Komentarze
Rekomunizacja

Rekomunizacja

Podobno gdyby wierzyć sondażom, to prezydentem Polski powinien być obecnie Donald Tusk, a premierem Jarosław Kaczyński. Są zatem powody, by do wszelkiego typu sondaży podchodzić więcej niż ostrożnie.

Są też przesłanki, by nad niektórymi z nich zamyślić się i zadać sobie pytanie, czemu w duszy Polaka gra dziwna tęsknota za czasami, gdy co prawda byliśmy młodsi, ale cóż nam po tej młodości, skoro starzeliśmy się, czekając na własne M-4 z wielkiej płyty, a życie nam przeciekało w kolejkach po meblościanki lub kilo pomarańczy na Boże Narodzenie. Wydawałoby się, że auto na każdym podwórku, plazmę w salonie i wczasy nad zimnym Bałtykiem czy na słonecznej Krecie jesteśmy w stanie sprzedać za nostalgię za ową młodością. Co takiego było w PRL-u, że nie odchodzi w niepamięć, jak przystało na zły sen, lecz jawi się niczym piękny miraż?

25 lat temu marzyliśmy o wolności. O czymś równie pięknym, co nieosiągalnym, a więc z natury rzeczy wyidealizowanym. Tej wolnej Polsce najbliżej było do mitycznej Ameryki, którą oglądaliśmy na ekranach kin lub opowiadali nam o niej nieliczni, którzy dostąpili łaski otrzymania paszportu, a następnie wizy, o którą wciąż tak samo trudno. Ilu z tych bajarzy podpisało lojalki przed wyjazdem? W naszej Polsce miało być jak w bajce. Dużo pieniędzy na zakupy w pełnych sklepach i jeszcze więcej czasu na wolność słowa. Zachłyśnięci wpierw cudem snu, co stał się jawą, a potem przerażeni jego ceną, darowaliśmy narodowy rachunek sumienia, a przynajmniej zdefiniowanie, co było dobre, a co złe w państwie ludowym. Nie chodzi mi o procesy, ostracyzm, odebranie tego, co zostało ukradzione. Nie każdy członek PZPR, ZLS, SD, czy PAX-u dopuszczał się rzeczy niegodnych człowieka. Myśmy nie określili jasno, co było podłością godną potępienia, a co przejawem heroizmu. Za ten gest miłosierdzia, czy dowód słabości, wciąż płacimy ogromną cenę.

20 lat po odzyskaniu wolności Polacy na nowo muszą poznawać swoją przeszłość. Wychodzą wzruszeni i wstrząśnięci filmami o człowieku, który został papieżem, o kapłanie, dla którego prawda była warta najwyższej ofiary. Ze zdumieniem odkrywają w przeszłości swych szkół dowody heroizmu swych starszych kolegów, które z nieznanych im powodów są ukrywane przez nauczycieli i pomijane w podręcznikach historii, przepełnionych nic niewnoszącymi do tożsamości i wychowania błahostkami. Przecież to ci sami Polacy, którzy w sondażu wydają się tęsknić za czasami, w których za pytanie o zdjęcie krzyża zamykało się szkołę, a młodzieży na miesiąc przed maturą wręczało wilcze bilety. Skąd indziej to rozdwojenie jaźni, jak nie z pomieszania pojmowania tego, co było podłością, a co heroizmem. Odpowiadają za nie – jakkolwiek się przed tą odpowiedzialnością próbują bronić – wszystkie mające wpływ na budowanie państwa elity, każdego szczebla, również te, które dziś mają władzę kreowania rzeczywistości naszych małych i dużych Ojczyzn. To jest cena kompromisów, jakie dla zdobycia lub utrzymania władzy, która straciła funkcję zamiany rzeczywistości na rzecz realizacji prywatnych lub partyjnych geszeftów, były i są zawierane z ludźmi wątpliwej prominencji. Płacimy za brak rozumienia, że hasło „Bóg Honor Ojczyna” nie jest słowotokiem poety, lecz dorobkiem dziesiątek pokoleń naszych przodków.

Dziś patrzę w oczy swych rówieśników i zadaję sobie pytania. Cośmy uczynili z naszym snem, marzeniem? Po co obrzucaliśmy się kamieniami z ZOMO? Po co traciliśmy czas na snucie nocnych marzeń? Po co uwiedliśmy własny naród? Jaką Ziemię Obiecaną mu pokazaliśmy? Czyż nie widzieli tego, zanim wkroczyli za nami w morze trzcin? Czym różnimy się od faraonów, którzy ich zniewolili? Nic nie usprawiedliwia paktowania ze złem. Nie jest dobrem to, co usprawiedliwia strącanie bohaterów dla ubicia interesu ze złem.

Grzegorz Skwarek