Radni o bardzo małym rozumku
Sprawa misia o małym rozumku wywołała większą awanturę niż spór o budżet. A zaczęła się od błahego pomysłu. Jedna z radnych stwierdziła, że skoro plac zabaw w mieście nie ma patrona, można by nadać mu imię Kubusia Puchatka. Szybko jednak okazało się, że sprawa nie jest taka prosta. I nie o kwestie administracyjne czy formalne tu chodzi.
Jak zauważył któryś radny, miś nie posiada kompletnej garderoby, a dokładnie rzecz ujmując – chodzi bez spodni. Inny poszedł jeszcze dalej, zwracając uwagę, że jeśli ktoś zna angielski, to wie, że Kubuś nie ma płci. Jego oryginalne imię („Winnie”) pochodzi od… niedźwiedzicy. Wszystko stało się jasne. Kubuś jest seksualnie podejrzany i w zamaskowany sposób propaguje rozpasanie, co może mieć fatalny wpływ na psychikę dziecka.
Zdaniem tuszyńskich rajców lepszym patronem byłby rodzimy Miś Uszatek. Faktycznie, jest ubrany od stóp do głów, ba, nawet do spania zakłada elegancką piżamkę. Burmistrz Tuszyna chciał ponoć pogodzić zwaśnione strony, tłumacząc, że w mieście jest tyle placów zabaw, iż znalazłoby się miejsce dla obu misiów. Sam jednak nie pokusił się o wydanie opinii co do moralności bohatera książki A.A. Milne’a. Problem będzie musiała rozwiązać następna rada.
Zanim jednak nastąpiła próba ponownego ustalania płci i morale Puchatka, echa wieści o perypetiach misia bez majtek zdążyły dotrzeć za ocean. Przyćmiły nawet informacje z Polski o kłopotach PKW z liczeniem głosów w wyborach samorządowych i kontrowersjach dotyczących tego, kto komu je dopisał lub odjął. Głos, nomen omen, w sprawie zabrał nawet burmistrz Winnipeg, skąd „pochodzi” Puchatek. Przypomniał, że inne postacie rysunkowe też nie mają kompletnej garderoby. Tuszyńscy radni do czarnej listy mogą zatem od razu dopisać bohaterów z filmów Disneya: Kaczor Donald oraz Chip i Dale są także pozbawieni spodni, a Myszka Miki nie nosi koszulki.
Wśród bezecników prym powinien wieść Miś Yogi, który występuje w samym krawacie, a jego główne zajęcie to zdobywanie jedzenia najchętniej poprzez kradzież koszy piknikowych turystów. Dobrze, że radni nie sięgnęli głębiej do Stumilowego Lasu, gdyż mogliby dodatkowo znaleźć deprawujące przykłady rodzinnych relacji. Weźmy choćby małe kangurzątko zwane Maleństwem. Ojciec nieznany, co od razu rzuca cień na przeszłość matki – kangurzycy. Ktoś powie, że niezdrowe relacje to znak rozpoznawczy amerykańskich kreskówek. Nic bardziej mylnego. W polskich filmach dla dzieci nie jest wcale lepiej. Przywołajmy wspomnianego już Misia Uszatka. Ma co prawda nienaganne maniery, ale mieszka sam, co od razu rodzi pytania w rodzaju: skąd ma pieniądze na czynsz, rachunki za prąd i jedzenie. Od kłębiących się myśli aż włos się jeży na głowie. Inni bohaterowie potrafią zaś swoim ubraniem manifestować przynależność partyjną. No bo Koziołek Matołek chyba nieprzypadkowo nosi spodenki w kolorze czerwonym. A jeśli o sympatiach politycznych mowa, warto jeszcze wspomnieć Papę Smerfa w czerwonej czapce, który z twarzy, dzięki brodzie, jest zupełnie podobny do Marksa.
Wniosek jest więc jeden – w animacjach dla najmłodszych czai się samo zło i powinno się ich zakazać. No chyba że radnym w Tuszynie, z czym również miała problem pani Wolańska z filmu „Galimatias, czyli Kogel-mogel II”, wszystko przestanie kojarzyć się tak jednoznacznie.
Kinga Ochnio