Region
Radny bez mandatu

Radny bez mandatu

Wojewoda lubelski, Genowefa Tokarska, podjęła zarządzenie, na mocy którego wygasa mandat radnego powiatowego Zbigniewa Gajdy.

Taka decyzja jest następstwem braku stosownej uchwały ze strony rady powiatu, która miała zająć się pozbawieniem Gajdy mandatu, lecz nie zrobiła tego, uważając, że zainteresowany nadal powinien być radnym. Dlaczego wojewoda zdecydowała się wygasić mandat? Wynika to po prostu z ustawy, w której jasno jest napisane, że nie można piastować funkcji radnego, zajmując się jednocześnie zarządzaniem działalnością gospodarczą. Zasiadając w radzie i będąc członkiem zarządu banku, który prowadzi obsługę finansową starostwa, Zbigniew Gajda złamał ten zakaz i musi ponieść konsekwencje.

Sprawa radnego Gajdy ciągnie się już od kilkunastu miesięcy. Ujrzała światło dzienne, gdy niemal na sto procent było pewne, że we władzach powiatu łukowskiego dojdzie do sporych zmian. Z tych też względów obecna koalicja oskarża byłych rządzących powiatem, a teraz opozycję, o to, że celowo nagłośniła problem. – Wszystko zostało rozdmuchane akurat w tym momencie, gdy formowała się nowa koalicja. Zbigniew Gajda jest radnym już ponad rok i wcześniej jakoś nikt nie mówił, że łączy mandat z zasiadaniem w radzie nadzorczej banku w Trzebieszowie. Raptem kilka miesięcy temu sprawa, nie wiedzieć czemu, znalazła się w mediach – podkreślał podczas jednej z ostatnich sesji wiceprzewodniczący rady Bogusław Jazurek. – Radny piastuje mandat niezgodnie z prawem. Ta sprawa musi zostać wyjaśniona i rozwiązana – ripostowali opozycjoniści.

Zwolennicy byłego starosty, Janusza Kozioła, chcieli pozbawić Gajdę mandatu na jednej z sesji październikowych, na około miesiąc przed listopadową sesją nadzwyczajną, podczas której dokonano rekonstrukcji władz w powiecie. Nie doszło do tego, gdyż obrady przerwano, argumentując to tym, iż w całej sprawie jest dużo niejasności natury proceduralnej. Obie strony doskonale wiedziały, o co grają. Dalsze pozostawanie Zbigniewa Gajdy w radzie gwarantowało koalicji większość bezwzględną w głosowaniu o odwołanie starosty Janusza Kozioła; jego brak powodował, że takiej większości by nie było. Taktyka koalicji stała się w tym momencie prosta i czytelna. Chodziło o przewlekanie sprawy, byleby tylko „dowieźć” Gajdę do listopadowej sesji nadzwyczajnej. Tak też się stało. Rzecz jasna, radny zagłosował zgodnie z interesem koalicji i w powiecie łukowskim mieliśmy nowe władze.

Serial z radnym w roli głównej ciągnął się. Nie wiedzieć czemu Gajda nadal piastował mandat, choć wszyscy mieli świadomość, że nie jest to zgodne z prawem. Pojawiły się nowe niejasności, na czele z przytaczanymi przez obie strony, rzekomo odmiennymi, danymi zawartymi w Krajowym Rejestrze Sądowym. Powołując się na ich treść, koalicja twierdziła, że Zbigniew Gajda był członkiem banku, nie zaś członkiem zarządu; opozycja – dokładnie odwrotnie. Ponieważ w głosowaniu nie odwołano radnego, sprawą zajęła się wojewoda, nakazując zwołać sesję i ponowne rozpatrzenie kwestii mandatu.

Na wniosek opozycji była to sesja nadzwyczajna. Cóż się okazało? Dwunastu radnych zbojkotowało obrady, w związku z czym żadnych decyzji nie podjęto. Na kolejną sesję przyszli już wszyscy. Przeciwko wygaszeniu mandatu głosowało 13 radnych, 8 było za, dwóch wstrzymało się od głosu. Zbigniew Gajda pozostał więc radnym, mimo że całkowicie kłóci się to z zapisem zawartym w ustawie. Nic więc dziwnego, że wojewoda podjęła decyzję, by wygasić jego mandat.

Co dalej? Scenariusz jest prosty. Zbigniew Gajda nadal będzie piastował mandat, a starostwo będzie odwoływać się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a potem do NSA. Koalicyjnego kolegi trzeba bowiem bronić ze wszystkich sił, zwłaszcza że do końca kadencji nie pozostało już tak dużo czasu…

Marcin Gomółka