Opinie
9/2020 (1283) 2020-02-26
Mijamy je każdego dnia. Wiszą w domach, szkołach i urzędach. Od wieków stawia się je na rozstajach dróg. Nie brakuje ich przy ruchliwych arteriach komunikacyjnych - przechowują pamięć tragedii, które kiedyś się wydarzyły. Krzyże. Tyle ich wokół nas. Przywykliśmy do ich obecności, wtopiły się w naszą codzienność, tysiące migających reklam, powszechny zgiełk.

Problem w tym, że nader często stały się dziś dla nas znakami niewidzialnymi, przezroczystymi. Są, a jakby ich nie było. Jakby nic nie znaczyły, niczego nie komunikowały, nie zwracały ku Temu, który jedynemu w swoim rodzaju Krzyżowi nadał wyjątkową rangę. Który pobłogosławił świat krzyżem. Martwe znaki? Ścieżki donikąd?... Coraz więcej jest takich, którym krzyż przeszkadza. Co rusz słyszymy utyskiwania ateistów, że ich obraża, łamie przestrzeń wolności, której przecież są współgospodarzami. Ba, swego czasu wadził nawet znak krzyża kreślony przez młodego skoczka narciarskiego tuż przed kolejną sportową próbą. Powód? „Obraża uczucia ateistyczne” widzów. Trudno o większy absurd. Podobnie jak tłumaczenie młodych ludzi chowających ów znak w mało widocznym miejscu w pięknych, pachnących nowością apartamentach. Bo im „nie pasuje” do nowoczesnych mebli.
9/2020 (1283) 2020-02-26
Dorosłym pozwala wrócić do lat młodości, a młodym podpowiada, jak budować relacje oparte na zaufaniu i miłości. Na rynku wydawniczym pojawiła się powieść „Drzwi do przeszłości”.

Jednotomowe dzieło jest debiutem literackim Moniki Ofman. Dla mieszkanki Ryk to spory sukces, tym bardziej że od kilku lat zmaga się z podstępną chorobą. - O napisaniu książki zdecydował mój upór w dążeniu do celu. Uznałam, że warto coś robić, zamiast siedzieć bezczynnie w czterech ścianach - przyznaje M. Ofman. Dziś efekt wielomiesięcznych prac można podziwiać na księgarskich półkach. Lekki styl i ciekawa fabuła spotkały się z uznaniem wydawcy. Powieść została przyjęta bez większych korekt, co nieczęsto się zdarza. O tym, do kogo jest adresowana publikacja, można dowiedzieć się już na pierwszej stronie. Autorka zadedykowała ją młodzieży i tym, którzy choć przez chwilę chcieliby poczuć się nastolatkami. - Starałam się uświadomić młodzieży, jak wielką wartością jest rodzina i uwrażliwić, że warto mieć dobre relacje z najbliższymi. A dziewczynom - przekazać, że nie warto być z kimkolwiek za wszelką cenę - zdradza pisarka. Właśnie dlatego na kartach powieści często przewija się temat zazdrości, zaufania i dokonywania ważnych wyborów.
9/2020 (1283) 2020-02-26
Za nami jubileuszowe, bo 50 spotkanie w ramach cyklu „VITOexTrEAM”. Dzięki tej inicjatywie mieszkańcy mają okazję poznać ludzi żyjących pasją, mających marzenia i ciekawych świata.

