Rozmowy
36/2020 (1310) 2020-09-02
Rozmowa z ks. prof. Janem Przybyłowskim, kierownikiem Katedry Teologii Pastoralnej i Nauk Pomocniczych na Wydziale Teologicznym UKSW, o najnowszym dokumencie „Nawrócenie duszpasterskie wspólnoty parafialnej w służbie misji ewangelizacyjnej Kościoła”

Dokument wskazuje, abyśmy wspólnie szukali nowych sposobów działania. Papież bardzo mocno podkreśla, że musimy bronić się przed wizją parafii, która pozbawiona byłaby charakteru kanonicznego. Nie możemy szukać ludzkich sposobów organizowania wspólnoty parafialnej (autoreferencyjna wizja parafii) i jedynie dostosowywania jej do panujących uwarunkowań. Parafia przecież kształtowała się w Kościele od samego początku. Papież w nawiązaniu do pojęcia „domu” i etymologii słowa „parafia” stwierdza, że „parafia jest domem pośród domów”, czyli wspólnotą pośród wspólnot. Sama będąc wspólnotą, może dzielić się na mniejsze wspólnoty, ale przede wszystkim musi być otwarta na wielką wspólnotę Kościoła powszechnego. Papież przestrzega również przed „klerykalizacją” duszpasterstwa i zachęca, by otworzyć parafię na ludzi świeckich. Jest tam również mocne wskazanie, że parafia bez prezbitera, który będzie pełnił funkcję proboszcza, nigdy nie będzie wypełniać swego głównego zadania pośrednictwa zbawczego. To jest taka wskazówka, żeby szanować wartość kapłaństwa - w parafiach potrzebni są duszpasterze, którzy będą pełnić funkcję proboszcza (w instrukcji jest mowa również o wikariuszach, diakonach i osobach zakonnych). Z drugiej strony mamy podkreślenie, że prawo kanoniczne daje wiele możliwości działania ludziom świeckim, którzy mogą pełnić różne funkcje w parafiach.
36/2020 (1310) 2020-09-02
Nie ma chyba w Polsce wsi, na której nie doszłoby do wypadku w czasie obsługi maszyn. Najczęstsze przyczyny to brak wiedzy i umiejętności obsługującego oraz zaniedbania w obsłudze i użytkowaniu urządzeń.

Z niewłaściwą eksploatacją maszyn ma związek prawie co trzeci wypadek w trakcie prac rolnych. Niektórzy uważają, że bogate doświadczenie to klucz do sukcesu. Rzeczywistość jest jednak całkowicie inna. Przekonał się o tym rolnik poszkodowany podczas przecinania desek potrzebnych do remontu wierzei od stodoły, w której trzymał płody rolne. W trakcie pracy jedna z desek przesunęła się i jeden z palców lewej ręki dostał się pod piłę, co spowodowało uraz. Nieuwaga i brak czujności była przyczyną wypadku podczas przygotowywania osypki dla inwentarza w jednym z gospodarstw. W trakcie pracy rolnik, który wiadrem dosypywał zboża do zasobnika śrutownika, poślizgnął się na zbożu rozsypanym na posadzce. Stracił równowagę i odruchowo, chcąc się o coś oprzeć, włożył prawą dłoń do zasobnika. Ręka zsunęła się do wnętrza śrutownika, który podchwycił jeden z palców, uszkadzając go. Czasami jedna zła decyzja może doprowadzić do dramatycznego finału. Tak się stało w przypadku mężczyzny, który postanowił pomóc w gospodarstwie rodziców przy zbieraniu siana na polu. Siano zbierane było na taśmociąg za pomocą podbieraka. W pewnym momencie urządzenie zatrzymało się, rolnik wysiadł z ciągnika i poszedł zobaczyć, co się dzieje. Okazało się, że siano zablokowało urządzenie. Podczas odblokowywania rękawica znajdująca się na prawej ręce mężczyzny została wciągnięta w maszynę, co spowodowało uraz kciuka.
36/2020 (1310) 2020-09-02
Według szacunków problem otępienia dotyczy w Polsce ok. 500 tys. osób, przy czym znaczna ich część, jak też ich rodzin, nie zdają sobie z tego sprawy. Opieka nad osobą z demencją jest długotrwała, wymaga cierpliwości, zrozumienia potrzeb chorego i jego ograniczeń.

