Historia
Rekolekcje ks. Wiktora Sopyły

Rekolekcje ks. Wiktora Sopyły

„Za tak zgłębione rekolekcje, które mi wystarczą do końca życia, dziękuję Bogu codziennie z całego serca” - pisał ks. Wiktor Sopyła w liście do ordynariusza diecezji skreślonym w Dachau. Swoje ocalenie przypisywał Matce Bożej w Jej częstochowskim wizerunku.

Ks. W. Sopyła urodził się w 1905 r. w Ruchnie (gm. Węgrów). Po ukończeniu czteroklasowego gimnazjum w Węgrowie zdecydował się na kontynuowanie nauki z myślą o wstąpieniu do seminarium duchownego - podobnie jak jego starszy brat Ignacy (ur. w 1901 r.). Kolejne dwie klasy ukończył w gimnazjum prowadzonym przez Misjonarzy Świętej Rodziny w Wieluniu. Rozpoczynając naukę w seminarium w Janowie Podlaskim miał 20 lat. Po otrzymaniu święceń pierwszym dekretem skierowany został na wikariat w Paprotni. Kolejne parafie, w których posługiwał jako wikariusz, to: Sarnaki, Kamionna, Wisznice, Łuków, Zbuczyn, Łuków (od lipca 1936 r. - parafia Przemienienia Pańskiego, a od października 1937 r. parafia Podwyższenia Krzyża Świętego), parafia św. Anny w Białej Podlaskiej, Wojcieszków. Z dniem 1 stycznia 1940 r. został administratorem parafii Witoroż. Nie nacieszył się samodzielną placówką. W pierwszych dniach kwietnia został aresztowany przez Niemców. Powodem był opór księdza nakłanianego do ustąpienia z parafii, którą objąć chcieli prawosławni. Parafia została im przekazana zaledwie dwa tygodnie później.

Pobyt ks. W. Sopyły w obozach koncentracyjnych dokumentuje dzisiaj m.in. korespondencja, którą kapłan więziony najpierw w Oranienburgu, a następnie w Dachau, kierował do ordynariusza diecezji bp. Czesława Sokołowskiego. Po przetłumaczeniu listów na język polski, kuria wysyłała je do Gręzówki, do ks. Ignacego, a po jego aresztowaniu w 1943 r. – do mieszkających w tamtejszej plebanii mamy i sióstr księży.

W wysłanym 25 stycznia 1941 r. więzień KL Dachau nr 22537, blok 28/4, wyraża zaniepokojenie brakiem wiadomości od brata i rodziny. „Począwszy od 14 grudnia, jestem w Dachau. Dzięki Bogu jestem zdrów, tylko w Oranienburgu, jeszcze pod koniec lipca 1940 r., byłem chory, będąc zmuszony poddać się operacji ślepej kiszki i żołądka i dlatego leżałem sześć tygodni w szpitalu. Teraz jestem zupełnie zdrów. Zawdzięczam dużo łask św. Andrzejowi Boboli i św. Tereni” – napisał kapłan. List ze względu na obozową cenzurę, jest dość lakoniczny. Nie sposób jednak nie wzruszyć się, czytając: „Za tak zgłębione rekolekcje, które mi wystarczą do końca życia, dziękuję Bogu codziennie z całego serca”. W zakończeniu więzień Dachau zapewnia o modlitwie za bliskich, parafian i księdza biskupa, którego również prosi o pomoc modlitewną.

4 lutego 1941 r. to data, jaką nosi list wysłany przez kurię do Dachau. „Cieszę się, że ksiądz zdrów i ze wszystkich doświadczeń życiowych wynosi naukę coraz większego zjednoczenia z Bogiem. Modlę się i ufam, że Pan Jezus pocieszy drogiego księdza i pozwoli mu w zdrowiu powrócić do pracy duszpasterskiej, którą z zamiłowaniem prowadził” – zapewnia w nim biskup. Obiecuje też starania o uzyskanie pozwolenia na wysyłanie ks. Wiktorowi zapomogi.

 

Jak będę na innej parafii…

„Uprzejmie proszę Wielmożną Ekscelencję o wyznaczenie stanowiska w diecezji” – to słowa skreślone przez ks. W. Sopyłę w piśmie do ordynariusza 1 października 1945 r. Do Polski przybył z Zachodu 30 września (brat Ignacy pozostał za zachodnią granicą – duszpasterzował w środowisku przebywających tam Polaków, w tym byłych żołnierzy). Od ręki przygotowano w kurii dekret kierujący ks. Wiktora do Gręzówki z dniem 1 października, czyli natychmiast. Sytuacja materialna, jaką zastał, nie przedstawiała się różowo. Powojenna bieda dotkliwie dawała o sobie znać w małej, położonej wśród lasów parafii, poza tym nowy proboszcz poczuwał się do obowiązku uregulowania zadłużeń powstałych w trakcie pierwszych lat jej funkcjonowania. W kwietniu 1947 r. ks. Wiktor poprosił biskupa o zezwolenie na przynależność do Związku Byłych Więźniów Politycznych – dawało to szansę na otrzymanie zapomogi, częściowego odszkodowania i możliwość bezpłatnych przejazdów, szczególnie tym, którzy „byli brani na różne doświadczenia”. Jak uzasadniał, skutki malarii, którą mu wszczepiono w Dachau, odczuwał nieustannie. Ks. W. Sopyła pozwolenie takie otrzymał. Wkrótce dostał też od biskupa zapomogę i intencje mszalne; to skutek listu, w którym pisał o dotkliwym niedostatku spowodowanym m.in. brakiem zbiorów w 1946 r.; przyznał też, że nie stać go na sutannę. „Oddam, jak będę na lepszej parafii” – dopisał, co odczytywać należy jako wyraz nie ironii, ale poczucia humoru i pogody ducha, które mimo trudnych przeżyć cechowały go do końca. Z pewnością nie przypuszczał, że spędzi w Gręzówce 38 lat i zostawi po sobie wielką pamiątkę.

