Historia
23/2020 (1297) 2020-06-02
Po przerwie spowodowanej epidemią koronawirusa, 28 maja odbyło się w siedleckiej katedrze drugie spotkanie z cyklu „Wieczory prymasowskie” przygotowujące do beatyfikacji ks. kard. Stefana Wyszyńskiego.

O stereotypach, które narosły wokół postaci Prymasa Tysiąclecia i tzw. czarnej legendzie prymasa opowiadał ks. Wojciech Hackiewicz, asystent diecezjalny Akcji Katolickiej. - Mówiono, że był zaściankowym biskupem, polskim, typowym, siermiężnym, który nie widzi zbyt wiele poza horyzont Kościoła katolickiego w Polsce - rozpoczął. A prawda była zupełnie inna. - Prymas Wyszyński postulował przywrócenie podmiotowości świeckim, dlatego już przed wojną zajmował się na poważnie tematem Akcji Katolickiej. Jak zaznaczył prelegent, były to czasy rodzenia się Akacji Katolickiej - pierwszy taki mocny głos świeckich w Kościele. W 1928 r. ks. kard. Hlond mianował ks. Wyszyńskiego członkiem komisji Episkopatu ds. Akcji Katolickiej. - Przy pomocy swojego duchowego mistrza ks. Władysława Korniłowicza i naukowego protektora ks. Antoniego Szymańskiego udał się do Europy Zachodniej na rekonesans. Odwiedził kilka krajów, aby zobaczyć, jak tworzy się tam i działa Akcja Katolicka - opowiadał ks. W. Hackiewicz.
23/2020 (1297) 2020-06-02
Te urodziny - setne - nie były takie, jakie miały być. Plany pokrzyżowała zaraza. Ale najważniejsi - jak zawsze - nie zawiedli. Były dzieci, wnuki, prawnuki. Dobre, serdeczne, kochane.

Kadr po kadrze przywołuje to, co było i pozostało ważne. A że są w jej opowieściach i emocje, i humor, i dystans - można ich słuchać godzinami. Słuchałam. Wszystkiego nie da się przekazać w jednym krótkim tekście, niech więc pozostaną sytuacje, które najmocniej zapisały się na kartach stuletniej pamięci. Życie nie szczędziło jej rozmaitych zdarzeń. Bo też i czasu miało przecież sporo. Kazimiera Soćko przyszła na świat w Kamieńcu 20 maja 1920 r. Trochę ją ciotki, trochę babcia chowała. Rok czasu miała, jak jej mama umarła. Do szkoły do Wodyń chodzić to chodziła, ale że gospodarstwo miał jej ojciec spore, ważniejsze musiały być krowy. O świcie je do lasu wyganiała, gdzieś tam w zagajnik wpuszczała. I kiedy krowy się pasły, pastereczka - skulona - pod krzakiem, pod drzewem czasem przysypiała. Wtedy - biesy zapowietrzone - w rozmaite się strony lasu zapuszczały, że ledwie można je pozbierać było. Ale nie tylko pasionka na jej głowie była - jeszcze i innej roboty dużo na nią czekało.