Rozmowa z dr Marią Obrębską, nauczycielem w II LO im. św.
Królowej Jadwigi w Siedlcach, botanikiem z zamiłowania.
Surowcem zielarskim mogą być liście, kwiaty, owoce, korzenie, kłącza, nasiona, a nawet kora. Części zielone zbierane są zwykle tuż przed kwitnieniem lub na początku kwitnienia, owoce i nasiona - gdy są w pełni dojrzałe. Pozyskiwane rośliny powinny rosnąć w miejscach o niskim zanieczyszczeniu powietrza, być suche i wolne od pleśni czy innych pasożytów. Suszymy jej w miejscu suchym, przewiewnym i zacienionym, a potem w podobnych warunkach przechowujemy. Świeże rośliny, a potem susz z oznakami pleśni, o stęchłym zapachu nigdy nie nadają się do użytku. Pleśń i niewidoczne zarodniki pleśni mogą być silnie toksyczne lub alergizujące dla ludzi. Świeże zioła są dobrym źródłem witamin i minerałów. Niektóre zawierają olejki eteryczne, które podczas suszenia ulatniają się - tak jest z miętą i melisą. Rośliny lecznicze zawierają alkaloidy (jest ich bardzo dużo, m.in: walerianina, kofeina, efedryna, atropina), które w odpowiednich dawkach mają właściwości lecznicze, ale stosowane w inny sposób są szkodliwe albo są silnymi truciznami. Warto poznać te najbardziej trujące gatunki roślin i unikać kontaktu z nimi.
Surowcem zielarskim mogą być liście, kwiaty, owoce, korzenie, kłącza, nasiona, a nawet kora. Części zielone zbierane są zwykle tuż przed kwitnieniem lub na początku kwitnienia, owoce i nasiona - gdy są w pełni dojrzałe. Pozyskiwane rośliny powinny rosnąć w miejscach o niskim zanieczyszczeniu powietrza, być suche i wolne od pleśni czy innych pasożytów. Suszymy jej w miejscu suchym, przewiewnym i zacienionym, a potem w podobnych warunkach przechowujemy. Świeże rośliny, a potem susz z oznakami pleśni, o stęchłym zapachu nigdy nie nadają się do użytku. Pleśń i niewidoczne zarodniki pleśni mogą być silnie toksyczne lub alergizujące dla ludzi. Świeże zioła są dobrym źródłem witamin i minerałów. Niektóre zawierają olejki eteryczne, które podczas suszenia ulatniają się - tak jest z miętą i melisą. Rośliny lecznicze zawierają alkaloidy (jest ich bardzo dużo, m.in: walerianina, kofeina, efedryna, atropina), które w odpowiednich dawkach mają właściwości lecznicze, ale stosowane w inny sposób są szkodliwe albo są silnymi truciznami. Warto poznać te najbardziej trujące gatunki roślin i unikać kontaktu z nimi.
Muzeum - Zespół Synagogalny we Włodawie zrealizuje cykl działań
związanych z upamiętnieniem Bitwy Warszawskiej w regionie. Na ten cel
placówka otrzymała 40 tys. zł dofinansowania z ministerstwa kultury.
Rozmowa z dr. Grzegorzem Kubą, historykiem, pracownikiem
Centralnej Biblioteki Wojskowej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w
Warszawie.
Rola polskiego wywiadu miała niebagatelne znaczenie w zwycięstwie w wojnie. W okresie poprzedzającym Bitwę Warszawską znał on zamysły nieprzyjaciela z wyprzedzeniem od kilku do kilkunastu dni. Była to ogromna przewaga. Jedyną trudność stanowiło potwierdzenie zdobytych wiadomości. Wykorzystywano również wywiad frontowy i lotniczy, dzięki czemu znano rozmieszczenie sił przeciwnika, jego możliwości przerzucania sił z głębi kraju na front zachodni, a także uzbrojenie i wyposażenie, a nawet nastroje czy stan wyżywienia poszczególnych oddziałów. Bardzo ważnym wydarzeniem było przejęcie i odczytanie radiodepeszy dowództwa 16 Armii, która zawierała rozkaz zdobycia Warszawy. Przekazywanie tego typu informacji drogą radiową było istotnym błędem popełnionym przez bolszewików. Świadczyło, że nie zdawano sobie sprawy ze znajomości ich szyfrów przez polski wywiad. Szyfry zostały złamane już we wrześniu 1919 r. przez porucznika Jana Kowalewskiego. Manewr kontrofensywy udał się w dużej mierze właśnie dzięki znajomości zamierzeń nieprzyjaciela i umiejętnemu wykorzystaniu tej wiedzy przez polskie dowództwo.