„Trudne sytuacje w opiece nad osobą z otępieniem” to temat webinarium zorganizowanego przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich i Fundację Stabilo. O rozwiązaniach typowych sytuacji, z jakimi zmagają się opiekunowie, mówił głownie prof. dr hab. nauk med. Tadeusz Parnowski, psychiatra i psychogeriatra. Definiując otępienie (demencję), zwrócił uwagę, że nie jest ono chorobą. - To zespół objawów zwykle spowodowany obecnością jakiejś choroby mózgu, w wieku starszym zwykle zwyrodnieniowej, najczęściej o charakterze przewlekłym, w której występują tzw. objawy korowe: zaburzenia pamięci, myślenia, oceniania, trudności językowe i w liczeniu, orientacji - wyjaśnił. Tym objawom towarzyszą emocje oraz zachowania chorego, z którymi opiekunowie sobie nie radzą. Zespoły otępienne współwystępują z różnymi chorobami, jak alzheimer, nadciśnienie tętnicze i zmiany miażdżycowe. Mogą pojawiać się na różnych etapach życia jako skutek np. udaru, urazu mózgu czy przewlekłego spożywania alkoholu.
36/2020 (1310) 2020-09-02
29 sierpnia do sanktuarium Matki Bożej Leśniańskiej przybyli członkowie Kół Żywego Różańca. Diecezjalna pielgrzymka zgromadziła ponad 1,5 tys. ludzi.

Spotkanie odbyło się pod hasłem: „Wszystko postawiłem na Maryję” i było poświęcone kard. Stefanowi Wyszyńskiemu. Zgromadzonych na pl. św. Józefa powitali moderator KŻR ks. Grzegorz Koc oraz nowy proboszcz i kustosz sanktuarium o. Justyn Duszczyk. Kolejnym punktem zjazdu była prelekcja ks. dr. Roberta Ogrodnika, pracownika IPN i PAN. Kapłan przypomniał najpierw bogatą biografię Prymasa Tysiąclecia. Potem mówił o maryjności kardynała. - Realizowała się ona w dwóch wymiarach: osobistego zawierzenia Matce Bożej, co zapewne wyniósł z rodzinnego domu, oraz w wymiarze społecznym i narodowym, co wyraźnie objawiło się w Jasnogórskich Ślubach Narodu z 1956 r. Jego droga poznania Maryi była chrystologiczna; podkreślał, że rolą Matki Bożej jest wskazywanie drogi do Chrystusa - tłumaczył ks. R. Ogrodnik. Na koniec cytował list pasterski, który kard. S. Wyszyński, jeszcze jako biskup lubelski, wystosował do swoich diecezjan w 1947 r. Pisał w nim: „Różaniec jest modlitwą maluczkich i pokornych. Popatrzcie na te zbielałe wargi staruszek i drżące palce dziadków waszych; dla nich najpiękniejszą księgą mądrości jest różaniec, tylko w nim czytać umieją. Zajrzyjcie do szpitali, gdzie w długie noce rozgorączkowane dłonie szukają chciwie w ciemności różańca, jako ostatniej deski ratunku. Przypomnijcie sobie przeżycia obozów i więzień, gdzie z ostatniej skibki chleba lepiono różaniec, by nakarmić ducha. Nieustanna, wytrwała, cierpliwa modlitwa różańcowa tych ludzi czyni cuda (...). Różaniec św. jest szczytem prostoty modlitewnej i zarazem szczytem głębi teologicznej, bo zbiega się w nim szept prostaczków z myślą teologów. Może dlatego Różaniec św. jest tak skuteczny, że jest aktem głębokiej pokory i jednocześnie wyznaniem żywej wiary”.
36/2020 (1310) 2020-09-02
Czy w centrum miasta potrzebna jest strefa płatnego parkowania? Ten temat wraca co jakiś czas jak bumerang. Zdania mieszkańców są jednak podzielone.

Na początku sierpnia do prezydenta Michała Litwiniuka dotarła petycja w sprawie zainicjowania konsultacji społecznych dotyczących utworzenia takiej strefy. Jej autorem jest bialczanin Andrzej Halicki. W uzasadnieniu do pisma wyjaśnia, że „Biała Podlaska jest jednym z nielicznych miast tej wielkości, w którym nie funkcjonuje strefa płatnego parkowania”. Zaznacza, że takie strefy działają w dużo mniejszym Łukowie czy Lubartowie. „W ostatnich latach ilość miejsc parkingowych w centrum Białej Podlaskiej nie zwiększyła się w sposób proporcjonalny do wzrostu ruchu drogowego oraz liczby zarejestrowanych pojazdów. Znalezienie w dzień roboczy wolnego miejsca do zaparkowania w centrum jest bardzo trudne. Z drugiej strony, od nowoczesnego miasta w XXI w. należy oczekiwać promowania postaw proekologicznych i zachęcania mieszkańców do zmiany środka transportu, czyli rezygnacji z komunikacji samochodowej na rzecz alternatywnych środków przemieszczania, np. rowerów. Działanie takie powinno być konsekwencją budowy przez miasto nowych ścieżek rowerowych i wpisywać się w strategię proekologiczną Białej Podlaskiej” - tłumaczy w petycji A. Halicki.
36/2020 (1310) 2020-09-02
Statystyki nie kłamią. Rozwodów przybywa, a z powodu epidemii może być ich jeszcze więcej - alarmują mediatorzy sądowi. Jedną z przyczyn jest atmosfera sprzyjająca rozstaniom małżonków i milcząca akceptacja, której ulegają również sędziowie.

