Komentarze
13/2021 (1339) 2021-03-31
Otrzymałem wiele życzeń. Z kicającymi zajączkami i żółtawymi kurczaczkami. Gdzieniegdzie jeszcze tylko bazie jak kikuty wystawały nieśmiało. Na kilku znalazłem odsunięty głaz nagrobny. Czyżby Wstający z Grobu już był wstydliwym elementem?

Jeszcze nie zebrał się Sanhedryn, by zakazać głoszenia czegokolwiek w Jego imię. A my już ochoczo zasłaniamy Twarz Jego, jakby całun miał pozostać na twarzach narodów aż do dnia ostatniego. Powiesz - estetyka nowoczesności. To nie jest jednak kwestia wrażliwości estetycznej czy cywilizacyjnych przemian, ponoć nie do zahamowania. To coś więcej. Nasz strach przed Darem. Bunt. To czuję, gdy staję przy trumnie z ciałem kogoś znajomego. Przerwane nici życia, przyjaźni, miłości, sympatii, życzliwości. Przerwana sieć życia. Usta bez słów, wargi bez uśmiechu, oczy zamknięte, serce bez tętna miłości. To kresem być wszak nie może. Bo ja tworzę w życiu wszystko, by trwało. Z tą determinacją za bary biorę się z losem. Bo jest we mnie nadzieja. Marzenie o wieczno-trwałości. Trumienne wieko, choćby je złotem pokryć, w gruzy zamienia nadzieję, jakby w tym momencie porzucić ją mieli wszyscy w śmierć wchodzący. A także pozostający. Nie dziwne jest, że w dawnych mitach śmiertelni schodzili tylko do Hadesu.
13/2021 (1339) 2021-03-31
Zachwyt i wdzięczność za dar obecności świętych znaków wyrazili w strofach i melodii. Zespół śpiewaczy Czerniczanki z kapelą od trzech lat adoruje relikwie Krzyża poprzez własną pieśń pasyjną.

Odnowiony w 2017 r. kult symbolu męki i cierpienia Jezusa Chrystusa poruszył parafię w Kłoczewie. Za namową proboszcza ks. kan. Marka Kota wielu mieszkańców napisało wiersze wyrażające dumę z posiadania tak niezwykłego znaku zbawienia. Utwory nadal są świadectwem przywiązania do relikwii. Ale jeden stał się swego rodzaju hymnem parafii. Można go usłyszeć niemal każdego 14 dnia miesiąca podczas wystawienia świętych cząstek. Mowa o pieśni „Krzyżu mój” wykonywanej przez zespół z Czernica. Niepowtarzalność utworu wyraża się w tekście. Został napisany przez jedną z członkiń grupy śpiewaczej, Halinę Babik. Jak sama przyznaje, myśl, by chwycić za pióro, powstała w wyniku rozmyślań nad relikwiami. - Gdy po odnalezieniu relikwii i odnowieniu ich kultu stanęły na ołtarzu, przyciągały mój wzrok, kiedy wchodziłam do kościoła. Czułam dumę, że są w naszej parafii, i często się przy nich modliłam. Zagłębiałam się w tajemnicy śmierci Pana Jezusa. Polecałam Mu swoje problemy, bóle i trudności - przyznaje autorka słów pieśni.
13/2021 (1339) 2021-03-31
Od lat opuszczony i niszczejący, przez długi czas był żywym domem rodzinnym. Pałac w Mordach to nie tylko budynek, ale też losy pokoleń rodzin Ciecierskich, Zembrzuskich oraz Przewłockich. Dziś mamy możliwość przenieść się wstecz i poznać dzieje tych ostatnich.

„Dom w Mordach. Rodzina Przewłockich 1912-1944” to fascynująca opowieść, dzięki której poznajemy od kuchni historię rodziny ziemiańskiej, która przez 32 lata mieszkała i prowadziła gospodarstwo w Mordach pod Siedlcami. Bogato ilustrowana publikacja zawiera fragmenty wspomnień, dzienników, dokumentów, które przenoszą czytelnika w minioną epokę. To kompleksowe opracowanie dotyczące - co prawda krótkiego wycinka - dziejów rodziny Przewłockich, ale także samego miasta. - Do tego jedno z pierwszych, bo Mordy nie należały do najlepiej opisanych miejsc - potwierdza Michał Przewłocki, wnuk ostatniego właściciela pałacu. - Pomysł wyszedł od Zbyszka Gluzy, czyli szefa Ośrodka Karta, wydawcy książki - precyzuje M. Przewłocki. - To on był głównym motorem napędowym całego przedsięwzięcia. Kiedy zaczęliśmy szukać materiałów na temat Mordów i pałacu, które mogłyby nam pomóc podczas przygotowań do przebudowy, okazało się, że istnieją ogromne archiwa zdjęciowe mojej rodziny. Nawet ja o nich nie wiedziałem.
13/2021 (1339) 2021-03-31
Zmagając się z wysiłkiem i słabościami ciała, rozważając Drogę krzyżową, wyruszali na spotkanie z Bogiem.

Droga jest ekstremalna, ponieważ trzeba pokonać nawet 40 km w nocy, samotnie lub w niewielkiej grupie, bez rozmów, do tego w zmiennych warunkach atmosferycznych - czasem po bezdrożach, w błocie albo po piasku. Uczestnik Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w Arizonie wynotował niebezpieczeństwa, które czyhają na trasie. Napisał: „W nocy zimno, trasa dostępna jedynie pieszo lub konno, węże, pumy i kilka innych fajnych zwierzaków”. A jak było na naszych diecezjalnych szlakach? W rozważaniach EDK czytamy: „Jezu, lubię wygody. Przyzwyczaiłem się do nich. Pomóż mi otworzyć się na zmianę. Pomóż mi wychodzić ze znanego mi świata. Pomóż mi odnaleźć pełnię życia”. Na wyjście z komfortu, na zmierzenie się z własnymi słabościami i trudami szlaku zdecydowało się w tym roku wiele osób, mimo że to czas pandemii wymuszającej ograniczenia i skłaniającej raczej do pozostania w domu. Tradycją EDK stało się, że każdy uczestnik niesie ze sobą krzyż. To zaproszenie do zjednoczenia z Jezusem cierpiącym, ale i do podjęcia wędrówki z krzyżem swojego życia.