Rola polskiego wywiadu miała niebagatelne znaczenie w zwycięstwie w wojnie. W okresie poprzedzającym Bitwę Warszawską znał on zamysły nieprzyjaciela z wyprzedzeniem od kilku do kilkunastu dni. Była to ogromna przewaga. Jedyną trudność stanowiło potwierdzenie zdobytych wiadomości. Wykorzystywano również wywiad frontowy i lotniczy, dzięki czemu znano rozmieszczenie sił przeciwnika, jego możliwości przerzucania sił z głębi kraju na front zachodni, a także uzbrojenie i wyposażenie, a nawet nastroje czy stan wyżywienia poszczególnych oddziałów. Bardzo ważnym wydarzeniem było przejęcie i odczytanie radiodepeszy dowództwa 16 Armii, która zawierała rozkaz zdobycia Warszawy. Przekazywanie tego typu informacji drogą radiową było istotnym błędem popełnionym przez bolszewików. Świadczyło, że nie zdawano sobie sprawy ze znajomości ich szyfrów przez polski wywiad. Szyfry zostały złamane już we wrześniu 1919 r. przez porucznika Jana Kowalewskiego. Manewr kontrofensywy udał się w dużej mierze właśnie dzięki znajomości zamierzeń nieprzyjaciela i umiejętnemu wykorzystaniu tej wiedzy przez polskie dowództwo.
Rozmowa z dr. Wincentym Łaszewskim, teologiem, badaczem w
zakresie teologii mariologicznej.
Nigdy nie jest prawdą, że cały naród się angażuje, cały się modli, cały wierzy w pomoc Bożą, cały podejmuje pokutę. Wiemy ze schematów pojawiania się cudów w wymiarze całych narodów, a takie istnieją, że Bogu wystarcza do tego 10% ludzi i oni już reprezentują przed Nim całość. To jak biblijnych dziesięciu, których Abraham szukał w Sodomie. Gdyby znalazł ich w wielkim mieście, Bóg by je ocalił. W 1920 r. w Polsce przy Bogu nie stanęło 10% ludzi, ale 90%. To musiało zaowocować cudem, a jednocześnie wywrzeć niezwykłe wrażenie na nuncjuszu apostolskim, który - inaczej niż inni dyplomaci - nie uciekł w popłochu z Warszawy, ale stał się świadkiem wielkiej narodowej modlitwy. Ale widział też, jak kilka procent Polaków próbowało szybko dorobić się na historycznej koniunkturze - przecież ci, którzy uciekali z Warszawy, wyprzedawali się za grosze. Był też świadkiem swoistego opętania wielu mieszkańców stolicy, którzy, czekając na zagładę, oddawali się tańcom i pijatykom. Bóg nawet na tych ludzi nie spojrzał. Patrzył na rozmodlony naród. Tak samo czynił Achilles Ratti, za chwilę znany jako papież Pius XI.
Nigdy nie jest prawdą, że cały naród się angażuje, cały się modli, cały wierzy w pomoc Bożą, cały podejmuje pokutę. Wiemy ze schematów pojawiania się cudów w wymiarze całych narodów, a takie istnieją, że Bogu wystarcza do tego 10% ludzi i oni już reprezentują przed Nim całość. To jak biblijnych dziesięciu, których Abraham szukał w Sodomie. Gdyby znalazł ich w wielkim mieście, Bóg by je ocalił. W 1920 r. w Polsce przy Bogu nie stanęło 10% ludzi, ale 90%. To musiało zaowocować cudem, a jednocześnie wywrzeć niezwykłe wrażenie na nuncjuszu apostolskim, który - inaczej niż inni dyplomaci - nie uciekł w popłochu z Warszawy, ale stał się świadkiem wielkiej narodowej modlitwy. Ale widział też, jak kilka procent Polaków próbowało szybko dorobić się na historycznej koniunkturze - przecież ci, którzy uciekali z Warszawy, wyprzedawali się za grosze. Był też świadkiem swoistego opętania wielu mieszkańców stolicy, którzy, czekając na zagładę, oddawali się tańcom i pijatykom. Bóg nawet na tych ludzi nie spojrzał. Patrzył na rozmodlony naród. Tak samo czynił Achilles Ratti, za chwilę znany jako papież Pius XI.
