Region
Źródło: AWAW
Źródło: AWAW

Ratownicy alarmują

Bialska stacja pogotowia realizuje pilotażowy program dotyczący bezpieczeństwa ratowników medycznych. Jeśli projekt się sprawdzi, zostanie rozszerzony na całe województwo.

Pomysł powstałe we współpracy z urzędem marszałkowskim w Lublinie. - Wielokrotnie rozmawiałem z dyrektorem bialskiej stacji na temat usprawnienia pracy ratowników, którzy ratują nasze życie i zdrowie. Pomagają poszkodowanym w wypadkach, a kiedy zajdzie potrzeba, przyjeżdżają też do naszych domów. Niestety, pełniąc swoją służbę, coraz częściej są narażeni na agresję i przemoc ze strony osób postronnych. Jej źródłem bywają emocje, ale też nadużywanie alkoholu czy innych używek. Ratownicy nie mają możliwości obrony. Przejeżdżają, by udzielać pomocy, tymczasem dodatkowo muszą zmagać się z zagrożeniami. Mieliśmy różne koncepcje na to, jak rozwiązać ten problem. Jako pierwsi w Polsce stworzyliśmy pilotażowy program. Po zakończeniu przedstawimy jego wyniki. Jeśli się sprawdzi, wdrożymy go w całym województwie lubelskim i zarekomendujemy w ministerstwie zdrowia - mówi wicemarszałek Dariusz Stefaniuk.

Mały przycisk

 

W lutym tego roku resort zdrowia zrezygnował z dalszych prac nad przepisami dotyczącymi stosowania kamer alarmowych przez ratowników. Pomysł przepadł ze względu na ochronę danych osobowych i ryzyko naruszenia tajemnicy lekarskiej. – Szukaliśmy alternatywnych rozwiązań, bo kwestia agresji względem ratowników pozostawała otwarta. Zaproponowaliśmy nasobne systemy alarmowe. Pomysł wdrożyliśmy w ostatnich tygodniach w stacji pogotowia ratunkowego w Białej Podlaskiej. W tym celu wykorzystaliśmy tzw. lokalizatory, które są na wyposażeniu każdej karetki. Zostały one odpowiednio zaprogramowane do potrzeb pogotowia. Jeśli zaistnieje niebezpieczeństwo, ratownik wciska przycisk alarmowy na lokalizatorze. W ten sposób może poinformować dyspozytora medycznego o konieczności dołączenia do interwencji innych, odpowiednich służb – tłumaczy Artur Kozioł, zastępca dyrektora bialskiej stacji pogotowia ratunkowego, dodając, iż w sytuacjach zagrożenia i konieczności wezwania policji przez ratowników, lokalizator jest dużo skuteczniejszy niż telefon komórkowy.

Łączność z policją

– Wezwanie pomocy poprzez przycisk alarmowy dokonuje się potajemnie i trwa kilka sekund. Napastnik nie wie o tym, że ratownik prosi o interwencję policji. Chodzi o to, by nie nakręcać spirali agresji, co dzieje się zazwyczaj, gdy „pacjent” słyszy, że wzywani są mundurowi. Jako stacja pogotowia mamy stałą łączność z policją. Nie „dobijamy” się na numer alarmowy. Dajemy sygnał do dyżurnego policji i powiadamiamy go o dokładnej lokalizacji zdarzenia, a ten natychmiast wysyła zespół interwencyjny. Na miejsce przybywają funkcjonariusze z najbliższej jednostki – wyjaśnia A. Kozioł, wyjaśniając, że noszenie lokalizatora przez ratowników nie jest obowiązkowe; sami decydują o tym, czy wziąć go ze sobą na interwencję. Urządzenie oparte jest na systemie GPS i GPRS. Współdziała z konsolą systemu wspomagania dowodzenia. Ratownicy mogą nosić je na szyi lub w kieszeni. Dostosowanie lokalizatorów do nowych celów trwało kilka miesięcy i kosztowało… 12 tys. zł.

