania z budynku. Ostatnio, w 2020 r. spadkobiercy wytoczyli pozew o wykreślenie gminy z ksiąg wieczystych. Początek prawnego sporu między gminą a spadkobiercami sięga 2011 r. Wówczas potomkom znanego rodu, a konkretnie Marii Szcześniewskiej-Widymskiej, nie spodobała się kluczowa dla sprawy decyzja wojewody lubelskiego (z 1992 r.!).

Tuż po utworzeniu w Polsce jednostek samorządu terytorialnego władze województwa przyznały bowiem gminie Ułęż prawo własności pałacu na mocy obowiązujących przepisów i bez odszkodowania (wcześniej pałac został upaństwowiony na podstawie dekretu PKWN o reformie rolnej z 1944 r.). Nie zgadzając się z decyzją wojewody, M. Szcześniewska-Widymska złożyła wniosek o unieważnienie dokumentu.

Do wniosku w 2015 r. przychylił się minister ds. administracji i cyfryzacji. Ale niedługo później ten sam organ uchylił swoje wcześniejsze orzeczenie. Uznał też dokument wojewody za wydany z naruszeniem prawa. Od samego początku gmina nie zgadza się z takim stanowiskiem ministra. Dlatego wnosiła odwołania i skargi od niekorzystnych decyzji.

Dodatkowo argumentów do walki o zwrot pałacu kilka lat temu dostarczył szef resortu rolnictwa. – Uznał część gruntu, tj. 6 ha, na którym znajduje się obiekt, za wyjętą spod celów dekretu PKWN. To dało podstawę do ubiegania się o zwrot budynku – uważa wójt gminy Ułęż Barbara Pawlak.

Z takim działaniem ministra ułęski samorząd też nie może się pogodzić. – W budynku nie zamieszkiwali wyłącznie Będkowscy (do nich najpierw należał pałac – przyp. red.) i Janiccy. Pracowali też w nim zarządca i ekonom. Wokół hodowano zwierzęta, a więc cały obiekt był związany z działalnością rolniczą. Stąd zarządzano całym prawie 500-hektarowym majątkiem – przekonuje B. Pawlak.

 

Uroczystości nie interesują rodzinę

Obecnie konflikt trafił na sądową wokandę. W następstwie złożonego przez spadkobiercę pozwu o wykreślenie gminy z ksiąg wieczystych odbyła się w Rykach rozprawa. Strona samorządowa wniosła jednak o odrzucenie pozwu i przedstawiła dowody świadczące o jej prawie do władania budynkiem. Przede wszystkim chodzi o powojenną historię pałacu, gdy pełnił on funkcję administracyjną oraz ośrodka kultury. W tamtych latach mieszkańcy gromadzili się w nim choćby po to, by oglądać jedyny w okolicy telewizor. W pałacu mieściły się też biblioteka i gabinet weterynaryjny, a także poczta i posterunek policji. To było i jest centrum obsługi wszystkich mieszkańców gminy Ułęż.

Za utrzymaniem własności przemawia szereg remontów, jakie pałac przechodził od czasu wojny i w ciągu ostatnich lat. – Udało się podłączyć wodociąg i kanalizację, wymienić instalację centralnego ogrzewania, pomalować elewację, wymienić okna i wykonać łazienki. Dwukrotnie był wymieniany dach, bo okazało się, że pierwsze poszycie nie spełniło wymogów konserwatora zabytków. Powstało również skrzydło pałacu, w którym znajduje się ośrodek pomocy społecznej – zaznacza B. Pawlak. Większość tych zadań gmina sfinansowała we własnym zakresie.

Oprócz spraw materialnych samorząd stara się kultywować pamięć po dawnych właścicielach majątku. – Kilka lat temu odsłoniliśmy pamiątkowy kamień i posadziliśmy dąb ku czci por. Janickiego, który został zamordowany w Katyniu. Na te uroczystości nikt z rodziny Janickich nie przyjechał – tłumaczy wójt.

 

Trzeba będzie szukać nowego lokum?

Jedyne rozwiązanie kłopotliwej sytuacji gmina upatruje w pozwie o ustalenie zasiedzenia. Zdaniem wójt za takim krokiem przemawia historia ostatnich kilkudziesięciu lat. – W 1992 r. przejęliśmy pałac jako własność Skarbu Państwa, który od wojny pełnił funkcje administracyjne – przekonuje B. Pawlak. – Mam nadzieję, że do naszego wniosku przyłączy się Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa – dodaje włodarz.

Gdyby droga prawna okazała się nieskuteczna, samorządowi nie pozostanie nic innego jak poszukiwanie na urząd gminy nowego lokum. Ale droga do tego nie jest łatwa. – Na budowę nowych budynków urzędów administracji samorządowej nie ma żadnych ogłoszonych konkursów. Naszego budżetu nie stać nas na taką inwestycję. Nie posiadamy też odpowiedniej działki na ten cel – przekonuje B. Pawlak.

Względy finansowe nie są jednak jedyną bolączką samorządu. Przeniesienie urzędu nie jest proste także z wielu innych powodów. – Pracujemy w wielu ogólnokrajowych programach. Potrzebujemy dostępu do szybkiego internetu, aby serwery mogły poprawnie działać – zauważa wójt i podkreśla, że nie zamierza ustępować w sporze o pałac. – Uważam, że gmina Ułęż zasiedziała ten budynek na rzecz społeczności lokalnej. Oczywiście dekret PKWN nie był sprawiedliwy wobec właścicieli ziemskich, ale nie może za to odpowiadać samorząd gminny, który powstał w 1990 r., wiele lat po wojnie. Takie sprawy powinny być rozstrzygane na poziomie państwa polskiego – kończy B. Pawlak.

Tomasz Kępka