Odpowiadając na pytanie, jakie pamiątki świadczą dzisiaj o tym,
że Podlasie doceniło rangę Bitwy Warszawskiej 1920 r., śp. dr Józef
Geresz, historyk, badacz dziejów Podlasia, w wywiadzie
opublikowanym w „Echu” w sierpniu 2017 r. odpowiedział: „Przede
wszystkim wotywny kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w
Białej Podlaskiej”.
Parafia Wniebowzięcia NMP została erygowana w 1925 r. Zadanie zorganizowania nowej parafii na przedmieściach Białej Podlaskiej, w dzielnicy Wola, bp Henryk Przeździecki powierzył jej wikariuszowi i prefektowi szkół na Woli - ks. Walentemu Jankowskiemu. Był on też jej pierwszym proboszczem po uzyskaniu statusu samodzielnej parafii w 1931 r. Do 1932 r. parafianie korzystali z kaplicy pounickiej przewiezionej z cmentarza przy ul. Sitnickiej, poświęconej 15 sierpnia 1929 r. W maju 1932 r. zakończono budowę drewnianego kościoła, a kaplicę rozebrano. Dyrektor Archiwum Diecezji Siedleckiej ks. prałat Bernard Błoński zaznacza: jednoznacznym dowodem, że parafię powołano z myślą o upamiętnieniu zwycięskiej bitwy stoczonej pięć lat wcześniej, jest zapis widniejący w pierwotnym akcie erekcyjnym. W spisanym w języku łacińskim dekrecie z 10 maja 1925 r. czarno na białym widnieje informacja o utworzeniu z dniem 5 lipca parafii „sub titulo et invocatio Assumptions Beate Marie Virginis s.d «Miraculum ad Vistula»”.
Parafia Wniebowzięcia NMP została erygowana w 1925 r. Zadanie zorganizowania nowej parafii na przedmieściach Białej Podlaskiej, w dzielnicy Wola, bp Henryk Przeździecki powierzył jej wikariuszowi i prefektowi szkół na Woli - ks. Walentemu Jankowskiemu. Był on też jej pierwszym proboszczem po uzyskaniu statusu samodzielnej parafii w 1931 r. Do 1932 r. parafianie korzystali z kaplicy pounickiej przewiezionej z cmentarza przy ul. Sitnickiej, poświęconej 15 sierpnia 1929 r. W maju 1932 r. zakończono budowę drewnianego kościoła, a kaplicę rozebrano. Dyrektor Archiwum Diecezji Siedleckiej ks. prałat Bernard Błoński zaznacza: jednoznacznym dowodem, że parafię powołano z myślą o upamiętnieniu zwycięskiej bitwy stoczonej pięć lat wcześniej, jest zapis widniejący w pierwotnym akcie erekcyjnym. W spisanym w języku łacińskim dekrecie z 10 maja 1925 r. czarno na białym widnieje informacja o utworzeniu z dniem 5 lipca parafii „sub titulo et invocatio Assumptions Beate Marie Virginis s.d «Miraculum ad Vistula»”.
Rozmowa z wiceministrem zdrowia Waldemarem Kraską
Spodziewamy się, że jesienią wzrost zakażeń koronawirusem zbiegnie się z epidemią grypy. O tej porze roku lekarze rodzinni w Polsce przyjmują ok. 200 tys. pacjentów infekcyjnych dziennie. Wśród nich może być od 20 do 30% zakażonych koronawirusem SARS-CoV 2, a pozostali będą chorować z powodu zakażeń innymi patogenami oddechowymi. Powołany w ministerstwie zdrowia zespół ds. strategii działań związanych ze zwalczaniem epidemii Cowid-19 ma wypracować rekomendacje do końca sierpnia. W składzie zespołu są już m.in. przedstawiciele resortu zdrowia, sanepidu, Narodowego Funduszu Zdrowia, ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji, a także krajowi konsultanci w dziedzinach: chorób zakaźnych, anestezjologii i intensywnej terapii oraz medycyny rodzinnej.
Spodziewamy się, że jesienią wzrost zakażeń koronawirusem zbiegnie się z epidemią grypy. O tej porze roku lekarze rodzinni w Polsce przyjmują ok. 200 tys. pacjentów infekcyjnych dziennie. Wśród nich może być od 20 do 30% zakażonych koronawirusem SARS-CoV 2, a pozostali będą chorować z powodu zakażeń innymi patogenami oddechowymi. Powołany w ministerstwie zdrowia zespół ds. strategii działań związanych ze zwalczaniem epidemii Cowid-19 ma wypracować rekomendacje do końca sierpnia. W składzie zespołu są już m.in. przedstawiciele resortu zdrowia, sanepidu, Narodowego Funduszu Zdrowia, ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji, a także krajowi konsultanci w dziedzinach: chorób zakaźnych, anestezjologii i intensywnej terapii oraz medycyny rodzinnej.
