Kościół
22/2021 (1348) 2021-06-02
Pierwszy klaps już padł, ale do ukończenia filmu o prymasie Stefanie Wyszyńskim jeszcze daleko. Producenci chcą zdążyć z premierą na beatyfikację, którą zaplanowano na 12 września.

„Prorok” - nowy film w reżyserii Michała Kondrata - to historia duchowego przywódcy i wizjonera, który przez wiarę, propagowanie miłości, wolności, poszanowania praw człowieka i godności jednostki próbuje podźwignąć pokaleczony moralnie i emocjonalnie naród z narzuconego po wojnie jarzma komunizmu. Rząd wszelkimi metodami stara się mu w tym przeszkodzić, dążąc do całkowitej ateizacji kraju. Niezachwiana wiara i konsekwentna postawa duchownego, społecznika, ale też polityka przynosi zwycięstwo. To prolog do upadku komunizmu. Jednak film pokazuje Prymasa Tysiąclecia nie tylko poprzez pryzmat jego stanowczej postawy wobec komunistów, ale także relacje z osobami, które były mu bliskie. „Prorok” to debiut fabularny M. Kondrata, który odpowiada za takie obrazy, jak „Czyściec”, „Miłość i Miłosierdzie”, „Dwie korony”. Jak zauważają aktorzy i reżyser, największą trudnością filmu było atrakcyjne pokazanie kogoś, kto był idealny. - Przyglądając się osobie prymasa w tym filmie, można dowiedzieć się nowych rzeczy, czasami imponujących - przyznaje Sławomir Grzymkowski, odtwórca głównej roli.
22/2021 (1348) 2021-06-02
Pamiętacie Państwo zapewne scenę z szóstej serii serialu „Rancho”, kiedy to wójt zdobywa mandat senatorski i zostaje zaproszony do studia telewizyjnego. Panicznie boi się konfrontacji - głupi nie jest (raczej cwany), wie, że w ogniu krzyżowych pytań nie ma szans.

Tuż przed wejściem do studia faszeruje się środkami uspokajającymi, co sprawia, że kiedy zasiada przed kamerami, ma na wszystko - jak mówią młodzi - wywalone. Milczy, nie biorąc, udziału w kłótni. Gdy zostaje zapytany przez prowadzącą o stosunek do omawianej kwestii stwierdza, że „głowa go boli od tego”. I wychodzi, wprawiając wszystkich w osłupienie. Finalnie porażka zamienia się w sukces Kozioła, zaś „nową polityczną jakość” komentatorzy nazywają „narracją negacji”. Okazuje się, że „narracja negacji” jest trampoliną, z której już nie w komediowej fabule, ale zupełnie realnym życiu, można się wybić całkiem wysoko. Skoro inni krzyczą, trzeba krzyknąć jeszcze głośniej - niekoniecznie słowem, a np. zestawieniem bieli dominikańskiego habitu z ordynarnymi wypowiedziami. Pewne jest, że nawet dziennikarze Onetu, Tok.fm czy Wirtualnej Polski - na co dzień przywykli do szokujących newsów - otworzą usta ze zdumienia! A gawiedź zakrzyknie wielkie: „Wooow! Ale im dop…ił!”.