Ojcowie oblaci zapraszają na rekolekcje w sanktuarium. W lutym
przygotowują trzy serie kilkudniowych spotkań.
14 stycznia w sanktuarium w Pratulinie rozpocznie się nowenna przed
wspomnieniem bł. Męczenników Podlaskich.
Śpiew trzyma nas przy życiu i tak powinno być - mówią członkinie
„Wrzosu”. Zespół działa przy oddziale rejonowym Polskiego Związku
Emerytów, Rencistów i Inwalidów we Włodawie. Panie, żyjąc ze śpiewem
na ustach, umilają sobie i innym czas późnej starości.
Kierownik zespołu - Irena Tetych pasję śpiewaczą odkryła dopiero na emeryturze. - Wcześniej po prostu nie było na to czasu - wyznaje. - Pochodzę z rodziny rzemieślniczej. Kiedy byłam kilkuletnim dzieckiem, zmarł mój ojciec. Jako półsierota nie mogłam zrealizować swoich marzeń. Mieszkaliśmy z mamą i ojczymem w Stulnie. W młodości miałam zamiłowanie do zawodu nauczyciela. W wieku 17 lat musiałam jednak podjąć pracę zawodową w Urszulinie: najpierw jako referent w zakresie kontraktacji, osoba prowadząca kadry, potem jako kierownik restauracji. To były ciężkie lata - wspomina pani Irena. Do pracy trzeba było dojeżdżać pociągiem. Początkowo I. Tetych mieszkała na stancji u pewnej staruszki: w domu nie było elektryczności, a zimą odczuwało się przenikające zimno. W 1972 r. podjęła pracę w Głównym Urzędzie Statystycznym we Włodawie. W 1975 r., po likwidacji powiatów zmuszona była dojeżdżać do Chełma. Była wówczas inspektorem gastronomii.
Kierownik zespołu - Irena Tetych pasję śpiewaczą odkryła dopiero na emeryturze. - Wcześniej po prostu nie było na to czasu - wyznaje. - Pochodzę z rodziny rzemieślniczej. Kiedy byłam kilkuletnim dzieckiem, zmarł mój ojciec. Jako półsierota nie mogłam zrealizować swoich marzeń. Mieszkaliśmy z mamą i ojczymem w Stulnie. W młodości miałam zamiłowanie do zawodu nauczyciela. W wieku 17 lat musiałam jednak podjąć pracę zawodową w Urszulinie: najpierw jako referent w zakresie kontraktacji, osoba prowadząca kadry, potem jako kierownik restauracji. To były ciężkie lata - wspomina pani Irena. Do pracy trzeba było dojeżdżać pociągiem. Początkowo I. Tetych mieszkała na stancji u pewnej staruszki: w domu nie było elektryczności, a zimą odczuwało się przenikające zimno. W 1972 r. podjęła pracę w Głównym Urzędzie Statystycznym we Włodawie. W 1975 r., po likwidacji powiatów zmuszona była dojeżdżać do Chełma. Była wówczas inspektorem gastronomii.
Rozmowa z ks. dr. hab. Przemysławem Kantyką, prof. Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego, kierownikiem Katedry Teologii
Protestanckiej i dyrektorem Instytutu Ekumenicznego na wydziale
teologii KUL.
Niezmiennie w dialogach z udziałem Kościoła rzymskokatolickiego najtrudniejszą sprawą jest zagadnienie jedności z biskupem Rzymu, czyli papieżem. Chrześcijanie niekatolicy nie godzą się na uznanie jego zwierzchnictwa oraz prymatu nauczania, szczególnie w sprawach wiary i życia chrześcijańskiego. Problemy budzą też kwestie uznania tzw. sukcesji apostolskiej, czyli kontynuacji posługi apostołów w przekazywaniu nieskażonej wiary i charyzmatu urzędu apostolskiego, czego wyrazem jest nieprzerwany od czasów apostolskich łańcuch święceń biskupich (nakładania rąk). Uznanie ważności święceń jest potrzebne, abyśmy mieli pewność, że Eucharystia i inne sakramenty są ważnie sprawowane. To stare problemy. Dziś dochodzą do nich także spory o zagadnienia moralne, takie jak poszanowanie życia, ocena postaw homoseksualnych, definicja małżeństwa itd.