Podczas nadzwyczajnej sesji rady miasta Włodawa, która odbyła
się 5 sierpnia, przewodniczący Międzygminnego Związku Celowego
Józef Steć wyjaśnił, co wpływa na wzrost cen odpadów komunalnych.
W związku z obowiązującym od 1 lipca jednolitym systemem segregacji, a co za tym idzie - wzrostem stawek, mieszkańcy narzekają na wysokie opłaty. Sprawę postanowił w swoim wystąpieniu wyjaśnić J. Steć. Przewodniczący włodawskiego MZC podkreślił, że próbował odroczyć do 2021 r. termin obowiązywania nowych stawek. - Zostaliśmy jednak zaskoczeni zmianą ustawy o utrzymaniu czystości w gminie, która obliguje do zmiany regulaminu, i zmuszeni do wdrożenia nowego systemu będącego pochodną unijnej dyrektywy związanej z ekologią - dodał. Na terenie miasta Włodawa i gmin Hanna, Hańska, Podedwórze, Sławatycze, Sosnówka i Stary Brus odbyło się w sumie kilkadziesiąt spotkań na temat nowego systemu segregacji odpadów. - Mieszkańcy zauważyli bardzo szybko, że po jego wdrożeniu wzrosły stawki, co związane jest ze podwyższeniem kosztów zagospodarowania - wyjaśnił J. Steć, zauważając, że na terenie kraju stawki opłat są bardzo zróżnicowane i wahają się od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych od osoby.
W związku z obowiązującym od 1 lipca jednolitym systemem segregacji, a co za tym idzie - wzrostem stawek, mieszkańcy narzekają na wysokie opłaty. Sprawę postanowił w swoim wystąpieniu wyjaśnić J. Steć. Przewodniczący włodawskiego MZC podkreślił, że próbował odroczyć do 2021 r. termin obowiązywania nowych stawek. - Zostaliśmy jednak zaskoczeni zmianą ustawy o utrzymaniu czystości w gminie, która obliguje do zmiany regulaminu, i zmuszeni do wdrożenia nowego systemu będącego pochodną unijnej dyrektywy związanej z ekologią - dodał. Na terenie miasta Włodawa i gmin Hanna, Hańska, Podedwórze, Sławatycze, Sosnówka i Stary Brus odbyło się w sumie kilkadziesiąt spotkań na temat nowego systemu segregacji odpadów. - Mieszkańcy zauważyli bardzo szybko, że po jego wdrożeniu wzrosły stawki, co związane jest ze podwyższeniem kosztów zagospodarowania - wyjaśnił J. Steć, zauważając, że na terenie kraju stawki opłat są bardzo zróżnicowane i wahają się od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych od osoby.
Do tegorocznej edycji budżetu obywatelskiego zakwalifikowano 20
projektów, zgłoszonych przez bialczan. Jeden z nich dotyczy dzieci
z rodzin zastępczych.
Pomysł zgłosiła Klaudia Chazan, która razem z mężem prowadzi zawodową rodzinę zastępczą. Jej wniosek dotyczy zorganizowania obozu terapeutycznego, konferencji oraz indywidualnych konsultacji prowadzonych wg metody TBRI. - Projekt zatytułowaliśmy „Teraz będziemy razem inaczej”. Jest adresowany do rodzin z Białej Podlaskiej. W pierwszej kolejności zakłada zorganizowanie dwóch dziesięciodniowych obozów terapeutycznych, które pomogą w nawiązywaniu relacji i budowaniu więzi. Działania oparte na systemie nagród i kar są bardzo niekorzystne, bo uczą dzieci roszczeniowości. Po drugie - jeśli dziecko nie ma widoku na nagrodę, jego motywacja spada. Znam to z własnej praktyki. O metodzie TBRI dowiedziałam się podczas jednego ze szkoleń. Prowadzący podkreślali, że dziecko, które jest związane z rodzicem i czuje przywiązanie, nie potrzebuje nagrody, aby móc się zmienić i pracować nad swoim zachowaniem. Stwierdziłam, że właśnie tego szukam! Dzieci z pieczy zastępczej często są przerzucane z miejsca w miejsce i trudno się dziwić, że nie potrafią budować międzyludzkich relacji. Trzeba im w tym pomagać! - przekonuje pani Klaudia.
