Komentarze
Rewolucja pożera własne dzieci

Rewolucja pożera własne dzieci

Kilkanaście dni temu kanclerz Niemiec ogłosił, że jego kraj rezygnuje z egzekwowania ostrych wymagań dotyczących „efektywności energetycznej” przy budowie nowych mieszkań.

Zastosowanie surowych kryteriów zostaje zawieszone na czas nieokreślony. Władze naszego zachodniego sąsiada podjęły taką decyzję po przeprowadzeniu rozmów z przedstawicielami branży budowlanej, którzy na własnej skórze przekonali się, że budowa mieszkań w zapowiadanym rygorze ekologiczno-energetycznym jest nieopłacalna. Rząd niemiecki zapowiedział także sprzeciw wobec nowego ustawodawstwa klimatycznego Unii Europejskiej wymagającego m.in. modernizacji milionów budynków poprzez obowiązkowe ich docieplenie czy zmianę systemu grzewczego.

Na początku roku w niemieckiej wiosce Lützerath odbyła się ogromna międzynarodowa demonstracja aktywistów klimatycznych protestujących przeciw nowej inwestycji, jaką zaplanował rząd. Mowa o rozbudowie kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Garzweiler II. Leżąca w Nadrenii Północnej-Westfalii miejscowość była świadkiem licznych starć zielonych aktywistów z policją. Demonstrantów swoją obecnością zaszczyciła nawet sama Greta Thunberg, którą mundurowi wyprowadzili, a raczej wynieśli z placu budowy w blasku fleszy licznie zebranych fotoreporterów. Protesty ekologów i klimatologów nic nie dały. Na mocy orzeczenia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego wioska została wysiedlona. Teraz trwa demontaż znajdującej się w okolicy farmy wiatrowej. Wszystko po to, by tzw. zieloną energię zastąpić energią pochodzącą z elektrowni zasilanej najbardziej toksycznym paliwem, czyli węglem brunatnym.

Jak donoszą media, Volkswagen zaczął ograniczać produkcję samochodów elektrycznych. We wrześniu poważnie wyhamował popyt na elektryki w Niemczech. Powodem są m.in. wyższe koszty eksploatacji (czytaj: energii i wymiany baterii) oraz decyzja rządu o zakończeniu programu dopłat do zakupu tego typu aut. Obawy konsumentów dotyczą także infrastruktury ładowania i zbyt niskiego dystansu, jaki można pokonać na jednym „tankowaniu”. Firma nosi się z zamiarem dalszego ograniczania produkcji „zielonych samochodów” i zwalniania pracowników.

Powyższe przykłady (a jest ich znacznie więcej) pokazują, jaki los czeka wszystkie programy z cyklu „zielono mi”. Ambitne plany obniżenia temperatury ziemi dają w łeb. Ich twórcy nie wzięli bowiem pod uwagę kosztów, jakie będą musieli ponieść zwykli obywatele. Lobby, które przyczyniło się do zakazu używania jako paliw: węgla, drewna, gazu czy oleju opałowego, doprowadziło również do kryzysu. Niemcy (ale nie tylko oni) po prostu się przerazili. Choć to naród niezwykle karny, to – jako jeden z najbogatszych – umiejący również liczyć pieniądz. Modernizacja, zwłaszcza starszych domów, nie jest tania. Niemiec to nie Polak, który – jak piszący te słowa – gdy trzeba, podwija rękawy i sam sobie ociepla chałupę, układa glazurę albo naprawia wtryskiwacze w samochodzie. W Niemczech do takich rzeczy angażuje się fachowca, któremu trzeba słono zapłacić. Cała światowa strategia energetyczna zaczyna przypominać teatr absurdu. Jedni lobbyści zaczynają występować przeciwko innym. Ci, co zarobili miliardy na straszeniu płonącą planetą, popsuli biznesy choćby tym z branży budowlanej czy motoryzacyjnej. Niewykluczone zatem, że ekorewolucja, podobnie jak każda inna rewolucja, zaczyna pożerać swoje dzieci.

Leszek Sawicki