Quo vadis, Europo?
Ale zacznijmy może od początku. Większością głosów zdecydowaliśmy o dołączeniu do krajów Zachodu. Otwarte granice, możliwości, wyjazdy. Po latach zamknięcia, wykluczenia z tej „prawdziwej” Europy śpiewaliśmy „Odę do radości”. Śpiewaliśmy radość. „Zjednoczona w różnorodności” - to motto Unii Europejskiej nie tylko Polaków uwiodło. Gwiazdy, niebieskie tło flagi - trochę wyobraźni i samą Matkę Boską w koronie z tych gwiazd można było zobaczyć.
I nawet się nie za bardzo pomylić. Sam projektant przyznał, że zainspirował go biblijny wizerunek Matki Boskiej, na którym w aureoli właśnie pokazana była.
Pewnego rodzaju sentyment i afirmację UE spowodowało też chyba przekonanie, że jej ojcem założycielem był czcigodny sługa Boży Kościoła Katolickiego Robert Schuman. Stąd też wiara, że została ona oparta na wzorcach moralnych i wywodzi się z chrześcijaństwa. A to, niestety, spory kawałek od prawdy.
Bo to było tak
Główne zasady Unii Europejskiej sprecyzował Richard Coudenhove-Kalergi, syn austro-węgierskiego dyplomaty i Japonki, prawnuk Marii Kalergis-Muchanow, polskiej pianistki i mecenaski sztuki, niespełnionej miłości Norwida. Uważał on, że narody Europy powinny zostać wymieszane z Afrykańczykami i Azjatami i stworzyć jedną rasę o nowych cechach. „Człowiek przyszłości będzie rasy mieszanej. Dzisiejsze rasy i klasy będą stopniowo znikać ze względu na eliminację przestrzeni, czasu i uprzedzeń. Eurazjatycko-negroidalna rasa przyszłości, podobna z wyglądu do starożytnych Egipcjan, zastąpi różnorodność narodów i różnorodność jednostek”. Takie – pozbawione jakiejkolwiek jakości – wielonarodowe stado stanie się łatwo kontrolowane przez elitę rządzącą. ...
Anna Wolańska