Opinie
45/2020 (1319) 2020-11-04
„Gardzę tobą! jesteś kłamca, człowiek podły! - oceniła Tadeusza Telimena w powszechnie znanej polskiej epopei. I choć kontekst nadaje scenie żartobliwy charakter, można by się nad kłamstwem głębiej zastanowić. Jak to wygląda dzisiaj? Częściej je demonizujemy czy usprawiedliwiamy?

I nie mówimy tu o oszustwach wielkiego kalibru. Ale może warto zatrzymać się nad kłamstwami dla wielu nieoczywistymi, dla wielu niekłamstwami. Bo łgarstwo nam spowszedniało. I zostało uznane za jedną z komunikacyjnych umiejętności. Temu, kto nie kłamie, często przypina się łatkę naiwniaka. Kto potrafi wyprowadzić innych w pole, zyskuje uznanie i zostaje nazwany przedsiębiorczym. Nie ma chyba nikogo, kto by w swoim życiu nie skłamał. Dlaczego tak często wprowadzamy w błąd i innych, i samych siebie? I czy ważne jest, jaki charakter ma kłamstwo? Św. Augustyn, ojciec i doktor Kościoła, ogłosił, że jest ono niewybaczalnym złem. A jednak oszukujemy wszyscy. Niezależnie od kultury, miejsca zamieszkania, statusu społecznego. Powody? O, tych mamy wiele. Kłamiemy, by osiągnąć określoną korzyść - materialną, psychologiczną, społeczną lub polityczną - albo zamierzony cel.
45/2020 (1319) 2020-11-04
Wchodzące w dorosłość pokolenie straciło zdolność dekodowania rzeczywistości. Nie potrafi już czytać „świata”. A generacja rodziców uwikłanych w codzienność, jeszcze bardziej nieporadna niż ich dzieci, zawieszona pomiędzy skrajnościami, przegrywa sromotnie bitwę o przyszłość.

Miano „barbarzyńca”, choć używane powszechnie w językach nowożytnych, to jedno z najbardziej niejasnych pojęć w dziejach - pisze Edward Arthur Thompson w książce pt. „Hunowie”. Wywodzi się je ze starożytności, a dokładnie rzecz ujmując, z czasów zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego, które, jak wiadomo, rozpadło się na dwie części: zachodnią (upadło w 476 r.) i wschodnią (przetrwało następne dziesięć wieków jako Bizancjum). Potocznie znaczenie wyrazu wyprowadza się od słowa „broda” (wł. barba) - zaważył na tym prosty fakt: napastnicy zazwyczaj byli zarośnięci, mieli długie brody. Sens dopełniają też inne pojęcia, skojarzenia, takie jak: obcość, dzikość, bezwzględność, przemoc, gwałt, rabunek, strach, prymitywizm i tępota umysłowa. Ale nie tylko to. Etymologicznie słowo „barbarzyńca” znaczy jeszcze coś innego: to „ten, który bełkocze”, czyli mówi językiem niezrozumiałym dla ludzi cywilizowanych i jednocześnie - pisze cytowany wyżej autor - to również ten, który nie rozumie kultury, cywilizacji, w jakiej nagle się znalazł, nie czuje się w niej pewnie, a którą chciałby na siłę dostosować do wyobrażeń własnego świata.
45/2020 (1319) 2020-11-04
W 2019 r. 19 par w gminie Międzyrzec Podlaski świętowało jubileusze pożycia małżeńskiego. List gratulacyjny otrzymały pary, które przeżyły ze sobą 50 lat i więcej. Najdłuższy staż - bo 65 lat razem - mają za sobą Alina i Zbigniew Dołęgowie z Rzeczycy.

Już na progu wita mnie łagodnie usposobiony pan Zbigniew, który - jak przystało na mężczyznę - chce uciekać do pracy, zastrzegając, że nie będzie się wtrącał w „babskie” rozmowy. Proszę jednak, by został z nami, dodając, że przecież nie można rozmawiać o małżeństwie bez męża. Dom skromny, lecz czuć w nim niezwykłą gościnność gospodarzy i rodzinne ciepło. - Żadnych sensacji u nas pani nie znajdzie - ostrzega mnie z filuternym uśmiechem pani Albinka. Odpowiadam, że nie po sensacje przyjechałam, a po lekcję dostrzegania piękna oraz wartości w prostocie i dniu powszednim. Państwo Dołęgowie znają się od dziecka. Urodzili się tego samego roku, pochodząc z tej samej wsi i od najmłodszych lat spędzali razem wiele czasu. Kiedy nie było telewizorów ani smartfonów, życie towarzyskie młodych kwitło. Każdą wolną chwilę wykorzystywali na wspólne zabawy, spotkania po domach. Nie było nudy. W takich okolicznościach powoli dojrzewała miłość tych dwojga.
45/2020 (1319) 2020-11-04
Przedszkolanka, portrecistka, społeczniczka oraz… mama i córka - to laureatki plebiscytu „Międzyrzecka Perła”.