 

Z wdzięczności wybuduję kościół

Pod koniec lat 50 ks. W. Sopyła postanowił rozpocząć dzieło, które nosił w sercu – budowę kościoła jako wotum Matce Bożej za ocalenie z Dachau. 13 lat trwały zabiegi u władz o pozwolenie. Nie zrażając się przeszkodami, które wyrastały na każdym kroku, ks. Wiktor rozpoczął zbieranie funduszy. Jeżdżąc po parafiach, głosił naukę o swoich przeżyciach i opiece Matki Bożej, jakiej osobiście doświadczył. Jego kazania były też wielką lekcją historii. Przy okazji tych wizyt prezentował przygotowana przez siebie „gazetkę” – brystol z naklejonymi zdjęciami z KL Dachau, m.in. zdjęciem krematorium, przy którego budowie pracował. Spisany na maszynie tekst głoszonego przez siebie kazania „Cudowna opieka Matki Bożej w obozach hitlerowskich nad nieszczęśliwymi więźniami”, powielał, oprawiał kopie i najczęściej zostawiał w parafiach, w których gościł. Kazanie jest wstrząsającym świadectwem trudów obozowego życia, wielkiej wiary mimo wszystko i oparcia w Maryi. To Jej ks. Wiktor przypisuje przeżycie. Kiedy przy budowie krematorium podzielił się chlebem z Rosjaninem, jeden z pilnujących go esesmanów pobił go do nieprzytomności i kazał rzucić na stos ciał przeznaczonych do spalenia. W ostatniej chwili jakiś Niemiec zauważył, że żyje. „Patrzcie najmilsi, to chyba ta Matka Boża sprawiła to, że ja w ostatniej chwili odzyskałem przytomność i że wzbudziła w tym Niemcu iskierkę wiary, że pozwolił mi wrócić do żyjących. Wtedy złożyłem przyrzeczenie Matce Bożej, że jak wrócę szczęśliwie do Ojczyzny, to z wdzięczności wybuduję kościół w najbiedniejszej parafii, kiedy zostałem murarzem” – czytamy w ocalałych egzemplarzach kazania.


MOIM ZDANIEM

Ks. Adam Krasuski, proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Gręzówce

Ks. W. Sopyłę miałem szczęście poznać osobiście. To piękna postać. Parafia w Gręzówce, w której przepracował 38 lat, była dziełem jego życia, rozpoczętym przez ks. Ignacego. W mojej rodzinnej parafii – Zarzeczu Łukowskim jako ministrant słuchałem jego kazania o przeżyciach w Dachau, po którym zbierana była taca z przeznaczeniem na budowę kościoła w Gręzówce. Pamiętam tę atmosferę. Do dzisiaj zachowało się w dokumentacji parafialnej zdjęcie zrobione w tutejszej plebanii, które uważam za bardzo wymowne. Widać na nim ks. W. Sopyłę i ks. Jerzego Zychorę, który w diecezji siedleckiej tworzył podwaliny Ruchu Światło-Życie. W czasach, kiedy wielu księży z rezerwą podchodziło do ruchu oazowego, ks. Wiktor, kapłan już nie najmłodszy, był wzorem otwartości i życzliwości. W styczniu 1977 r. na zaproszenie ks. Sopyły do Gręzówki przyjechała z jasełkami grupa licealistów – oazowiczów z Łukowa, wśród których byłem również ja. Do Kryńszczaka dojechaliśmy autobusem, potem trzeba było przejść pieszo 3 km. Po Mszy i jasełkach czekał na nas poczęstunek – ks. Wiktor bardzo cieszył się naszą obecnością. Dzieje Gręzówki jako ośrodka oazowego zaczęły się w ostatnich latach życia ks. W. Sopyły. Za ks. Adama Turemki nastąpił wielki rozwój, na co pozwalała doskonale przygotowana baza: dwie sale katechetyczne z dobudowaną kuchnią i łazienkami, obszerna stodoła parafialna, poddasze na plebanii. Ks. Wiktor zmarł w sierpniu 1983 r. Pełnił obowiązki proboszcza do samego końca. Parafianie odnosili się do swego proboszcza z wielką wyrozumiałością, wiedząc, że jest chory. Po dziś dzień wspominają go z ogromnym szacunkiem.

LI