Ratowanie szkolnictwa i instytucji opiekuńczych
Wydaje się, że zniszczenia w centralnych rejonach Podlasia były jeszcze znośne w porównaniu ze szkodami wyrządzonymi w rejonie Parczewa. W roku 1718 ekonom starostwa parczewskiego zgłosił rejestr szkód wyrządzonych we wsiach tej ziemi. Wieś Uścimów poniosła straty oszacowane na 1.060 złp, Dębowa Kłoda – 4.256 złp, Nietiahy – 2.065 złp, Uhnin – 2.185 złp, miasteczko Ostrów – 18.616, zaś Parczew – 64.068. Ekonom ubolewał, że w Parczewie zostało tylko 20 mieszczan i 4 Żydów, a niektóre wsie, np. Dębowa Kłoda, miały tylko kilku gospodarzy. Oskarżał także konfederatów, że w tych rabunkach wzięła udział chorągiew wojewody podlaskiego Stanisława Rzewuskiego.
Wiosną król August II próbował dokonać rozpaczliwej, ale nieszczerej próby pojednania się z narodem polskim i zrzucenia protektoratu rosyjskiego. Temu celowi służyło zwołanie sejmu do Grodna w październiku. Wiadomo, że posłami z województwa podlaskiego zostali m.in. podstarości i sędzia brański Kazimierz Karwowski oraz łowczy ziemi bielskiej Szczęsny Zawisza. Mimo połączonych wysiłków Rosji i Prus nie udało się zerwać obrad, które zostały zalimitowane.
Lawirujący jak zwykle Ludwik Konstanty Pociej, właściciel Włodawy i Różanki, obłudnie postulował tym razem wysłanie delegacji do cara Piotra I. Miała ona mu przedstawić żądanie natychmiastowego wyprowadzenia z Rzeczpospolitej wojsk rosyjskich, które, jak zapisał Wiktoryn Kuczyński, stały jeszcze „w Prusiech i Wielkiej Polszcze”. Natomiast właściciel Białej (Podlaskiej) domagał się wysłania posłów na kongres w Pożerewacu i włączenia Polski do rokowań pokojowych między Austrią, Wenecją i Turcją.
Po zalimitowanym sejmie August II wyruszył w drogę powrotną i zatrzymał się na kilka dni na północnym Podlasiu. Otaczały go bale, maskarady, fajerwerki, łowy, pijaństwo i obżarstwo. Z jednej strony emanowało niby wielkopańskie rozdawnictwo, a w gruncie rzeczy chytra i wyrafinowana łaska królewska, a z drugiej – uniżone i podłe służalstwo. Tak o tym zapisał w swym pamiętniku Krzysztof Zawisza: „Króla Imci z Grodna aż do Białegostoku wyprowadzaliśmy. Przez 2 dni huczno i buczno króla Imci traktowała Jejmość Pani Wojewodzina podlaska (Katarzyna Sapieżanka Branicka – przyp. J. G.). Jam cale bym zdrowie stracił przymuszony do picia. Na nezabud (pamiątkę – przyp. J. G.) od pana (króla – przyp. J. G.) wziąłem przy pożegnaniu tabakierę szczerozłotą szacunku 120 czerwonych złp. Jaśnie Pan wojewoda trocki wziął angielskiego konia, inni nic. Gospodarza król regalował, Jaśnie Pani wojewodzinie podlaskiej dał bransoletę ze swoim portretem we 4 piękne brylanty, Pannom wojewodziankom dwom po pierścieniu i Jaśnie Panu staroście brańskiemu”.
W lutym 1719 r. odbyły się w Warszawie obrady senatu. Niestety nie mógł w nich wziąć udziału właściciel Białej Karol Stanisław Radziwiłł. Mimo niezbyt podeszłego wieku, ostatnio niedomagał i zapadał na zdrowiu. Jego stan pogorszył się latem, gdy, jak zapisał Kuczyński, „sadzawki, stawy powysychały i nieurodzaj znaczny był”. 2 sierpnia w wieku niecałych 50 lat odszedł z tego świata. Nazwano go sprawiedliwym. W Białej zapanowała wielka żałoba, bo w dziejach miasta zapisał się np. budową barokowej kaplicy przy kościele farnym (ozdoby Białej i Podlasia) oraz klasztoru Panien Dewotek czy Fundacją Instytutu Panien Miłosierdzia, który potem pełnił funkcję szpitala pod wezwaniem św. Karola Boromeusza. Po śmierci męża miłosierna żona Anna wsparła tę fundację, pisząc w stosownym dokumencie: „Rozważając Prowidencji Boskiej dobrodziejstwa, partykularnie nad innych mnie udzielone, a coraz do większej poczuwając się nieskończonej Stwórcy Mego Dobroci w powinnej obligacji wdzięczności nie znajduję łatwiejszego do wypłacenia się, chociaż w części, nad to sposobu – abym nie tylko całym sercem, coraz to większą Cześć i Chwałę Najwyższemu Jego Majestatowi oddawać usiłowała, ale też pomnożenie onej w bliźnich swoich obmyślając, abym o pobożne onym z dziecinnych lat wychowanie i Bogobojną Edukacją oraz w Chrześcijańskich ćwiczenie cnotach usilnie starała się, jako też widząc, że do ekxekucji tej intencji mojej najbardziej się regulują Ustawa i Obligacja Wielebnych Panien Zakonnych jako Sług Sierot i ubogich, obmyśliłam fundację mego św. Pamięci Małżonka wesprzeć”.
Znaleźli się więc ludzie mądrzy, którzy w trudnych czasach rozstroju państwowego, służalstwa, obżarstwa, pijaństwa, skażenia moralności rodzinnej oraz wszechwładnej korupcji, widzieli drogę do odrodzenia i zbawienia. W Drohiczynie jezuita o. Krzysztof Limont zarządził kwestę wśród okolicznej szlachty i swoimi zdolnościami dyplomatycznymi zdołał zyskać prawdziwą sympatię sąsiadujących ziemian, którą obrócił na korzyść szkół drohickich, a szczególnie miejscowego Kolegium. Podobnie było w Łukowie, gdzie działalność edukacyjną prowadzili pijarzy. W Akademii Bialskiej wyróżniał się w 1717 r. prof. Wincenty Suchocki. Nawet po drugiej stronie Bugu znaleźli się ludzie, którym na sercu leżało szkolnictwo. Pod datą 1719 r. Marcin Matuszewicz zapisał: „W piątym roku życia mego umiałem czytać i pisać i na końcu tego roku ks. Giżycki wziął mnie ze sobą do szkół do Kamieńca, gdzie za rządem dobrym tegoż świątobliwego proboszcza mającego w całej parafii kamienieckiej naówczas w województwie brzeskim najznaczniejszej, wielką miłość i estymację, szkoły aż do poetyki kwitnęły i w nich wszystkich znaczniejszych parafianów dzieci początkowych nauk uczyły się”.
Józef Geresz