Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Pusty dźwięk

W czasie Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro papież Franciszek wezwał młodych ludzi do zrobienia rabanu w świecie. Hasło, jak wiele słów papieskich, zostało podchwycone przez licznych komentatorów do tego stopnia, że dzisiaj żyje już własnym życie.

Przyznam się, że tak, jak trzy lata temu, tak i dzisiaj nie do końca wiem, o co właściwie następcy św. Piotra chodziło. Słysząc to stwierdzenie po raz pierwszy, rozumiałem je jako wezwanie do tego, by tak żyć, aby świat nie mógł być wobec uczniów Chrystusa obojętny. Dzisiaj jednak, widząc i słysząc działania tych, którym się zdaje, że podchwycili przesłanie papieskie, mam wrażenie, iż chodziło li tylko o działania marketingowe, mające na celu taką prezentację chrześcijaństwa, iż każdy, kto się z nim zetknie, będzie działał jak zombie reklamowe, tzn. podświadomie sterowany wybierze dany produkt.

Nie powinienem wkładać do jednego worka licznych „akcji” młodych (i nie tylko) chrześcijan, ale niestety – oddzielanie ziaren od plew jest zajęciem zbyt długim i wręcz niemożliwym do wykonania. Nawet wróżka od Kopciuszka nie byłaby w stanie sobie z tym poradzić. I tak z (być może) szlachetnej idei znowu powstała wydmuszka – pusty dźwięk. Problem w tym, że nie tylko z tej.

Media z homiletycznym zapędem

Kilka dni temu, a konkretnie 9 grudnia, media wszelakiej maści doniosły, że papież ponownie „dowalił” księżom w codziennej homilii, wygłoszonej w kaplicy Domu św. Marty w Watykanie. Pobieżna tylko lektura papieskiej medytacji mogła rozbić te doniesienia w perzynę, ale, niestety, nie wszyscy mają bezpośredni dostęp do tegoż kazania, zwłaszcza iż watykańska strona internetowa opublikowała je tylko w języku włoskim. Dostęp wiernych do papieskich wypowiedzi idzie więc tylko „via media”, stąd powstało przekonanie o kolejnym wystąpieniu Ojca Świętego przeciwko duchowieństwu. I to wystąpienia, które ponoć ponownie piętnuje zbytnie przywiązanie księży do światowości oraz dóbr doczesnych. Pominę jednak w dzisiejszym felietonie problem wybiórczości w medialnym przekazie papieskich wypowiedzi. Wystarczy tylko powiedzieć, że całość wystąpienia papieskiego koncentrowała się wokół sensu bycia księdzem oraz satysfakcji płynącej z możliwości „oddawania życia co dnia za owce” powierzone pasterskiej pieczy. Wydaje mi się, że problem leży całkowicie gdzie indziej. Wzywający do robienia rabanu papież wydaje się sam doskonale wpisywać w swoje hasło, jakby nie do końca zdając sobie sprawę z konsekwencji wypowiadanych słów oraz zbyt pochopnie wierząc w dobrą wolę medialnych przekazywaczy. Konieczność podejmowania przez watykańskie biuro prasowe licznych akcji tłumaczących wypowiedzi papieskie jest tego najlepszym dowodem. Tylko, że jest to już po fakcie, i większość odbiorców tych informacji uważa je za próbę złagodzenia „progresywnego” nauczania papieża Franciszka. Zresztą współczesne ambony medialne zbyt mocno przyswoiły sobie, iż sprostowania umieszcza się na ostatnich stronach i publikuje maczkowym druczkiem. Na każdym kursie dla rzeczników prasowych wszelkich instytucji jednym z mocniej wbijanych do głów twierdzeń jest zasada, iż słowa trzeba ważyć.

