Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Reforma czy kastracja?

Od czasu szkoły podstawowej mam zasadniczą niechęć do uczestnictwa w zorganizowanych formach „ukulturalniania” ludności, a szczególnie do wycieczek szkolnych na różne występy, spektakle czy seanse filmowe. Sam fakt tłumności tychże wydarzeń napawa mnie przerażeniem. Są jednak momenty, szczególnie związane z wykonywaną pracą, gdy jestem zobligowany do uczestnictwa w nich.

Wybrałem się niedawno wraz ze szkołą na film „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł.” Ogólnie reakcją młodych ludzi nie byłem zaskoczony i zdegustowany, gdyż sugestywność obrazu dla wielu z nich była tak silna, że wyciszała natychmiast emocje i zabawę. Byli jednak i tacy, którzy nawet w najbardziej dramatycznych momentach filmu postanowili „robić sobie jaja”. I nie chodzi tylko o sceny zabijania niewinnych ludzi, ale przede wszystkim o te fragmenty filmu, które ukazywały dramat rodziny i najbliższych. Można zapewne usprawiedliwiać młodych ludzi, że nie interesuje ich historia rodaków sprzed czterdziestu lat, gdyż swoiście interpretując epikurejskie „Carpe diem!” poszukują możliwości wyciśnięcia z teraźniejszości jak najwięcej przyjemności. Wydaje mi się jednak, że problem nie dotyczy już tylko przywiązania do dziejów własnej ojczyzny, ile raczej pewnego poziomu wrażliwości. Wrażliwości na prawdę, a w konsekwencji wrażliwości na człowieka.

Pewien przykład historyczny

Wychowanie do wrażliwości naprawdę kształtuje się już na poziomie przekazywania informacji o świecie nas otaczającym i jego historii. 18 marca „postępowa” część ludzkości wspomina proklamację Komuny Paryskiej w 1871 r. Kilkumiesięczne rządy „mas ludowych” w podręcznikach do polskich szkół opisane są następująco: „Wprowadzono dekrety o płacy minimalnej, przejmowaniu fabryk przez robotników (główny postulat proudhonistów, popierany także przez socjalistów), powszechnym nauczaniu wyłączonym spod kontroli kościelnej, równouprawnienia kobiet. (…) Rada Komuny podjęła również wiele ważnych inicjatyw związanych z polityką społeczną. (…) dokonano zmian w przepisach związanych z wynajmem i czynszem, które miały umożliwić paryskim robotnikom zamieszkiwanie w godnych warunkach. Przyznano renty wdowom i sierotom po ofiarach wojny z Prusami oraz osobom, które zostały ranne w czasie oblężenia miasta. Rząd przejął kontrolę nad sprzedażą żywności, aby uczynić ją dostępną dla wszystkich, co zostało z sukcesem zrealizowane. (…) zabroniono pracy nocnej, (…) Komuna zdecydowała, iż wszelkie zakłady pracy porzucone przez właścicieli będą mogły stać się spółkami pracowniczymi (…). Zadekretowano płacę minimalną i skrócono dzień pracy. Podjęto również decyzję o wyrównaniu płacy urzędnika państwowego z płacą wykwalifikowanego robotnika, co w zestawieniu z wcześniejszymi regulacjami obieralności miało zapobiec biurokratyzacji robotniczej władzy. (…) Komuna Paryska zerwała konkordat z 1802 r. – odmówiła dalszego określania katolicyzmu jako „religii większości”, jak i wynikającego z konkordatu wsparcia finansowego Kościoła – dążąc do budowy państwa laickiego. Szczególną uwagę poświęcano wyrugowaniu propagandy kościelnej ze szkół, chcąc stworzyć system edukacji neutralny światopoglądowo. Grupy tworzące Komunę, zwłaszcza blankiści, rozpowszechniały poglądy antyklerykalne i ateistyczne, które zyskiwały wielu zwolenników wśród ludności. (…) Z entuzjazmem powitano zatem sekularyzację majątków kościelnych, wywłaszczenie paryskich klasztorów oraz tymczasowe aresztowanie zakonników.” Końcówka tegoż cytatu jest jeszcze ciekawsza: „Komuna Paryska dała wiarę europejskim ruchom socjalistycznym w możliwość realizacji ich idei. Stała się przykładem dla podobnych ruchów w innych krajach. W samej Francji rewolta uniemożliwiła restaurację monarchii. Pieśń „Międzynarodówka” stała się hymnem socjalistów, komunistów i w mniejszym stopniu kosmopolitów.” Ideologicznie bardzo poprawne, ale czy prawdziwe?

