Region
33/2019 (1256) 2019-08-14
Rozpoczęcie budowy wschodniej obwodnicy miasta opóźnia się. Głównym powodem ma być brak środków na realizację inwestycji w budżecie województwa lubelskiego. - Jestem zaskoczony - komentuje burmistrz Zbigniew Kot.

Obwodnica drogi wojewódzkiej nr 813 Międzyrzec - Parczew to ponad czterokilometrowy odcinek od ul. Zahajkowskiej do ul. Brzeskiej z wiaduktem kolejowym, mostem na Krznie i dwoma rondami. Koszt przedsięwzięcia szacowany jest na ok. 90 mln zł. W 2017 r. inwestycja została wpisana do wieloletniego planu rozwoju sieci dróg wojewódzkich województwa lubelskiego na lata 2012-2020. W kwietniu, jak informował na swoich stronach Zarząd Dróg Wojewódzkich Lublinie, miał ruszyć przetarg na projekt drogi. Tak się jednak nie stało. Okazuje się, że urząd marszałkowski na ten rok nie ma zabezpieczonych środków na realizację robót budowlanych. - Jestem zaskoczony - komentuje burmistrz Międzyrzeca.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Dziesięcioosobowa delegacja rolników z powiatu bialskiego wzięła udział w audiencji u papieża Franciszka, któremu wręczyli obraz przedstawiający bł. unitów z Pratulina. Po powrocie do domu nie kryli radości i wzruszenia.

Swoimi wrażeniami podzielili się podczas specjalnej konferencji. W trakcie pielgrzymki do Włoch towarzyszył im starosta bialski Mariusz Filipiuk. - W Rzymie byliśmy od 6 do 8 sierpnia. Wyjazd zasponsorowały rolnikom trzy tutejsze firmy. Samo spotkanie z papieżem odbyło się dzięki pomocy kard. Konrada Krajewskiego i ks. prałata Pawła Ptasznika. Naszą inicjatywę poparł biskup siedlecki Kazimierz Gurda. 7 sierpnia mieliśmy zaszczyt wziąć udział w spotkaniu z papieżem. Po audiencji spotkaliśmy się z Ojcem Świętym osobiście, któremu przekazaliśmy obraz przedstawiający męczeństwo unitów z Pratulina. Wizerunek został wykonany przez pracowników Domu Pomocy Społecznej w Konstantynowie. Scenę upamiętniono na 70-letniej desce. Papieżowi podarowaliśmy też nasz podlaski sękacz. Miałem zaszczyt nie tylko spotkać się z Ojcem Świętym, ale również powiedzieć kilka zdań o naszej delegacji.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Rehabilitacja przynosi efekty i grupa ludzi wyłącznie migających - na szczęście - sukcesywnie się zmniejsza. - Może w niedługim czasie okaże się, że Polski Związek Głuchych zamieni się w Polski Związek Niedosłyszących? Oby! - komentuje Alicja Zasuwik, prezes siedleckiego koła PZG.

Koło terenowe Polskiego Związku Głuchych w Siedlcach istnieje od 1977 r. - Na początku funkcjonowaliśmy w strukturach oddziału mazowieckiego. W 2012 r. podjęliśmy starania o uzyskanie własnej osobowości prawnej. Odkąd mamy wpis w KRS, działamy samodzielnie. Niemniej punktem odniesienia pozostaje dla nas ogólnopolski statut PZG, a pieczę merytoryczną nad aktywnością siedleckiego koła sprawuje oddział mazowiecki - wyjaśnia A. Zasuwik. Pani prezes nie ukrywa, że uzyskanie osobowości prawnej znacząco ułatwiło im pracę, dając m.in. większą swobodę w aplikowaniu o środki finansowe w ramach dotacji czy przystępowaniu do konkursów. Jaką formę wsparcia oferuje PZG? Które z realizowanych przez koło projektów cieszą się największym zainteresowaniem?
33/2019 (1256) 2019-08-14
Uważamy się za uczciwych, ale… Gdy kasjerka wyda za dużo reszty, już niekoniecznie chcemy się przyznać. Praca na czarno? Czemu nie, przecież państwo i tak mnie okrada.

