Mam w domku radio. Takie radyjko w zasadzie. Kuchenne. Dumnie
sobie stoi wśród innych gospodarskich gadżetów, a pod nieobecność
domowników dzielnie ich zastępuje.
Można się z nim przyjaźnić, kiedy mówi, co trzeba, albo obrazić na nie, gdy ma inne niż odbiorca zdanie. Ale zasadniczo jest posłuszne. I - co niezwykle ważne - zawsze pozwala, aby to do słuchacza należało ostatnie w dyskusji słowo. Ale podobnie jak wszystko, co dobre, tak i radyjko któregoś dnia się skończyło. Znaczy - prawie. Wiadomo jednak z klasycznej wypowiedzi, że „prawie robi różnicę”, należy więc pośpieszyć z wyjaśnieniem, iż radio tylko zaniemogło. A niemoc jego objawiła się tym, że mówiło i śpiewało tylko cicho, cichutko, cichuteńko. Ja w zasadzie lubię nie do końca słyszeć, co kto do mnie mówi, ale mój współmieszkaniec - jak się okazało - już nie. Zaczął więc namawiać pudełko, żeby się na wcześniejszą wersję na powrót przerzuciło i zaczęło nadawać, jak trzeba. Kręcił przy tym gałką taką i owaką, nawet wtyczkę z sieci wyjął i z powrotem „do góry nogami” wetknął, ale nic. On swoje, radio swoje.
Można się z nim przyjaźnić, kiedy mówi, co trzeba, albo obrazić na nie, gdy ma inne niż odbiorca zdanie. Ale zasadniczo jest posłuszne. I - co niezwykle ważne - zawsze pozwala, aby to do słuchacza należało ostatnie w dyskusji słowo. Ale podobnie jak wszystko, co dobre, tak i radyjko któregoś dnia się skończyło. Znaczy - prawie. Wiadomo jednak z klasycznej wypowiedzi, że „prawie robi różnicę”, należy więc pośpieszyć z wyjaśnieniem, iż radio tylko zaniemogło. A niemoc jego objawiła się tym, że mówiło i śpiewało tylko cicho, cichutko, cichuteńko. Ja w zasadzie lubię nie do końca słyszeć, co kto do mnie mówi, ale mój współmieszkaniec - jak się okazało - już nie. Zaczął więc namawiać pudełko, żeby się na wcześniejszą wersję na powrót przerzuciło i zaczęło nadawać, jak trzeba. Kręcił przy tym gałką taką i owaką, nawet wtyczkę z sieci wyjął i z powrotem „do góry nogami” wetknął, ale nic. On swoje, radio swoje.