Rekomunizacja
Są też przesłanki, by nad niektórymi z nich zamyślić się i zadać sobie pytanie, czemu w duszy Polaka gra dziwna tęsknota za czasami, gdy co prawda byliśmy młodsi, ale cóż nam po tej młodości, skoro starzeliśmy się, czekając na własne M-4 z wielkiej płyty, a życie nam przeciekało w kolejkach po meblościanki lub kilo pomarańczy na Boże Narodzenie. Wydawałoby się, że auto na każdym podwórku, plazmę w salonie i wczasy nad zimnym Bałtykiem czy na słonecznej Krecie jesteśmy w stanie sprzedać za nostalgię za ową młodością. Co takiego było w PRL-u, że nie odchodzi w niepamięć, jak przystało na zły sen, lecz jawi się niczym piękny miraż?
25 lat temu marzyliśmy o wolności. O czymś równie pięknym, co nieosiągalnym, a więc z natury rzeczy wyidealizowanym. Tej wolnej Polsce najbliżej było do mitycznej Ameryki, którą oglądaliśmy na ekranach kin lub opowiadali nam o niej nieliczni, którzy dostąpili łaski otrzymania paszportu, a następnie wizy, o którą wciąż tak samo trudno. Ilu z tych bajarzy podpisało lojalki przed wyjazdem? W naszej Polsce miało być jak w bajce. Dużo pieniędzy na zakupy w pełnych sklepach i jeszcze więcej czasu na wolność słowa. Zachłyśnięci wpierw cudem snu, co stał się jawą, a potem przerażeni jego ceną, darowaliśmy narodowy rachunek sumienia, a przynajmniej zdefiniowanie, co było dobre, a co złe w państwie ludowym. Nie chodzi mi o procesy, ostracyzm, odebranie tego, co zostało ukradzione. Nie każdy członek PZPR, ZLS, SD, czy PAX-u dopuszczał się rzeczy niegodnych człowieka. Myśmy nie określili jasno, co było podłością godną potępienia, a co przejawem heroizmu. Za ten gest miłosierdzia, czy dowód słabości, wciąż płacimy ogromną cenę.
20 lat po odzyskaniu wolności Polacy na nowo muszą poznawać swoją przeszłość. Wychodzą wzruszeni i wstrząśnięci filmami o człowieku, który został papieżem, o kapłanie, dla którego prawda była warta najwyższej ofiary. Ze zdumieniem odkrywają w przeszłości swych szkół dowody heroizmu swych starszych kolegów, które z nieznanych im powodów są ukrywane przez nauczycieli i pomijane w podręcznikach historii, przepełnionych nic niewnoszącymi do tożsamości i wychowania błahostkami. Przecież to ci sami Polacy, którzy w sondażu wydają się tęsknić za czasami, w których za pytanie o zdjęcie krzyża zamykało się szkołę, a młodzieży na miesiąc przed maturą wręczało wilcze bilety. Skąd indziej to rozdwojenie jaźni, jak nie z pomieszania pojmowania tego, co było podłością, a co heroizmem. Odpowiadają za nie – jakkolwiek się przed tą odpowiedzialnością próbują bronić – wszystkie mające wpływ na budowanie państwa elity, każdego szczebla, również te, które dziś mają władzę kreowania rzeczywistości naszych małych i dużych Ojczyzn. To jest cena kompromisów, jakie dla zdobycia lub utrzymania władzy, która straciła funkcję zamiany rzeczywistości na rzecz realizacji prywatnych lub partyjnych geszeftów, były i są zawierane z ludźmi wątpliwej prominencji. Płacimy za brak rozumienia, że hasło „Bóg Honor Ojczyna” nie jest słowotokiem poety, lecz dorobkiem dziesiątek pokoleń naszych przodków.
Dziś patrzę w oczy swych rówieśników i zadaję sobie pytania. Cośmy uczynili z naszym snem, marzeniem? Po co obrzucaliśmy się kamieniami z ZOMO? Po co traciliśmy czas na snucie nocnych marzeń? Po co uwiedliśmy własny naród? Jaką Ziemię Obiecaną mu pokazaliśmy? Czyż nie widzieli tego, zanim wkroczyli za nami w morze trzcin? Czym różnimy się od faraonów, którzy ich zniewolili? Nic nie usprawiedliwia paktowania ze złem. Nie jest dobrem to, co usprawiedliwia strącanie bohaterów dla ubicia interesu ze złem.