Komuna u wrót świątyni

W jednym z listów księży z tamtego okresu – Leona Postawki – znajdujemy opisy „entuzjazmu sekularyzującego”. Pisał on do przyjaciół we Lwowie: „W piątek zeszły, tj. 12 maja, dwie a później trzy publicznice z włosami rozczochranymi ze sztyletem i pistoletami w ręku, wpadły do mego mieszkania, wręczając mi rozkaz klubu niewieściego, abym im kościół św. Trójcy otworzyć polecił. (…) nasz kościół od 7 wieczorem do 10, był świadkiem najsprośniejszych bluźnierstw. Citoyenki jedna za drugą wchodziły na ambonę wyziewając najokropniejsze przeciwko Bogu. Jedna, celując pistoletem w Chrystusa Pana na krzyżu, wołała – jeżeli jesteś Bogiem, zstąp z krzyża itd. – I takim bluźnierstwom przyklaskiwało całe zgromadzenie.  (…) w sobotę zeszłą 13 maja, tłuszcza zbrodnicza wpadła do kościoła N. Dame de Lorette. Dwóch księży, którzy tam byli ukryci uciekło, nie było komu wynieść Najświętszego Sakramentu. Dziś ten piękny kościół w największym spustoszeniu. Ołtarze zgruchotane, krzyże, obrazy, i krzesła połamane i zniszczone, jedna statua Matki Najświętszej pozostała cała, ręka bezbożników oszczędziła ją przynajmniej. Byłem tam, patrzyłem własnymi oczyma na ten naród rozbestwiony bez Boga, wiary i uczciwości; śmiało powiedzieć Ci mogę, że prawie cudem stamtąd uszedłem, zbezcześcili mnie. Darli na mnie sutannę, znów chwilę dali mi pokój – wypchnęli za drzwi i na nowo ciągnęli do wnętrza kościoła, kazali mi krzyczeć vive la commune! krzyczeć – że nie ma Boga. – W tej chwili nie wiem co się ze mną zrobiło, ale jakaś odwaga wstąpiła we mnie, zacząłem na cały głos wyrzucać Francuzom ich zbrodnie – delegat porwał wonczas za pistolet i mierzył do mnie – rozerwałem sutannę, odkryłem pierś gołą i zawołałem: „strzelaj obywatelu w samo serce, jeśli ci się podoba, ja Boga, wiary i mych przekonań nigdy nie zmienię – je sui Polonais”. Bóg mnie wybawił – nie mogłem więcej nic uczynić, nie dali mi zbrodniarze wynieść N. Sakramentu – rozsypali go po ziemi i deptali świętokradzcy nogami. Zbrodniarze – i zbrodnia ma być wolnością.”

Kwestia smaku?

Czy jest to tylko kwestia smaku? Obawiam się, że dla większości z nas tak. Ale nie dla mnie. Oszukiwanie ludzi co do „dziedzictwa Oświecenia”, mającego być podstawą humanizmu europejskiego (por. Traktat Lizboński), to kształtowanie „nowej wrażliwości”. Można w niej „robić sobie jaja” z Boga, człowieka, religii i historii. Nie można dotykać „postępu, nowoczesności, tolerancji i zwyrodnienia”. Jeśli jednak zapomnimy o prawdzie, wówczas po naszych ulicach zamiast istot ludzkich będzie biegać stadnie bydło, które nie tylko śmiać się będzie z ludzkiego nieszczęścia, ale je powodować. Niestety, nie w filmowych dziełach, ale w realu.

Ks. Jacek Świątek