Niezmiennie w dialogach z udziałem Kościoła rzymskokatolickiego najtrudniejszą sprawą jest zagadnienie jedności z biskupem Rzymu, czyli papieżem. Chrześcijanie niekatolicy nie godzą się na uznanie jego zwierzchnictwa oraz prymatu nauczania, szczególnie w sprawach wiary i życia chrześcijańskiego. Problemy budzą też kwestie uznania tzw. sukcesji apostolskiej, czyli kontynuacji posługi apostołów w przekazywaniu nieskażonej wiary i charyzmatu urzędu apostolskiego, czego wyrazem jest nieprzerwany od czasów apostolskich łańcuch święceń biskupich (nakładania rąk). Uznanie ważności święceń jest potrzebne, abyśmy mieli pewność, że Eucharystia i inne sakramenty są ważnie sprawowane. To stare problemy. Dziś dochodzą do nich także spory o zagadnienia moralne, takie jak poszanowanie życia, ocena postaw homoseksualnych, definicja małżeństwa itd.
Rusza pilotażowy program Caritas Diecezji Siedleckiej „Dach nad
głową” mający na celu pomoc w odbudowie domów dwóm chrześcijańskim
rodzinom w Syrii.
Pomysłodawcą inicjatywy jest dyrektor Caritas Diecezji Siedleckiej ks. Marek Bieńkowski. Partnerem w jego realizacji został prezes Fundacji Fenicja im. św. Charbela Kazimierz Gajowy, od 1987 r. mieszkający w Libanie, współpracujący z Caritas Liban i organizujący pomoc syryjskim rodzinom. Program „Dach nad głową” polega na pomocy rodzinom syryjskim w odbudowie domów. Głównym celem jest umożliwienie rodzinom chrześcijańskich uchodźców z Syrii jak najszybszego powrotu do ojczyzny. Akcja prowadzona będzie w 2019 r. W jej ramach siedlecka Caritas planuje zebrać od stycznia do końca marca 10 tys. dolarów (ok 40 tys. zł) na adaptację dwóch zniszczonych domów, umożliwiającą zamieszkanie w nich. Do udziału w akcji zaproszeni są wszyscy darczyńcy. Organizatorzy zachęcają do przeprowadzania zbiórek w środowiskach lokalnych, zakładach pracy, szkołach, rodzinach, wspólnotach itp.
Pomysłodawcą inicjatywy jest dyrektor Caritas Diecezji Siedleckiej ks. Marek Bieńkowski. Partnerem w jego realizacji został prezes Fundacji Fenicja im. św. Charbela Kazimierz Gajowy, od 1987 r. mieszkający w Libanie, współpracujący z Caritas Liban i organizujący pomoc syryjskim rodzinom. Program „Dach nad głową” polega na pomocy rodzinom syryjskim w odbudowie domów. Głównym celem jest umożliwienie rodzinom chrześcijańskich uchodźców z Syrii jak najszybszego powrotu do ojczyzny. Akcja prowadzona będzie w 2019 r. W jej ramach siedlecka Caritas planuje zebrać od stycznia do końca marca 10 tys. dolarów (ok 40 tys. zł) na adaptację dwóch zniszczonych domów, umożliwiającą zamieszkanie w nich. Do udziału w akcji zaproszeni są wszyscy darczyńcy. Organizatorzy zachęcają do przeprowadzania zbiórek w środowiskach lokalnych, zakładach pracy, szkołach, rodzinach, wspólnotach itp.
Ocalenie od zapomnienia oraz upamiętnienie miejsc bitew - takie
cele mają przyświecać szlakowi historyczno-turystycznemu im. Korpusu
Ochrony Pogranicza.