Nauczka Baalama

A jednak w tym przypadku muszę wziąć w obronę papieża. Być może warto byłoby, aby wszyscy (zwłaszcza duchowni) pochylili się nieco nie tylko nad „donosem” medialnym, ale nad treścią owej homilii. Papież Franciszek dokonuje w niej pewnego nader znaczącego dla duchowości kapłańskiej uwyraźnienia. Mianowicie podaje, co ma stanowić o satysfakcji tych wszystkich, którzy poszli drogą powołania do kapłaństwa. Jest nim zjednoczenie z Chrystusem, który „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, ale ogołocił samego siebie”. W interpretacji tegoż właśnie fragmentu listu Pawłowego papieża zauważa nie tyle kwestię posuniętego do skrajności ubóstwa kleru, lecz raczej utożsamienie swojej woli z wolą powołującego Boga. I nie jest celem księdza, zdaniem papieża, samo „zbratanie się” z ludźmi, ale współtowarzyszenie im w drodze życia, by „dostosować je do Jezusa”. Innymi słowy: kapłan zawsze będzie w pewien sposób znakiem sprzeciwu, ale jego rola pośrednicząca właśnie na tym polega, by mimo to jednoczyć ludzi z Bogiem i między sobą. Zrozumienie tego pozwala księdzu na uniknięcie dwóch skrajności, które Franciszek nazywa postawami narcystycznymi. Z jednej strony skupienia się na sobie w celu osiągnięcia stabilizacji, dobrobytu i pozycji, zaś z drugiej – stania się urzędnikiem łaski Bożej. Przyznam się, że taka diagnoza papieska przemówiła do mnie. Nie oznacza ona, iż ksiądz jest potakiwaczem świata, ale z drugiej strony nie jest tylko pozostawionym na uboczu pięknisiem zakochanym w samym sobie. I nawet jeśli uznamy, że słowa papieskie winny być cokolwiek bardziej ważone, to jednak warto wspomnieć oślicę Baalama, która uratowała swemu właścicielowi życie, choć dźwięk oślego głosu przyprawia o ból zębów.

Gdzie kula, a gdzie płot

Wydaje mi się, że papieska diagnoza i papieskie propozycje terapii z jednej strony nie są przejawem nadmiernej krytyki duchowieństwa, ale z drugiej – są cokolwiek zawieszone w próżni. Nie sposób bowiem zaprzeczyć, iż z narcystycznie nastawionymi księżmi mamy do czynienia. Są bowiem i tacy, dla których ilość żelu nałożonego na włosy, farbowanie pierwszych (i nie tylko) oznak siwizny czy też glancowanie łysiejącego powiększania się czołowych części twarzy stanowi najważniejszy element działań duszpasterskich. Nie oznacza to, że ksiądz nie powinien dbać o higienę osobistą. Nie jestem zwolennikiem opacznie interpretowanych słów Franciszka, że „pasterz musi pachnieć owcami”. Z drugiej jednak strony następca św. Piotra nie wydaje się do końca wyciągać wniosków z własnego nauczania. Nie sposób bowiem nie zauważyć, że owe postawy narcystyczne i biurokratyzm mają swoje podstawy w elementach światowości, które przeniknęły do mentalności przynajmniej niektórych sług Pańskich. Pytaniem pozostaje dla mnie, dlaczego papież z równą stanowczością nie gani wśród duchowieństwa postaw mających proweniencję homoseksualną lub parahomoseksualną? One są w głównej mierze odpowiedzialne za zniewieścienie części kleru. Czynne zachowania związane z tą dewiacją są tylko odpryskiem zmian mentalnych, które realizują się m.in. w zawiści, intrygach i deptaniu człowieczeństwa innych. Nie jest to ocena wszystkich księży ani nawet znacznej ich części, ale pamiętać należy o tezie Arystotelesa, iż mały błąd na początku daje fatalne skutki w finale. To nie liberalizacja, a powrót do konserwatywnych korzeni może w tym względzie przynieść sanację. Inaczej brzmieć będziemy jak „miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” – po prostu pustym dźwiękiem.

Ks. Jacek Świątek