Wywiady z osobowościami gminy - wytypowanymi przez sąsiadów, sołtysów i rodziny - to efekt współpracy Gminnego Ośrodka Kultury i lokalnego Radia Biper. - Zgłoszone osoby znane są ze swojego społecznego zaangażowania i działalności artystycznej. Takich ludzi jest więcej wokół nas, a poprzez ich promowanie chcemy uwrażliwić społeczność na drugiego człowieka oraz wartość samorozwoju i pracowitości - podkreślają organizatorzy. Bożena Siłuszyk znana jest w środowisku ze swojej twórczości poetyckiej i teatralnej. Nie boi się pracy, cechują ją też cenne poczucie humoru. Dążenia do wyznaczonego celu mógłby pozazdrościć jej niejeden młody. W końcu zawód, jaki wykonuje, to spełnienie marzenia z dzieciństwa. B. Siłuszyk od zawsze marzyła o byciu przedszkolanką.
45/2020 (1319) 2020-11-04
Czy naszą cywilizację czeka zagłada? A może jeszcze nie jest za późno, by działać i zmienić bieg rzeczy?

Patrząc na ulice polskich miast i słuchając niektórych haseł, trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co obecnie widzimy, z cywilizacją i kulturą nie ma zbyt wiele wspólnego. Nawet data, taka jak zbliżający się 11 listopada, która miała być okazją do poczucia wspólnoty narodowej, od kilku lat nią nie jest. Przeciwnie - staje się przyczynkiem do kolejnych kłótni i awantur. Kiedy w ubiegłym roku nakładem wydawnictwa Biały Kruk ukazała się książka prof. Wojciecha Roszkowskiego „Roztrzaskane lustro”, wiele osób z niedowierzaniem pytało: „To już?”. Bo o tym, że świat się zmienia, coraz głośniej argumentowane są hasła potrzeby zmian, nowego porządku, odejścia starego itp., wiemy. Jednak nie do końca zdajemy sobie sprawę, że to już się dzieje. A może po prostu nie chcemy? W „Roztrzaskanym lustrze” W. Roszkowski - wybitny uczony i pisarz, a także wielki erudyta - dokonuje bilansu naszej cywilizacji. I jest to bilans dramatyczny.
45/2020 (1319) 2020-11-04
Izolacja, którą przyniosła ze sobą pandemia, uderzyła w chorych przebywających w szpitalach, domach pomocy i ośrodkach leczniczych. Ich osamotnienie jest bardzo trudne.

Pan Zbigniew mieszka w domu pomocy społecznej od trzech lat. Nie ma już żadnych krewnych. Musiał zostawić swój dom i rodzinną miejscowość, bo udar mózgu doprowadził go do dużej niepełnosprawności. Jest zdany na opiekę innych. Sąsiedzi i znajomi nie zapomnieli o nim, często odwiedzali. Przyjeżdżali w weekendy, obowiązkowo przed Wielkanocą i Bożym Narodzeniem. Teraz pozostały tylko rozmowy telefoniczne. Pan Zbigniew woli jednak bezpośrednie spotkania. Rozumie sytuację, ale ze zniecierpliwieniem czeka na wizyty twarzą w twarz. Pani Franciszka leży w zakładzie opiekuńczo- leczniczym od kilku lat. Nie chodzi, prawie nie widzi. Przyznała, że pogodziła się ze swoją obłożną chorobą. Na co dzień towarzyszą jej katolicka stacja radiowa i różaniec. Urozmaiceniem były odwiedziny krewnych. Rozpoznawała ich po odgłosie kroków. Teraz leży sama, ma coraz mniejszą świadomość tego, co się wokół niej dzieje.
45/2020 (1319) 2020-11-04
Kiedyś wszystko było proste i przejrzyste. Chłop był chłopem, baba - babą. Mężczyzna - mężczyzną, kobieta - kobietą. Chłopak - chłopakiem, a dziewczyna - dziewczyną.