Pomysł autorstwa Roberta Korpysza przedstawił podczas grudniowej rady powiatu Mirosław Konieczny. Szlak miałby upamiętnić miejsca bitew stoczonych przez zgrupowanie KOP gen. Wilhelma Orlika- Rückemanna na przełomie września i października 1939 r. Szlak historyczno-turystyczny KOP poświęcony ma być miejscom znajdującym się w powiecie włodawskim na terenie gmin: Wola Uhruska, Hańsk i Urszulin. - To tu, we wrześniu 1939 r. walczyli, przebywali i ginęli żołnierze korpusu pod dowództwem gen. bryg. W. Orlika-Rückemanna - mówi R. Korpysz. - Szlak ten, ze względu na niewielkie odległości, mógłby być pokonywany pieszo lub rowerem. Trasa wiodłaby po drogach powiatowych, gminnych i leśnych - dodaje pomysłodawca. Początek szlaku to Zbereże, następnie Kosyń, Hańsk i Wytyczno. - Zwróciłem się już w sprawie jego utworzenia do wójtów wspomnianych trzech gmin. Zainteresowanie jest, ale jeszcze nie ma konkretnych odpowiedzi - zaznacza R. Korpysz.
Pomysł autorstwa Roberta Korpysza przedstawił podczas grudniowej rady powiatu Mirosław Konieczny. Szlak miałby upamiętnić miejsca bitew stoczonych przez zgrupowanie KOP gen. Wilhelma Orlika- Rückemanna na przełomie września i października 1939 r. Szlak historyczno-turystyczny KOP poświęcony ma być miejscom znajdującym się w powiecie włodawskim na terenie gmin: Wola Uhruska, Hańsk i Urszulin. - To tu, we wrześniu 1939 r. walczyli, przebywali i ginęli żołnierze korpusu pod dowództwem gen. bryg. W. Orlika-Rückemanna - mówi R. Korpysz. - Szlak ten, ze względu na niewielkie odległości, mógłby być pokonywany pieszo lub rowerem. Trasa wiodłaby po drogach powiatowych, gminnych i leśnych - dodaje pomysłodawca. Początek szlaku to Zbereże, następnie Kosyń, Hańsk i Wytyczno. - Zwróciłem się już w sprawie jego utworzenia do wójtów wspomnianych trzech gmin. Zainteresowanie jest, ale jeszcze nie ma konkretnych odpowiedzi - zaznacza R. Korpysz.
Od 1 stycznia przestały funkcjonować gabinety nocnej i
świątecznej pomocy lekarskiej w Wojcieszkowie oraz Stoczku
Łukowskim.
Jedyna taka placówka pozostała w Łukowie. Zamknięcie pozostałych wywołało oburzenie mieszkańców. - Gdzie otrzymamy pomoc w porze nocnej czy w święta? - pytają. O przypuszczalnej likwidacji gabinetów w Wojcieszkowie i Stoczku Łukowskim mówiło się już po koniec ubiegłego roku. Temat poruszano na sesji rady powiatu łukowskiego, jak również podczas obrad gminnych. Jak twierdzi dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Łukowie Mariusz Furlepa, głównym powodem zamknięcia placówek jest brak lekarzy, którzy po prostu nie chcą za obowiązujące stawki pracować nocą i w święta. Kolejna kwestia to niefinansowanie gabinetów w Wojcieszkowie i Stoczku Łukowskim w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Przez ostatnie lata pieniądze na ich funkcjonowanie pochodziły ze środków własnych szpitala. Jest to kwota ponad 500 tys. zł.
Jedyna taka placówka pozostała w Łukowie. Zamknięcie pozostałych wywołało oburzenie mieszkańców. - Gdzie otrzymamy pomoc w porze nocnej czy w święta? - pytają. O przypuszczalnej likwidacji gabinetów w Wojcieszkowie i Stoczku Łukowskim mówiło się już po koniec ubiegłego roku. Temat poruszano na sesji rady powiatu łukowskiego, jak również podczas obrad gminnych. Jak twierdzi dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Łukowie Mariusz Furlepa, głównym powodem zamknięcia placówek jest brak lekarzy, którzy po prostu nie chcą za obowiązujące stawki pracować nocą i w święta. Kolejna kwestia to niefinansowanie gabinetów w Wojcieszkowie i Stoczku Łukowskim w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Przez ostatnie lata pieniądze na ich funkcjonowanie pochodziły ze środków własnych szpitala. Jest to kwota ponad 500 tys. zł.
Prezydent Siedlec Andrzej Sitnik zapowiedział wystąpienie do
przewodniczącego rady miasta z wnioskiem o zwołanie 15 stycznia
nadzwyczajnej sesji rady miasta dotyczącej uchwalenia budżetu.