Na polskiej mapie rozwodowej widać sezonowość. „Mały sezon rozwodowy” mamy po Nowym Roku, kiedy to wspólny świąteczny czas pokazuje pustkę relacji, a jednym z postanowień noworocznych, opatrzonym wykrzyknikiem, staje się rozwód. „Duży sezon” nadchodzi po wakacjach - wspólny urlop, a może przeciwnie - kolejny oddzielnie spędzony wakacyjny czas nie pozostawiają złudzeń, że trzeba sięgnąć po skalpel. Dziś powszechnie akceptuje się rozwód jako uzasadniony sposób poradzenia sobie z kryzysem małżeńskim. W dodatku staje się on pierwszym i w większości jedynym rozpatrywanym rozwiązaniem. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w 2019 r. w województwie lubelskim rozwiodły się 3404 pary małżeńskie. To o 9,1% więcej niż w 2018 r. Najczęściej rozstawali się mieszkańcy Białej Podlaskiej, następnie Chełma i Lublina. Natomiast najmniej rozwodów odnotowano wśród osób mieszkających w powiecie janowskim i łukowskim. Z kolei w mazowieckim w 2019 r. sądy orzekły o rozpadzie 9181 małżeństw - o 308 mniej niż przed dwoma laty. Liczby te nie napawają optymizmem. A - jak alarmują mediatorzy sądowi - może być jeszcze gorzej. Okazuje się, że w czasie pandemii koronawirusa o rozwodzie myśli dwukrotnie więcej osób.
36/2020 (1310) 2020-09-02
Minęło 40 lat od słynnych porozumień sierpniowych. Dla znacznej części Polaków to prehistoria, wspomnienie, które oprócz telewizyjnych migawek rocznicowych, szczeniackich demonstracji agresji i „niezależności” dawnych opozycyjnych legend, marnych opracowań historycznych czy rachitycznej obecności w podręcznikach szkolnych, nie wnosi nic w ich życie. A szkoda.

Ktokolwiek był w Ziemi Świętej, zapewne spotkał przy Bazylice Grobu „pielgrzymów”, którzy przy okazji plażowania w którymś z egipskich kurortów odwiedzili Jerozolimę. Plażowe stroje, japonki na nogach, totalny luz. - To jest ten, no, najważniejszy kościół na świecie, wiecie, no, co to Msza, no, zobaczcie sami. Za 20 minut zbiórka przy drzwiach - podsłuchałem kiedyś „wyjaśnienia” pani pilot takowej grupy przy Bazylice Grobu Pańskiego. Ot, wytłumaczyła, pomyślałem sobie. Ale nie w tym rzecz. Skoro plażowicze w ciągu kilku- czy kilkunastogodzinnej nocnej eskapady mogli dojechać autokarem z egipskiego Szarm el-Szejk do Jerozolimy, dlaczego wieki temu Izraelitom zajęło to (co prawda na piechotę, z bagażami, licznymi przystankami i hardcorowym epizodem przejścia przez Morze Czerwone) długie 40 lat? Czy to aby nie przesada? Co zadecydowało, że droga tak skrajnie się wydłużyła? I czy tylko o dystans chodziło? Sięgnijmy do źródeł. Księga Liczb opisuje wędrówkę Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Potężna karawana przemierza szaro-czerwono- brunatne, bardziej kamieniste niż piaszczyste obszary pustyni. Niosą pamięć niewoli, setek lat upokorzeń, a przede wszystkim nadzieję na lepsze jutro. Nieznany Bóg Jahwe przecież obiecał... I oto przychodzi moment, że zaraz marzenia się zmaterializują!
36/2020 (1310) 2020-09-02
Zespół Moszczanianki zdobył pierwsze miejsce na festiwalu „Sabałowe Bajania” w Bukowinie Tatrzańskiej.