– Kupno kamer, rejestratorów, dysków i urządzeń do zabezpieczania danych kosztowałoby dużo więcej – podkreśla wicedyrektor bialskiej stacji.

 

Tani i dobry

 

Stacja pogotowia w Białej Podlaskiej swoim zasięgiem obejmuje powiaty: bialski, parczewski i radzyński. Posiada 13 karetek systemowych. Każdy zespół ma określony kryptonim i jest wyposażony w lokalizator. – Mamy 103 rejony operacyjne. Wydanie 12 tys. zł na program służący bezpieczeństwu ratowników nie był wielkim wydatkiem. Pokazujemy, iż można zrobić coś skutecznego, a zarazem taniego, co ratuje ludzkie życie i zdrowie. Biała Podlaska jest dosyć bezpiecznym miastem, lecz w innych większych aglomeracjach agresja wobec ratowników jest już na porządku dziennym. Miesięcznie odnotowujemy u nas kilka takich przypadków. Liczymy, że nasz autorski projekt zostanie doceniony przez ministerstwo i zyska większy zasięg. Może taki jednolity program będzie obowiązywał w całej Polsce? Takie rozwiązanie udoskonaliłoby cały system dowodzenia i zwiększyłoby poczucie bezpieczeństwa wśród ratowników – zapewnia A. Kozioł. Pytany o konkretne przypadki agresji wobec ratowników wymienia pobicie lekarza pogotowia, do którego doszło w maju tego roku, i zaatakowanie przez osobę postronną będącą pod wpływem środków psychoaktywnych.

– Dzięki przyciskowi alarmowemu napastnik zostanie zatrzymany natychmiast. Takie przypadki będziemy nagłaśniać. Tego typu postępowanie należy piętnować. Kiedy pobłażamy oprawcy, ten czuje się bezkarny i nic nie powstrzyma go przed powtórzeniem podobnych zachowań – podkreśla wiceszef pogotowia.

 

Ułatwienie w pracy

 

Agresorami są zazwyczaj osoby będące pod wpływem alkoholu lub innych używek. Niebezpieczeństwo może nadejść także ze strony pacjenta, u którego doszło do zaostrzenia choroby psychicznej lub spadku cukru we krwi. Wobec medyków coraz częściej używane są wulgarne słowa i wyzwiska; nierzadko dochodzi też do zastraszania, naruszania nietykalności cielesnej i znieważania. Ratownicy medyczni mają status funkcjonariuszy publicznych, więc każde agresywne zachowanie wobec nich jest ścigane z urzędu.

– Myślę, że przycisk szybkiego powiadamiania alarmowego w znaczny sposób ułatwi nam pracę. Jako ratownicy mamy służbowe telefony komórkowe. Służą one m.in. do przekazywania teletransmisji, powiadamiania kardiologów i neurologów. Jeśli używamy ich w momencie własnego zagrożenia zdrowia i życia, agresja ze strony atakującego bardzo się wzmaga. W takich sytuacjach trudno zajmować się pacjentem. Bywa i tak, że jeden z ratowników pomaga poszkodowanemu, a drugi ochrania go przed napastnikiem. My naprawdę czujemy się zagrożenie ze strony postronnych. Do takich sytuacji dochodzi nie tylko w miejscach publicznych, ale też w domach pacjentów – podkreśla ratownik Mariusz Celiński.

– Osobiście doświadczyłem agresji ze strony pacjenta. Byliśmy wezwani do osoby leżącej na ulicy. Kiedy chcieliśmy udzielić jej pomocy, zostaliśmy przez nią zaatakowani. Owa osoba była pod wpływem alkoholu. Kiedy usłyszała, że wzywamy policję, stała się jeszcze bardziej agresywna. W tamtym czasie nie mieliśmy „przycisku alarmowego” – wspomina ratownik Waldemar Zdańkowski.

O efektach programu będziemy informować na bieżąco.

 

AWAW