Przypomnijmy: prezydent zaproponował poprawki do projektu uchwały budżetowej dotyczące zmniejszenia wydatków na kulturę i sport. W sumie cięcia miałyby wynieść ok. 6,2 mln zł. Podczas grudniowej sesji rady miasta proponowane zmiany wywołały sprzeciw wśród grupy radnych, a w konsekwencji przeniesienie na styczeń głosowania nad uchwaleniem budżetu na 2019 r. Decyzja radnych już w pierwszych dniach nowego roku mogła skutkować poważnymi problemami z płynnością finansową miasta. - Po południu w sylwestra otrzymałem informację z banku, że odmawia nam kredytu obrotowego w związku z brakiem uchwały budżetowej. To oznaczało, że nie mamy pieniędzy na wypłaty pensji dla 1,8 tys. nauczycieli - mówił A. Sitnik podczas konferencji prasowej zwołanej 4 stycznia.
Przypomnijmy: prezydent zaproponował poprawki do projektu uchwały budżetowej dotyczące zmniejszenia wydatków na kulturę i sport. W sumie cięcia miałyby wynieść ok. 6,2 mln zł. Podczas grudniowej sesji rady miasta proponowane zmiany wywołały sprzeciw wśród grupy radnych, a w konsekwencji przeniesienie na styczeń głosowania nad uchwaleniem budżetu na 2019 r. Decyzja radnych już w pierwszych dniach nowego roku mogła skutkować poważnymi problemami z płynnością finansową miasta. - Po południu w sylwestra otrzymałem informację z banku, że odmawia nam kredytu obrotowego w związku z brakiem uchwały budżetowej. To oznaczało, że nie mamy pieniędzy na wypłaty pensji dla 1,8 tys. nauczycieli - mówił A. Sitnik podczas konferencji prasowej zwołanej 4 stycznia.
To zjawisko demokratyczne. Dotknąć może każdego - definiuje
przemoc Małgorzata Wincenciak z Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar
Przemocy w Rodzinie „Niebieska linia”. I podkreśla, że nikt nie
rodzi się sprawcą ani ofiarą, a dla agresji nie ma żadnego
usprawiedliwienia.
Pani Anna odeszła z domu, kiedy mąż przyłożył jej do gardła nóż. Wcześniej, przez siedem lat znosiła uderzenia, wstyd i ukrywanie siniaków. Najpierw partner bił, bo czuł się panem - to on zarabiał na rodzinę. Gdy stracił pracę, odreagowywał frustrację na żonie. Czasem bardziej niż ciosy bolały słowa. Wyzywanie od najgorszych i wypominanie: „beze mnie jesteś nikim”, „nikt cię nie przyjmie do pracy”, „nic nie potrafisz”. Nigdy nie zapomni, jak bolą razy z rąk męża. Nie uwierzy już w przeprosiny i zapewnienia, że przemoc więcej się nie powtórzy. Słyszała je po każdym biciu, gdy na chwilę górę nad złością brał strach, że żona go zostawi. Pani Anna długo nie potrafiła się zdobyć na odejście z domu, gdzie ją bito. Dziś wie, że powinna była zareagować po pierwszym pchnięciu i uderzeniu w twarz.
Pani Anna odeszła z domu, kiedy mąż przyłożył jej do gardła nóż. Wcześniej, przez siedem lat znosiła uderzenia, wstyd i ukrywanie siniaków. Najpierw partner bił, bo czuł się panem - to on zarabiał na rodzinę. Gdy stracił pracę, odreagowywał frustrację na żonie. Czasem bardziej niż ciosy bolały słowa. Wyzywanie od najgorszych i wypominanie: „beze mnie jesteś nikim”, „nikt cię nie przyjmie do pracy”, „nic nie potrafisz”. Nigdy nie zapomni, jak bolą razy z rąk męża. Nie uwierzy już w przeprosiny i zapewnienia, że przemoc więcej się nie powtórzy. Słyszała je po każdym biciu, gdy na chwilę górę nad złością brał strach, że żona go zostawi. Pani Anna długo nie potrafiła się zdobyć na odejście z domu, gdzie ją bito. Dziś wie, że powinna była zareagować po pierwszym pchnięciu i uderzeniu w twarz.