U stóp gór panie wystąpiły nieprzypadkowo. Od dawna są jedną ze zdolniejszych grup wokalnych na terenie gminy Ryki. I wielokrotnie występowały poza jej granicami. Także w tym roku - mimo epidemii - wzięły udział w wojewódzkich eliminacjach do najważniejszego festiwalu kultury tradycyjnej w Polsce. Taka impreza jest tylko jedna, ale odbywa się w dwóch miejscach: w Kazimierzu Dolnym oraz w Bukowinie Tatrzańskiej. - Już samo zakwalifikowanie się do festiwalu „Sabałowe Bajania” było dla nas zaskoczeniem. Potem przyszły radość, ale i związane z epidemią koronawirusa obawy - przyznaje liderka zespołu Halina Jońska. Na to, by pokazać się z jak najlepszej strony śpiewaczki miały tylko dziesięć minut. Taki bowiem czas przewidzieli organizatorzy na prezentacje poszczególnych zespołów, których na festiwalu było aż 30. Moszczanianki wraz ze swoim instruktorem Pawłem Warownym wybrały trzy piosenki. Każda miała inny charakter. - Pierwsza była żniwna - „A kto brody nie piele”, druga weselna - „Ta naso młodo pani” i trzecia kościelna: - „A w ten dzień łostatecny” - wylicza pani Halina, dodając, iż te trzy utwory śpiewano na ziemi ryckiej już 100 lat temu.
36/2020 (1310) 2020-09-02
Jacek Musiatowicz, Wały Jagiellońskie i Tadeusz Woźniak - to gwiazdy 25 Ogólnopolskich Spotkań z Piosenką Autorską „Oranżeria”. Imprezy, która od 25 lat gości w kalendarzu wydarzeń kulturalnych miasta, przyciągając publiczność i artystów z całej Polski.

W tym roku ze względu na pandemię koronawirusa liczba miejsc na koncertach została mocno ograniczona. Jednak organizatorzy, czyli Radzyński Ośrodek Kultury, zadbali o tych, którzy nie mogli wziąć udziału w jubileuszowym spotkaniu. Po raz pierwszy w historii imprezy wszystkie występy były transmitowane na żywo przez Telewizję Radzyń. Tegoroczną Oranżerię zainaugurowała 28 sierpnia wystawa w Galerii ROK prezentująca bogatą historię festiwalu. Ekspozycja składała się z plakatów, wycinków prasowych, zdjęć, których w ciągu 25 lat nazbierało się całe mnóstwo. Wernisaż otworzył Jacek Musiatowicz, pomysłodawca imprezy. Poeta, pieśniarz, który od lat mieszka, pracuje i tworzy w Radzyniu, odczytał specjalnie napisany na ćwierćwiecze Oranżerii wiersz mówiący m.in. o tym, jak artysta trafił na Podlasie, gdzie „ujrzał park, który zrobił z niego poetę”. Następnie głos zabrał dyrektor ROK Robert Mazurek, witając przybyłych oraz zaproszonych gości, a także przypominając historię festiwalu. - 7 czerwca 1996 r. na scenie ROK wystąpił Jan Kondrak z Zakonem Muzyczno-Literackim. Nikt wtedy nie przypuszczał, że koncert ten rozpocznie trwającą już ćwierć wieku epokę w naszym mieście, epokę pod nazwą Ogólnopolskie Spotkania z Piosenką Autorską - podkreślił, dodając, iż pomysłodawcą imprezy był J. Musiatowicz, który chciał promować młodych wykonawców modnej ówcześnie piosenki autorskiej. Takie były początki Oranżerii.
36/2020 (1310) 2020-09-02
W życiu wszystko ma swój czas: płacz i śmiech, trud i odpoczynek, zdrowie i choroba. Dla nas przyszedł teraz czas dziękowania - mówią Krystyna i Zbigniew Paskudzcy z Siedlec.

- Bogate mieliśmy życie - stwierdzają, sięgając pamięcią wstecz - aż do dzieciństwa. Podobieństw w ich historii mogłoby się doszukać wiele innych osób, dla których obok Boga najważniejsza jest rodzina, praca, zwykłe uczciwe życie. I którzy pozostają wierni raz danemu słowu. Pochodzą z parafii Gąsiory. Pobrali się w 1964 r. Poznali się w niedzielę… a w następną poszli dać na zapowiedzi. Ślub był w listopadzie, miesiąc później zamieszkali na swoim, we wschodnich rogatkach Siedlec. W małżeństwie przeżyli 55 lat, dochowali się pięciorga dzieci i 11 wnuków. - W rodzinie jest różnie: raz lepiej, raz gorzej. Łzy przeplatają się z radościami. W najcięższych chwilach trzymała nas modlitwa - mówi K. Paskudzka. Pan Zbigniew pracował w zakładach Nowotki. Ona zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. - Kiedy zaczęli naciskać, żebym zapisał się do partii, najpierw wykręcałem się: żona nie pozwala. Koledzy na to: nie przyznawaj się. A ja - że przed żoną tajemnic nie mam. Potem sprawa stanęła na ostrzu noża. Byłem pewien, że wyrzucą mnie z pracy, ale się nie ugiąłem - opowiada. Do zakładowej „Solidarności” zapisał się jako jeden z pierwszych. W 1982 r. wszedł w kolportaż ulotek, niezależnej prasy i książek.