Refleksje mocno zimowe
Teoretycznie owo miasto ma jakieś władze, ale chwilowo są one zajęte fetowaniem sukcesu swej kolejnej kadencji… To tylko jeden przykład owych niezapomnianych uroków zimy. Ja doskonale rozumiem, że – cytując klasyka – „od tego jest zima żeby było zimno – takie jest odwieczne prawo natury”. Mimo wszystko jednak nieco się frustruję, słysząc lub czytając w internecie, że są na świecie miejsca, gdzie padający śnieg zostaje natychmiast grzecznie przy pomocy pługa i łopat poproszony o zajęcie właściwego miejsca, by nie blokować komunikacji samochodowej lub pieszej. Co ciekawe, są to raczej małe miejscowości, do których tak zwana wielka polityka nie zagląda. Choć i tu, oczywiście, nie można uogólniać.
Tak naprawdę wiele zimowych kwestii jest trudnych do rozwiązania. Wywozić śnieg czy nie wywozić? Jeśli wywozić – to dokąd? W czasie poprzedniej zimy wielu prezydentów miast, burmistrzów i wójtów doszło do wniosku, że z ekonomicznego punktu widzenia wywożenie czegoś, co na wiosnę i tak zamieni się w wodę, wsiąknie w ziemię i popłynie Wisłą do morza, jest nieracjonalne. Pamiętamy dobrze te hałdy śniegu i wszelkie atrakcje z tym związane… Tym bardziej, że obecnie historia powtórzyła się już na przełomie grudnia i listopada, a ubiegłoroczne wspomnienia zostały zastąpione aktualnymi przeżyciami.
Po makabrycznych doświadczeniach związanych z kilkugodzinnym nieraz staniem w korkach pamiętnego poniedziałkowego wieczoru, wielu kierowców nawet nie próbowało odśnieżać swoich czterech kółek. Stoją one grzecznie pod śniegiem, czekając na lepsze czasy. W ogóle, czas zimy jest pewnego rodzaju próbą i doświadczeniem dla wszystkich. Może tylko dzieci mają frajdę, związaną z jazdą na łyżwach, sankach czy lepieniem bałwana (pod warunkiem, że nie budują właśnie wirtualnego igloo w internecie). Osobiście za zimą nie przepadam, zdecydowanie bardzie lubię rześką zieleń wiosny czy też słoneczne lipcowe niebo. Godzę się jednak z tym, co mam – chwilowo mam mróz, krótkie dni, zwały śniegu na chodnikach, śliskie schody i konieczność noszenia ciepłych ubrań. Pocieszam się jednak, że za klika miesięcy smutne, ogołocone drzewa na nowo się zazielenią, biel śniegu zostanie zastąpiona zielenią trawy i gamą kolorów kwitnących kwiatów, a słupek rtęci radośnie wystrzeli w górę. „Już niedługo” – powtarzam sobie, brnąc przez zalegającą na chodnikach breję. A wcześniej będzie jeszcze radość Bożego Narodzenia, zaduma nad przemijaniem czasu u schyłku starego roku i pełne nadziei powitanie nowego… Ferie zimowe, Wielki Post, wyjątkowo późna w tym roku Wielkanoc… i wreszcie będzie maj. Jak co roku. Zanim to jednak nastąpi, życzę wszystkim Czytelnikom i sobie cierpliwości, sił i wytrwałości w znoszeniu zimowych trudów. A także tego, by – mimo wszystko – nie opuszczał nas dobry humor i byśmy potrafili w tych wszystkich zmaganiach odnaleźć sens, który w pełni zrozumiemy dopiero tam, po drugiej stronie czasu…
Ks. Andrzej Adamski