Rozmaitości
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Pszczelarz trzyma rękę na pulsie

Rozmowa z Krzysztofem Osielskim, prezesem Związku Pszczelarzy Podlasie w Białej Podlaskiej, starszym specjalistą ds. pszczelarstwa w Powiatowym Zespole Doradztwa Rolniczego LODR w Białej Podlaskiej z siedzibą w Grabanowie.

Nazwijmy rzecz po imieniu: jeżeli ktoś świadomie opryskuje kwitnące plantacje w godzinach najintensywniejszego lotu pszczół, trąci to zwykłą głupotą. Niszcząc pszczoły, właściciele upraw wymagających zapylenia przez nie tracą znaczną część plonów i obniżają ich jakość. Pośrednio więc sami wyrządzają sobie krzywdę. Co ważne - powodują dużą śmiertelność nie tylko pszczół miodnych, ale i innych dziko żyjących owadów zapylających.

Co można powiedzieć o dynamice zmian na „pszczelarskiej mapie” Podlasia?

W ZP „Podlasie” zarejestrowanych jest obecnie ok. 380 pszczelarzy, tylko w 2016 r. przybyło ich ponad 40 i ok. 860 rodzin pszczelich. Taki trend trwa od kilku lat. Nowi członkowie naszego związku to najczęściej właściciele małych pasiek do 20 rodzin i średnich do 50 rodzin pszczelich.

Nowi pszczelarze w związku – nie znaczy jednak początkujący. Zazwyczaj to ci, którzy prowadzą pasieki od co najmniej kilku lat. Chcąc skorzystać z pośrednictwa naszego zrzeszenia w zakupie sprzętu pszczelarskiego, matek, leków, wyjazdów szkoleniowych, zrzeszają się, próbują działać na rzecz rozwoju pszczelarstwa i związku. To dobry kierunek rozwoju ZP „Podlasie”.

W rejonie działania naszej organizacji istnieje również grupa pszczelarzy, którzy należą do innych zrzeszeń. Pszczelarstwem zajmują się też osoby niezrzeszone, jednak trudno określić ich liczbę.

Jakie korzyści płyną z przynależności do organizacji pszczelarskich?

Ich wachlarz jest dość szeroki. To przede wszystkim możliwość skorzystania z dotacji unijnych na prowadzenie działalności pszczelarskiej w ramach Krajowego Programu Wsparcia Pszczelarstwa: na zakup sprzętu, np. miodarek, uli i ich elementów, przyczep, lawet do przewozu uli, jak też na zakup matek pszczelich czy leków do zwalczania warrozy.

Czy obecnie trwający program różni się znacząco od poprzedniej edycji?

Zniesione zostały wymagania odnośnie wielkości ekonomicznej gospodarstwa. Wystarczy posiadać dziesięć rodzin, by zakupić sprzęt z dotacją: w przypadku przyczep – ponad 30, a ponad 150 rodzin pszczelich – przy zakupie ładowarek, miniładowarek oraz innych wózków samojezdnych do załadunku i rozładunku uli. Można w ramach dotacji kupić elementy uli – poprzednio tylko kompletne ule. Sprzęt pszczelarski może zakupić pszczelarz posiadający już dziesięć rodzin pszczelich, poprzednio 15 rodzin. O ile w poprzednich sezonach można było uzyskać dotację na zakup kompletnych uli do wysokości 20% jej stanu, to w tej chwili nie ma takiego obowiązku; niestety spadła przy tym wysokość dofinansowania do rodziny – z 70 do 50 zł. Jeśli chodzi o zakup leków, nie liczy się wielkość pasieki – pszczelarz deklaruje liczbę rodzin, za które opłacił stosowne składki i może otrzymać dotację do wysokości środków finansowych otrzymanych przez organizację pszczelarską prowadzącą projekt. Pszczelarz – właściciel pasieki, może otrzymać dofinansowanie zakupu odkładów, pakietów i matek łącznie, nie więcej niż połowę stanu posiadanych rodzin pszczelich. W przypadku pakietów i odkładów nie więcej jak piątą część stanu użytkowanych pni pszczelich.

Pszczelarze narzekają jednak na dość wysokie ceny leków dla pszczół.

ZP „Podlasie” pośredniczy w pozyskaniu dofinansowania na ich zakup pomiędzy pszczelarzem a Agencją Rynku Rolnego. W tym roku dostaliśmy zaledwie 40% środków niezbędnych do prawidłowego zaopatrzenia pszczelarzy w leki warrozabójcze. Wzrosło natomiast dofinansowanie na sprzęt pszczelarski. Tymczasem jeżeli pszczoły wyginą wskutek niewystarczającego zwalczanie chorób, głównie warrozy, bezsensowna okaże się inwestycja w środki trwałe. Uważam, że kwestia leków do zwalczania warrozy powinna być priorytetowa. Jeśli pszczelarz zabezpieczy pszczoły przed tym pasożytem, przełoży się to na dochodowość pasieki, lepszą zdrowotność i kondycję pszczół. Umożliwi to wzrost liczby rodzin pszczelich i zwiększy szansę na skorzystanie ze wsparcia na sprzęt pszczelarski. Obecny podział środków kłóci się, moim zdaniem, z logiką. Tutaj ukłon w stronę odpowiednich instytucji o bardziej przemyślany podział środków finansowych.

Jak ocenia Pan wiedzę sadowników i rolników nt. pszczelarstwa jako dziedziny działalności wpływającej na efekty ich pracy?