- Kiedyś w dużym sklepie budowlanym kasjerka nie nabiła nam jednej rzeczy za ok. 800 zł - opowiada pani Anna, która, jak przyznaje, zawsze uważała się za osobę uczciwą. - Jednak w tamtym momencie pomyślałam: super, choć jedna rzecz wyszła gratis przy tych wielkich wydatkach, jakie ponieśliśmy na remont mieszkania. Ale co chwila wracała natrętna myśl: to jednak nieuczciwe, powinnam oddać te pieniądze itp. Z drugiej strony od razu przychodziło usprawiedliwienie: przecież, patrząc na sklepowe ceny, to oni nas okradają, więc sprawiedliwości stało się zadość; oni nie zbiednieją, a dla mnie to sporo itp. Jednak chyba nie do końca te podszepty przyniosły efekt, bo, jak widać, minęło pięć lat, a ja wciąż czuję kaca moralnego - dodaje nie ze śmiechem, a nietęgą miną. Niezależnie od statusu materialnego, wykształcenia, zajmowanej pozycji, prawie każdy ma w tej sferze coś na sumieniu. A przykłady można wyliczać w nieskończoność.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Ilość zgromadzonych tu eksponatów trzeba liczyć w tysiącach. We wszystkich, którzy je oglądają, przywołują wiele ciepłych wspomnień, a nawet i łez. Starszych urzekają swoim prostym pięknem, dla młodych bywają zagadkowe.

Prywatne Muzeum Wsi Podlaskiej w Studziance w gminie Łomazy istnieje od 1995 r. Jego twórcą i kustoszem jest Mieczysław Józefaciuk. W prowadzeniu tego niezwykłego zakątka wspiera go żona i jeden z synów. Państwo Józefaciukowie mieszkają poza centrum miejscowości. Wiodąca do muzeum piaszczysta droga biegnie wśród pól. Wita nas pan Mieczysław. Z uśmiechem i dumą pokazuje swoje obejście. Wskazując na altanki i urządzenia do zabawy dla najmłodszych, podkreśla, że przyjeżdżają tu zarówno dzieci, jak i seniorzy. Po zwiedzaniu wiele grup zatrzymuje się na grilla albo na ognisko. Idziemy w głąb podwórka. Pod zadaszeniem stoją wykorzystywane dawniej podczas żniw maszyny: młockarnia, wialnia do czyszczenia zboża, sierpy i cepy. Wchodzimy do pierwszego pomieszczenia. W stodole rzuca się w oczy WSK z domontowanym koszem i działem. Dzieci robią sobie tu pamiątkowe zdjęcia.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Co roku w lipcu w Dąbrowicy Małej odbywa się „Wasylówka”. To lokalne święto związane z postacią sławnego malarza Bazylego Albiczuka, który urodził się tworzył właśnie w tej niewielkiej wsi w gminie Piszczac. Zakochany w przyrodzie, swą twórczość postrzegał jako hołd jej składany. „Piękno maluję wrażliwością swej codzienności” - wyjaśniał.

Podlaski Nikifor - bo tak najczęściej jest nazywany - przyszedł na świat 31 lipca 1909 r. Był samoukiem. Ukończył tylko cztery klasy szkoły powszechnej, nigdy uczył się w żadnej szkole rysunku ani uczelni artystycznej. Mimo to jego prace trafiły do galerii. Znany był przede wszystkim z malowania ogrodów i przyrody Podlasia. Jego życie i sztuka są świadectwem niezwykłego umiłowania natury. W przyrodzie artysta widział ład i harmonię, której zabrakło w życiu. Dlatego uciekał od szarej codzienności do ogrodu. Zasadził w nim 230 gatunków roślin, w tym wiele przeniesionych z łąk, pól i wiejskich ogrodów. Malował w różnych porach roku. „Moje zadanie - wyłaniać z natury to, co mnie cieszy, raduje, to co najpiękniejsze. I to wyłowione piękno chciałbym utrzymać w czystości bez żadnych tendencji poglądowych, jak najdalej chciałbym być od zwalczających się stron ideologicznych, a bliżej natury” - mówił o swojej twórczości.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Jeśli ktoś uważa, że współczesna młodzież jest zła, zapraszam do nas. Udowodnię, że jest w błędzie - mówi ks. Mariusz Rompa, założyciel i dyrygent chóru młodzieżowego przy parafii pw. św. Jana Pawła II w Siedlcach.

Najpierw były Mordy. To tu, w 2016 r., z inicjatywy młodzieży oraz ks. M. Rompy, ówczesnego wikariusza parafii, powstał chór młodzieżowy Cantores Mordensis. - Dzieci trochę na mnie to wymogły. Bardzo chciały śpiewać i dowiedziały się, że mam wykształcenie muzyczne, chociaż nie do końca w chóralnym kierunku, bo skończyłem szkołę muzyczną II stopnia na kontrabasie - przyznaje z uśmiechem ks. Mariusz. I dodaje, że miał duże opory przed podjęciem wyzwania: zastanawiał się, czy mu podoła oraz co się stanie z młodzieżą, kiedy odejdzie z parafii. - Jako że Pan Bóg w naszym życiu pisze niesamowite scenariusze, trafiłem do parafii pw. św. Jana Pawła II w Siedlcach, czyli niedaleko Mordów. Ubogacony doświadczeniem postanowiłem taki chór założyć również tutaj. A ponieważ między Siedlcami a Mordami nie jest daleko, to młodzież z tamtejszego chóru, która chciała dalej śpiewać, dołączyła do nas - podkreśla.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Blask świętości Klary nie gaśnie, ale nadal fascynuje i zachwyca. Od 800 lat jej duchowe siostry przez modlitwę i zaufanie Bogu wypraszają potrzebne łaski.