Wszystko zaczęło się 16 kwietnia 2015 r. Pierwszymi gośćmi byli Alicja Rapsiewicz i Andrzej Budnik, para globtroterów, która opowiadała o swojej czteroletniej podróży po świecie. Do Siedlec przyjechali też m.in.: Piotr Horzela, Bartek Szaro, Krzysztof Wielicki, Jędrzej Majka, Przemek Kossakowski, Bartosz Malinowski, Jakub Porada, Miłka Raulin, Szymon Hołowna, Tomek Michniewicz. Niektórzy wracali kilkakrotnie, tak jak gość ostatniego jubileuszowego spotkania T. Michniewicz. Podróżnik, dziennikarz, reportażysta, fotograf, organizator wypraw i ekspedycji opowiadał o swojej najnowszej książce pt. „Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata”. Przedstawia w niej codzienność siedmiorga - z pozoru zwykłych - osób zamieszkujących na terenie Finlandii, Indii, Japonii, Kolumbii, Stanów Zjednoczonych, Ugandy i Zimbabwe. Mika, Madhuri, Kanae, Juanita, Casey, Marggie i Reilly. Każda z nich jest inna, ma własne marzenia oraz plany na przyszłość. Jak powiedział T. Michniewicz w jednym z udzielonych wywiadów: „Czytelnik staje się ósmym bohaterem. Idziesz z całą siódemką, zastanawiasz się, jak to wyglądało w twoim przypadku. Bohaterowie niby dorastają w tych samych latach, jednak tak naprawdę otacza ich zupełnie inna rzeczywistość. Rzeczywistość kształtująca ich życie”.
9/2020 (1283) 2020-02-26
Bł. Conchita to niezwykła meksykańska mistyczka. Była narzeczoną, żoną, matką, wdową, babcią, prababcią, a nawet, dzięki specjalnemu indultowi Piusa X, odeszła z tego świata jako zakonnica. Objawiał jej się Pan Jezus, z którym przeżyła mistyczne zaręczyny.

Nazywała się María Concepción Cabrera Arias de Armida, ale była znana jako Conchita. Urodziła się w San Luis Potosi w Meksyku 8 grudnia 1862 r. Była siódmym z dziewięciorga dzieci zamożnych ziemian. Dużo czasu spędzała na modlitwie. Jako dziecko przejawiała wielką miłość do Najświętszej Eucharystii oraz ponadprzeciętną pobożność. Gdy miała zaledwie dziesięć lat, przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. Interesowała się muzyką i poezją, grała na fortepianie , lubiła śpiewać. Kiedy skończyła 13 lat, jak to było w zwyczaju, zadebiutowała w towarzystwie: zaczęła uczęszczać na tańce, chodzić do teatru. Conchita nauczyła się dbać o dom i stała się znakomitym jeźdźcem. Pomagała nawet wieśniakom na farmie rodziców. Podczas jednej z zabaw poznała swojego przyszłego męża - Francisco de Armida. Wyszła za mąż, mając niespełna 22 lata. „Mój mąż był zawsze wzorem miłości i szacunku. Wielu kapłanów mi mówiło, że Bóg wybrał go dla mnie ze szczególną uwagą, był bowiem przykładnym małżonkiem, pełnym cnót” - napisała w swoim dzienniczku, którego fragmenty znalazły się w książce „Bł. Conchita. Dziennik duchowy żony i matki”.
9/2020 (1283) 2020-02-26
„Przebaczaj wszystko wszystkim. Nie chowaj w sercu urazy. Zawsze pierwszy wyciągnij rękę do zgody”.

Kard. Stefan Wyszyński wiedział, co mówi. Jego wskazówka w pierwszej kolejności nawiązywała do ewangelii, w drugiej była efektem własnych refleksji i przeżyć. Prymas Tysiąclecia miał wielu wrogów. Długoletnia inwigilacja czy bezprawne internowanie mogły rodzić sporo negatywnych emocji i gniewu, ale on nie pozwolił, aby zwyciężyły w jego sercu. Miał prawo odczuwać złość i urazę, bo nie pozwolono mu wykonywać swojej posługi, odebrano mu wolność, śledzono każde jego słowo i czyn. Kiedy znalazł się w odosobnieniu, z powodu koszmarnych warunków zaczęło szwankować mu zdrowie. Mimo tylu krzywd, potrafił wybaczać i nie żywić nienawiści do tych, którzy go niewolili. Nauczał, że „człowiek, który nie lubi i nie umie przebaczać, jest największym wrogiem samego siebie”. Przypominał, że „przebaczenie jest przywróceniem sobie wolności, jest kluczem w naszym ręku od własnej celi więziennej”.
9/2020 (1283) 2020-02-26
W zasadzie to jakoś tak spontanicznie wyszło. Rano zadzwonił szwagier. „Dziś zapusty, wtorek tłusty…” poinformował. Żadne biesiadowanie mi się nie uśmiechało, ale szwagier zapewnił, że wszystko pod kontrolą i że nic nie muszę.