Szczerze mówiąc, dziwi mnie podejście niektórych z nich. Część właścicieli upraw owadopylnych czy sadów nie zawsze stosuje się do zaleceń dotyczących prawidłowego stosowania środków ochrony roślin, zwłaszcza oprysków wykonywanych na kwitnących plantacjach. Powoduje to duży ubytek pszczół zbieraczek i nieocenione szkody zarówno dla właścicieli pasiek, jak i dla samych rolników. Często byłem informowany przez pszczelarzy o tym, że plantatorzy wykonywali opryski kwitnących roślin w czasie ich oblatywania przez pszczoły. W dobie takiego nacisku na ekologię i ochronę zapylaczy, tworzy to przygnębiający obraz. Wzrasta wprawdzie świadomość rolników w tym względzie, ale nie na tyle, by do końca uspokoić pszczelarzy.

Czy w rejonie działania ZP „Podlasie” liczne są przypadki chemicznego zatrucia pszczół?

Mają miejsce, jednak zwykle nie są nagłośnione. Sprawy te zazwyczaj załatwiane są polubownie między pszczelarzem a rolnikiem czy sadownikiem.

Znaczna większość rolników to ludzie wykształceni. Z czego wynikają tego rodzaju rażące zaniedbania?

Nie potrafię tego wyjaśnić. Być może właścicielom dużych powierzchniowo sadów czy upraw trudno jest przeprowadzić np. opryski nocą, chociaż często dysponują wysokiej jakości sprzętem umożliwiającym pracę również po zmroku. Pszczelarz powiadomiony wcześniej przez sadownika może przecież pasiekę wywieźć, bądź na czas oprysku uniemożliwić pszczołom opuszczenie ula.

Nazwijmy rzecz po imieniu: jeżeli ktoś świadomie opryskuje kwitnące plantacje w godzinach najintensywniejszego lotu pszczół, trąci to zwykłą głupotą. Niszcząc pszczoły, właściciele upraw wymagających zapylenia przez nie tracą znaczną część plonów i obniżają ich jakość. Pośrednio więc sami wyrządzają sobie krzywdę. Co ważne – powodują dużą śmiertelność nie tylko pszczół miodnych, ale i innych dziko żyjących owadów zapylających. Masowo giną pszczoły samotnice, trzmiele, motyle. Nie dziwi więc fakt, że więcej dziko żyjących zapylaczy można obecnie spotkać na terenach miejskich (ok. 60 gatunków), niż wiejskich, gdzie ich liczba sięga niekiedy kilku czy kilkunastu gatunków.

Jest Pan w stanie określić profil przeciętnego pszczelarza zrzeszonego w ZP „Podlasie”?

Z moich obserwacji wynika, że pszczelarstwem zaczynają się zajmować coraz młodsi ludzie. Bardzo chętnie korzystają z porad i szkoleń, które organizujemy w Powiatowym Zespole Doradztwa Rolniczego w Grabanowie. O ile jeszcze kilka lat temu sukcesem było, jeśli przyszło na takie szkolenie 30-40 osób, to teraz każdorazowo mamy ponad setkę uczestników. Zainteresowanie jest naprawdę duże. Cieszy mnie to, ponieważ z jednej strony wzrasta ranga PZDR, w którym pracuję, z drugiej – rośnie poziom wiedzy pszczelarzy. Jest to ważne, że młodzi pszczelarze nie szukają już porad u tych, którzy mogą pochwalić się wprawdzie dużym stażem pracy z pszczołami, ale nie mogą im przekazać aktualnej i specjalistycznej informacji. Zwracają się więc do nas. Staramy się sprostać tym wymaganiom, umożliwiając pszczelarzom poszerzenie wiedzy na temat prowadzenia pasiek i pozyskiwania produktów pszczelich.

A jak przezimowały pszczoły?

Ta zima sprzyjała dobrej zimowli pszczół w naszym rejonie, dlatego zastanawiają mnie głosy o większych stratach w pogłowiu pszczół. Jeśli chodzi o pasieki pszczelarzy, z którymi od wielu lat współpracujemy, a przede wszystkim pasiekę w Grabanowie, w której pracuję, mogę powiedzieć, że w naszej okolicy pszczoły przezimowały dobrze i są w dobrej kondycji. Obsyp zimowy był niewielki. Tak dobrych warunków do zimowli pszczoły nie miały od kilku ostatnich lat. Nie zapominajmy, że dobre przezimowanie warunkuje poza pogodą także prawidłowe ułożenie gniazda, zapewnienie rodzinom dobrej jakości i ilości pokarmu, prawidłowej wentylacji, a także uwolnienie zimujących pszczół od warrozy.

Spodziewamy się dużych pożytków?

Pogoda za oknem nie sprzyja pszczołom, ale trzeba trzymać rękę na pulsie. Niektórzy pasiecznicy zapominają, że nawet pomimo takiej aury pszczoły nie śpią. Jeśli rodzina została dobrze ocieplona i zaopatrzona w pokarm, którego o tej porze sezonu powinna mieć ok. 4 kg, to rozwój trwa w ulu dzień i noc. Pszczoły tylko czekają na lepszą pogodę, by wykorzystać pożytek, szczególnie pyłkowy, w zasięgu ich lotu. O obecności dużej ilości czerwiu w rodzinach może świadczyć masowe oblatywanie poidła przy każdym przebłysku słońca. Pszczelarze powinni być przygotowani na silny oblot pszczół w poszukiwaniu pożytku, jak i na to, że jeśli podniesie się temperatura i błyśnie słońce, można liczyć się z próbą wyrojenia się silniejszych rodzin. Trzeba mieć przygotowane ramki z węzą i czekać na okazję, by nimi poszerzyć gniazda. Dzięki temu damy zajęcie młodym pszczołom ułatwiając im odbudowę gniazda, równocześnie opóźnimy lub uniemożliwimy powstanie nastroju rojowego.

Dziękuję za rozmowę.

LA