Ratuj z głową
20-latek przyjechał nad wodę rowerem razem ze swoim starszym kolegą, który nie potrafił pływać i dlatego został na brzegu. Mężczyzna natomiast wszedł do wody, dwukrotnie przepłynął szerokość zbiornika. Później zanurkował. Po pewnym czasie wynurzył się, wołając o pomoc, i ponownie zniknął pod wodą. Jego kolega natychmiast zawiadomił służby ratunkowe. Na miejscu pojawili się też strażacy oraz policjanci. Ciało 20-latka wyłowiono w piątkowe południe.
Od początku maja do początku sierpnia w województwie lubelskim utonęło 35 osób. Natomiast na Mazowszu od stycznia do końca lipca woda pochłonęła 39 ofiar. Większości z tych tragedii można było uniknąć.
Winna ludzka bezmyślność
– Oprócz brawury, alkoholu i przecenienia umiejętności pływackich oraz kondycji fizycznej, przyczyną utonięć jest kąpiel w miejscach niestrzeżonych. To właśnie tam dochodzi do największej liczby wypadków – mówi Krzysztof Piotrowicz, ratownik Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
W czarnych statystykach przodują mężczyźni, którzy stanowią aż 80% ofiar utonięć. Z danych przygotowanych przez Komendę Główną Policji za 2012 r. wynika, że niedziela jest dniem, kiedy najczęściej dochodzi do wypadków na obszarach wodnych ze skutkiem śmiertelnym (81 ofiar). Większość zbadanych ofiar utonięcia wcześniej spożywała alkohol. – Wypity nawet w niewielkiej ilości zwiększa ryzyko utraty równowagi, przeszacowania swoich możliwości w wodzie lub utraty sił przy jednoczesnym znacznym ograniczeniu umiejętności rozpoznania i oceny stopnia niebezpieczeństwa – przestrzega prezes WOPR Jerzy Telak, podkreślając, że wejście do wody nawet po spożyciu niewielkiej ilości alkoholu może skończyć się tragicznie. Podobnie jak gwałtowne zanurzenie się w zimnej rzece. Zetknięcie rozgrzanej słońcem skóry z chłodną wodą powoduje gwałtowne kurczenie się naczyń krwionośnych. Utrudnia to transport tlenu do mózgu i serca. Może dojść wówczas do utraty przytomności, co w wodzie grozi śmiercią.
Gdy tonie człowiek
Kto choć raz widział tonącego, zapamięta to na całe życie. Nie ma nerwowych ruchów, ani krzyków. Wszystko dzieje się w okamgnieniu i kompletnej ciszy. Tonący najczęściej nawet nie są w stanie zawołać o pomoc. Co robić, gdy tonie człowiek? Co powinno zwrócić naszą uwagę?
– Jeśli osoba pływająca zaczyna gwałtownie łapać powietrze, próbuje płynąć, najczęściej bezskutecznie, mając głowę odchyloną do tyłu i otwarte usta, to znak, że może dziać się coś złego – podkreśla K. Piotrowicz. – Tonący najczęściej odruchowo rozkłada ramiona i wykonuje ruchy, które pomagają mu utrzymać się na powierzchni. Usta tonącego znajdują się nad wodą na tyle krótko, że daje on radę zaledwie wykonać wydech i wdech, oddycha więc bardzo szybko. A przy tym, pod wpływem stresu, wykazuje zwielokrotnioną siłę i determinację człowieka walczącego o życie. Na kursach i szkoleniach mówimy ratownikom, że najważniejsze jest własne bezpieczeństwo, dlatego, wchodząc do wody, należy unikać bezpośredniego kontaktu z tonącym. Warto wiedzieć, że nawet świetnie pływający człowiek, ale nieznający technik ratowniczych, nie ma większych szans na uratowanie topiącego się, podpływając do niego bezpośrednio – ostrzega ratownik WOPR.
Aby z ratownika nie stać się ofiarą
Jak zatem pomóc tonącemu? W pierwszej kolejności należy wezwać służby ratunkowe, dzwoniąc pod darmowy numer alarmowy 112, a następnie ruszyć z pomocą. Jeżeli w pobliżu nie ma przeszkolonych ratowników i żadnego sprzętu pływającego, a topiący znajduje się głębokiej wodzie, możemy do niego podpłynąć, ale wyłącznie „uzbrojeni” w jakiś przedmiot o dużej wyporności, np. pustą butelkę plastikową po wodzie mineralnej. Już taka wyporność daje szanse utrzymania się na powierzchni wody. Pomocne mogą okazać się także dmuchane zabawki plażowe, piłka do siatkówki czy zwinięta karimata bądź ręcznik, a także gałąź lub wiosło. W każdym przypadku podpływamy do tonącego i, trzymając się od niego w bezpiecznej odległości, próbujemy popchnąć ten przedmiot w jego kierunku.
– Innym rozwiązaniem, możliwym do zastosowania, gdy osoba znajduje się w płytszej wodzie, miejscu, gdzie dno opada łagodnie, jest stworzenie tzw. żywego łańcucha. Osoby ratujące chwytają się za ręce i ustawiają w kierunku tonącego. Stanowią one asekurację dla ratownika, która podpływa do ofiary bezpośrednio i podaje jej dłoń. Następnie siłą całego łańcucha wszyscy wraz z tonącym wycofują się z wody – tłumaczy K. Piotrowicz. Dodaje, iż najważniejsze jest, aby poszkodowanego wyciągnąć z wody jak najszybciej, zastrzegając jednak, by nigdy, pod żadnym pozorem, nie płynąć do niego w pojedynkę, o ile nie przeszliśmy specjalistycznego szkolenia ratowniczego. Udzielając pomocy, trzeba być szczególnie ostrożnym. Bowiem bardzo łatwo z ratownika stać się ofiarą.
MD