Przynajmniej w kwestii zapustnego menu. I trzeba przyznać, że zobowiązania dotrzymał. Na stole pojawiły się i ryba po grecku, i ryba po japońsku, i ruskie pierogi, i francuskie ciasto. Tylko rzetelnie posypane cukrem pudrem faworki były ojczyste, polskie, chociaż szwagier, który do imprezy wszechstronnie się przygotował, uraczył nas wykładem, że faworki to - poza polską - także tradycja litewska i niemiecka. Konkludując powyższe, szwagierka podkreśliła, że mamy europejskie menu, znaczy jesteśmy Europejczykami. Wtedy szwagier zauważył, że, jego zdaniem, to przynajmniej Rosja i Japonia nie do końca europejskie są. Na co znowu szwagierka, że to tylko kwestia czasu. Ciszę, jaka po tej rewelacji zapadła, przerwało pojawienie się na stole dań mięsnych, wśród których brylowały swojskie: wątróbka, żeberka i delikatny móżdżek. Za przystawkę robiły zimne nóżki.
9/2020 (1283) 2020-02-26
Tytuł niniejszego felietonu może brzmieć w przybliżeniu jak hasło kampanii wyborczej każdej dzisiejszej partii. Bo któraż z nich tego nie proponuje swoim zwolennikom i która nie przedstawia się w ten sposób niezdecydowanym?

W gruncie rzeczy wszystkie programy wyborcze są odzwierciedleniem tego właśnie hasła. Problem jednakże w tym, że taki „program wyborczy” sformułował blisko 2 tys. lat temu… diabeł. Jak sprawny spin doktor wziął swój „ewentualny elektorat”, czyli Jezusa po pustynnym poście, i rozwijał przed nim wizję ewentualnych korzyści wynikających z poparcia elekcyjnego. Ewangeliści i późniejsi teolodzy bez większego problemu zakwalifikowali te jego działania do kategorii kłamstwa. Nie miał on bowiem takiej siły i prerogatyw, by zrealizować swoje obietnice. A jednak parł mimo to ze swoją propagandą bez żadnej żenady. Oczywiście, pokrewieństwo czy nawet podobieństwo dzisiejszych polityków maści wszelakiej z szatanem nie jest ani oczywiste, ani też bezpośrednio możliwe. To dość odległa analogia. Tamte wydarzenia łączą się jednak dość ściśle w osobie wyborcy. To on ma dokonać wyboru w oparciu o przedstawione propozycje i własny sąd sumienia.
9/2020 (1283) 2020-02-26
Sobory to zgromadzenia ogólne kardynałów, biskupów, patriarchów, teologów i innych ważnych osobistości pod przewodnictwem papieża, w celu omówienia aktualnych kwestii w życiu Kościoła. Owocami obrad Ojców Soborowych były dokumenty wydane w formie konstytucji, dekretów czy deklaracji, określające naukę Kościoła w sprawach doktrynalnych i dyscyplinarnych.