Każdy osobnik płci męskiej, który nosił spodnie i miał jaja (nie tylko te przysłowiowe), wiedział, że powinien zajmować się pracą, tak by godnie utrzymać rodzinę. Z kolei osobniczka płci żeńskiej, równie ciężko harując od świtu do nocy, zajmowała się wychowaniem potomstwa oraz utrzymaniem ładu i porządku w obejściu. Młodego chłopaka od samego początku uczono choćby sztuki wbijania gwoździ i rąbania drewna na opał, a dziewczynę zagniatania ciasta na makaron i gotowania bigosu. Małżonkowie jakoś się uzupełniali. Raz było lepiej, raz gorzej. Jak chłop obrał ziemniaki na obiad, nic złego mu się nie stało… Podobnie wielkiej ujmy na honorze nie przyniosło kobiecie to, że przywiązała sznurkiem sztachetę przy rozwalającym się płocie, by niedzielny obiad nie nawiał z podwórka do sąsiadów. Ostatecznie i tak każdy wiedział, że nazywany dumnie głową rodziny mężczyzna był sterowany przez kobietę, która niczym szyja mogła dowolnie kręcić swoją „majestatyczną” łepetyną.
45/2020 (1319) 2020-11-04
Zakładam, że starszym czytelnikom termin „picipolo” jest cokolwiek znany. Młodszych informuję, że w dawnych czasach, a przynajmniej w tych, których własną pamięcią nie ogarniają (jednakże trochę bliżej nas niż epoka wyginięcia dinozaurów), termin ten oznaczał każdą grę, której reguły były nie do końca znane graczom lub co najmniej płynne i zmienne w czasie całej rozgrywki.

„Grać w picipolo” i „robić kogoś w bambuko” miały znaczenie dość zbliżone. Ostatecznie jednak największymi przegranymi byli ludzie, którzy obstawiali zwycięzcę w danej rozgrywce. O ile nic nie tracili, gdy stawką była tylko zabawa, o tyle trudniejsze stawało się obstawianie kwot finansowych, gdyż wynik do końca nie był znany, a prognoz nie dało się na niczym oprzeć. Widz więc był najbardziej poszkodowany, podczas gdy gracze raczej nie. Coś podobnego widać w dzisiejszej rozgrywce politycznej w Polsce, ale nie tylko. Idiotyzm obecnej sytuacji oddają chociażby organizowane ponoć „oddolnie” protesty w sprawie wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Otóż ich „organizatorzy” sami nazywają je „czarnymi marszami”, a kolor ten jest dominujący w szeregach manifestantów.
45/2020 (1319) 2020-11-04
Rozmowa z dr. hab. Józefem Piłatowiczem, profesorem Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, redaktorem „Słownika biograficznego Południowego Podlasia i Wschodniego Mazowsza”.

To już piąty tom słownika. Jaki jest cel wydawnictwa?

Tom pierwszy ukazał się w 2009 r. z inicjatywy śp. prof. Arkadiusza Kołodziejczyka, pod patronatem Instytutu Historii Akademii Podlaskiej (obecnie Instytut Historii UPH) w Siedlcach i Siedleckiego Towarzystwa Naukowego. W związku z przedłużającą się przerwą w wydawaniu następnego tomu wyżej wymienione placówki postanowiły, po zawarciu odpowiedniej umowy, kolejne publikacje przygotowywać już samodzielnie, utrzymując kolejną numerację tomów. W Instytucie Historii UPH utworzyliśmy redakcję w składzie: ja, Katarzyna Maksymiuk, Hanna Świeszczakowska (redaktor językowy). Komitet redakcyjny tworzą także: Jarosław Cabaj, Dariusz Magier, Rafał Roguski (sekretarz redakcji), Dorota Wereda. Kolejne tomy - drugi i trzeci - ukazały się dzięki wsparciu finansowemu władz IH i UPH. W tym miejscu pragnę serdecznie podziękować 34 autorom, którzy napisali 87 biogramów w tomie piątym, bez żadnej gratyfikacji finansowej.
45/2020 (1319) 2020-11-04
Dzięki tym ludziom, my, kombatanci, mamy nie tylko materialną pomoc w postaci paczek, ale też świadomość, że ktoś o nas się troszczy, pamięta o nas - mówi por. Edward Zujewicz, żołnierz kresowy z Armii Krajowej.

„Paczka dla bohatera” to nazwa stowarzyszenia i jednocześnie akcji adresowanej do polskich żołnierzy służących na wszystkich frontach II wojny światowej oraz członków podziemia niepodległościowego, którzy nierzadko znajdują się w trudnej sytuacji materialnej. Stowarzyszenie, które od dziesięciu lat prowadzi akcję, ma pod opieką kombatantów, także tych, którzy nie są zrzeszeni w żadnych oficjalnych organizacjach. Stowarzyszenie „Paczka dla bohatera” działające non-profit zrzesza zaledwie kilkadziesiąt osób. Dużo większą liczbę włączających się w działalność organizacji stanowią wolontariusze, zarówno w kraju, jak i poza granicami, m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Belgii. Wszystko zaczęło się od akcji społecznej w 2010 r. Organizując wydarzenie w ramach Grupy Rekonstrukcji Historycznej 12 Pułku Ułanów Podolskich, jej członkowie mieli okazję poznania kombatantów. Szybko zrodził się pomysł, aby ich wspomóc, przynajmniej paczką z okazji świąt Bożego Narodzenia.