Pomysł zgłosiła Klaudia Chazan, która razem z mężem prowadzi zawodową rodzinę zastępczą. Jej wniosek dotyczy zorganizowania obozu terapeutycznego, konferencji oraz indywidualnych konsultacji prowadzonych wg metody TBRI. - Projekt zatytułowaliśmy „Teraz będziemy razem inaczej”. Jest adresowany do rodzin z Białej Podlaskiej. W pierwszej kolejności zakłada zorganizowanie dwóch dziesięciodniowych obozów terapeutycznych, które pomogą w nawiązywaniu relacji i budowaniu więzi. Działania oparte na systemie nagród i kar są bardzo niekorzystne, bo uczą dzieci roszczeniowości. Po drugie - jeśli dziecko nie ma widoku na nagrodę, jego motywacja spada. Znam to z własnej praktyki. O metodzie TBRI dowiedziałam się podczas jednego ze szkoleń. Prowadzący podkreślali, że dziecko, które jest związane z rodzicem i czuje przywiązanie, nie potrzebuje nagrody, aby móc się zmienić i pracować nad swoim zachowaniem. Stwierdziłam, że właśnie tego szukam! Dzieci z pieczy zastępczej często są przerzucane z miejsca w miejsce i trudno się dziwić, że nie potrafią budować międzyludzkich relacji. Trzeba im w tym pomagać! - przekonuje pani Klaudia.
Uszedł z życiem z okrążenia, uratował dywizję gen. Edwarda
Rydza-Śmigłego, a gdy stanął na przedpolach Warszawy, jego karabiny
siały spustoszenie wśród bolszewików. Władysław Kawka z Korzeniowa
walczył w wojnach z 1919 i 1920 r.
Od tamtych wydarzeń minęło 100 lat. Pasjonującą historię swojego przodka zdecydował się opowiedzieć wnuk. - Gdy słuchałem jego wspomnień z wojny polsko-bolszewickiej, włosy dosłownie stawały mi na głowie. Tam się działy prawdziwe dramaty. A to, że sowieci nie zdobyli Warszawy, to cud. Było ich tylu, że bez problemu zalaliby Europę - przekonuje Wojciech Kawka. Ale zacznijmy od początku. Władysław Kawka urodził się 1895 r. w Żabiance, w rodzinie wyrobników. Dzieciństwo spędził w Korzeniowie (gmina Ułęż). W wieku pięciu lat stracił ojca i wychowywała go matka. Mimo trudów, chłopcu nie brakowało ambicji. - Chciał uczyć się na krawca. Prosił matkę o 100 rubli. Gdy odmówiła, pieniądze zarobił sam na krochmalni w Ułężu - opowiada pan Wojciech. Jako miejsce nauki młody Władysław wybrał Warszawę. A że miał małą maturę, zamiast na krawiectwo poszedł do szkoły handlowej. W czasie studiów mieszkał i pracował w cukierni Starzyńskich, lecz po kilku latach musiał ze stolicy uciekać.
Od tamtych wydarzeń minęło 100 lat. Pasjonującą historię swojego przodka zdecydował się opowiedzieć wnuk. - Gdy słuchałem jego wspomnień z wojny polsko-bolszewickiej, włosy dosłownie stawały mi na głowie. Tam się działy prawdziwe dramaty. A to, że sowieci nie zdobyli Warszawy, to cud. Było ich tylu, że bez problemu zalaliby Europę - przekonuje Wojciech Kawka. Ale zacznijmy od początku. Władysław Kawka urodził się 1895 r. w Żabiance, w rodzinie wyrobników. Dzieciństwo spędził w Korzeniowie (gmina Ułęż). W wieku pięciu lat stracił ojca i wychowywała go matka. Mimo trudów, chłopcu nie brakowało ambicji. - Chciał uczyć się na krawca. Prosił matkę o 100 rubli. Gdy odmówiła, pieniądze zarobił sam na krochmalni w Ułężu - opowiada pan Wojciech. Jako miejsce nauki młody Władysław wybrał Warszawę. A że miał małą maturę, zamiast na krawiectwo poszedł do szkoły handlowej. W czasie studiów mieszkał i pracował w cukierni Starzyńskich, lecz po kilku latach musiał ze stolicy uciekać.