W pierwszym tysiącleciu chrześcijaństwa było osiem Soborów powszechnych, odbyły się one we wschodniej części cesarstwa rzymskiego, w Konstantynopolu lub w jego okolicy. Wówczas Kościół był jeden, powszechny, niepodzielony, zjednoczony wokół papieża. Ich inicjatorem był cesarz rzymski, który od V w. przebywał w Konstantynopolu. Do zwołania Soborów przyczyniły się spory teologiczne dotyczące głównych prawd wiary i herezje głoszone przez innowierców w starożytnym Kościele. W 1054 r. nastąpił rozłam w wyniku którego Kościół został podzielony na rzymskokatolicki i grekokatolicki. Głową Kościoła katolickiego pozostał papież rezydujący w Rzymie, zaś zwierzchnikiem kościoła prawosławnego patriarcha Konstantynopola. Od 870 r. nie było w Kościele Soboru powszechnego, papieże, aby reformować Kościół i wprowadzać w życie program odnowy posługiwali się synodami, zapraszali do Rzymu na obrady biskupów i wykształconych teologów. Synody w XI w. dały początek soborom ekumenicznym.
9/2020 (1283) 2020-02-26
Jedynie różaniec, co dała mi kochana mama, to pozwolili, żebym go miał. Dali mi przez ręce siostry zakonnej i to był najwspanialszy prezent od mojej mamy - on mi pomagał przetrwać piekło na tej ziemi - zapisał we wspomnieniach Aleksander Karolczuk „Burza” (1920-2014) wywodzący się ze wsi Tonkiele, przesłuchiwany, sądzony, a następnie więziony w Siedlcach w latach 1945-47.

- 1 i 2 marca to dwie daty, które w moim sercu zajmują ważne miejsce. Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych przypomina o moim śp. tacie, 2 marca przypadają imieniny mamy. Przeżyli razem 67 lat. I odeszli razem, mama miesiąc po tacie - mówi Urszula, najstarsza z siedmiorga dzieci Heleny i Aleksandra Karolczuków. Wśród wspomnień z dzieciństwa, które przypadło na lat 50 ubiegłego wieku, najwyraźniejsze są te związane z codzienną ciężką pracą. - Rodzice zaczynali wspólne życie od hektara pola i jednej krowy. Mieszkali w małym drewnianym domku. Byli niesłychanie pracowici i zmyślni. Tata zasadził drzew owocowych, żeby dzieci miały co jeść. Trzymał pszczoły. Żeby nas wykarmić, mama dwoiła się i troiła - biedowaliśmy jak wszyscy, a w każdym domu na wsi była gromadka dzieci - wspomina pani Urszula. - To były okrutne czasy - dodaje. I przywołuje kolejne obrazy, związane z ciągłymi przeszukaniami w ich domu. - Wpadali w kilku, bywało że nad ranem, i plądrowali wszystko. Mama kazała nam szybko uciekać z domu i iść do którejś ciotki. Ciągle nakładali na nas kary. Jednej wiosny Bug zalał nasze pole.
9/2020 (1283) 2020-02-26
23 lutego w sali widowiskowej przy parafii Wniebowzięcia NMP w Białej Podlaskiej odbył się pokaz filmu „Pójdź za mną. Testament Jana Pawła II”.

Organizatorem spotkania był bialski oddział Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”. Prezentacja godzinnego filmu odbyła się w niedzielne popołudnie. Jego twórcy próbują opowiedzieć o najważniejszych elementach życia, osobowości i pontyfikatu św. Jana Pawła II. W filmie wykorzystano teksty z pism i nauczania Papieża Polaka, a także materiały archiwalne Telewizji Watykańskiej i Filmoteki Muzeów Watykańskich. Rolę lektora powierzono aktorowi Krzysztofowi Kolbergerowi. Film otwiera ewangeliczna scena dotycząca powołania św. Piotra apostoła, a kończą go kadry z Mszy pogrzebowej naszego papieża. Całość jest umiejętnie połączoną kompozycją ujęć filmowych, pokazujących Jana Pawła II w czasie celebrowania Eucharystii, głoszenia słowa Bożego, osobistej modlitwy, oficjalnych spotkań i momentów, gdy spotykał się z wiernymi, kiedy ich błogosławił, przytulał i pocieszał. Wszystko to okraszone jest papieskimi wypowiedziami na temat wiary, miłości, zaufania Bogu i zawierzenia w Bożą Opatrzność. Film budzi w odbiorcach pamięć o Papieżu Polaku i pokazuje go, jako apostoła, przewodnika i wzór do naśladowania.