Św. Klara urodziła się w 1194 r. w zamożnej rodzinie mieszczańskiej w Asyżu. Rodzice próbowali wydać ją za mąż, ale Klara - zafascynowana przykładem św. Franciszka - chciała prowadzić takie życie, jak on. W wieku 17 lat uciekła z domu i z jego rąk przyjęła habit zakonny. Dołączyło do niej kilka innych kobiet. Utworzyły przy kościele św. Damiana pierwszy klasztor, którego została przełożoną. Klara dbała o to, by zakon zachował swoją specyfikę: skrajne ubóstwo oraz prostotę życia. Miała ogromne nabożeństwo do męki Pańskiej i Eucharystii. Zmarła w 1253 r. i w dwa lata później została ogłoszona świętą przez papieża Aleksandra IV, zaś w 1958 r. patronką telewizji przez papieża Piusa XII. Zgodnie z żywotem świętej, napisanym przez br. Tomasza z Celano, otrzymała ona dar wysłuchania i zobaczenia obrzędów, jakie dokonały się w dzień Bożego Narodzenia, mimo że nie mogła w nich uczestniczyć. „Za łaską Chrystusa słyszałam dosłownie całe nabożeństwo, jakie było odprawiane tej nocy w kościele św. Franciszka” - cytuje jej wyznanie br. Tomasz.
33/2019 (1256) 2019-08-14
„Człowiek z jednym zegarkiem wie, która jest godzina. Człowiek z dwoma nigdy nie jest tego pewien” - głosi prawo Segala. A co, gdy posiada ich jeszcze więcej? Jeśli - używając metaforycznego obrazu - na ścianie wisi np. dziesięć zegarów i każdy z nich wybija pełną godzinę o innej porze?

Zazwyczaj przestaje być dla niego ważne, który z nich pokazuje właściwy czas. Stają się artefaktami, mniej lub bardziej pięknymi dodatkami do wystroju wnętrza, tracąc swoje pierwotne przeznaczenie. To obraz rzeczywistości, która nas otacza. „Żyjemy w czasach, w których człowiek, mając nieograniczony dostęp do informacji, jest jednocześnie coraz rzadziej zainteresowany prawdą” - napisał kilka dni temu felietonista „Gościa Niedzielnego” Błażej Kmieciak („Faktofobia”, GN 32/2019 - od autora pozwoliłem sobie „pożyczyć” tytuł niniejszego artykułu). Pełna zgoda. Żyjemy szybko, płytko, byle jak w świecie wypełnionym gotowcami i towarami wysoko przetworzonymi. Mało kogo stać dziś na luksus jej szukania. Nie ma na to czasu ani ochoty. Po co wysilać umysł, skoro różnego rodzaju tuby medialne usłużnie natychmiast podadzą ją „na tacy” w wersji lekkostrawnej, maksymalnie skróconej, jak trzeba podrasowanej, sprofilowanej do aktualnych potrzeb? Poza tym, jeśli ktoś ciągle krzyczy: „Pali się!”, publika za pierwszym, drugim i trzecim razem jeszcze pędzi do pożaru.
33/2019 (1256) 2019-08-14
Pośród zarejestrowanych w pamięci obrazów sprzed lat mam też jeden taki: do kuzynostwa przyjeżdża kilkuletnia dziewczynka. Z niewielkiego, ale jednak miasta, w dodatku z drugiego krańca Polski.

Już samo to wystarcza, żebyśmy my, miejscowe wiejskie dzieciaki, czuli wobec niej respekt. Jakby tego było mało, smarkula przywozi ze sobą sprzęt. Chyba wszyscy rozpoznajemy w nim hulajnogę. Ale co innego rozpoznawać, a co innego kontakt jakiś z takim instrumentem mieć. Po kilku dniach milczącego kibicowania przybyszce dostąpiliśmy szczęścia dotykania cuda, a jedna z nas nawet próby pojechania na nim. Nie było to proste - zważywszy na ówczesny stan wiejskich dróg i pierwszy kontakt ze wspomnianą maszyną. Przyznaję też, że mnie na przykład nie do końca przekonywała idea wynalazku, który - według niekoniecznie udokumentowanej wiedzy - pojawił się na ulicach Stanów Zjednoczonych w czasach wielkiego kryzysu i był budowany przez dzieci. W dodatku z odzyskiwanego drewna.