Rolnik i sadownik roku
W uroczystości wręczenia nagród, które miało miejsce 26 października w Lublinie, zwycięzcom towarzyszył wójt gminy Wisznice Piotr Dragan. - Redakcja „Dziennika Wschodniego” zwróciła się do nas z prośbą o wytypowanie wyróżniających się gospodarstw do konkursu, który przywrócony został po kilkuletniej przerwie. Z ich wskazaniem nie było problemu.
Gospodarstwa te zostały, oczywiście, zwizytowane przez komisje konkursową – tłumaczy P. Dragan. Zwycięskie laury – cieszą też gospodarza gminy. – W moim odczuciu satysfakcja z wygranej naszych reprezentantów jest tym większa, że na podium stanęli właściciele obydwu gospodarstw, które zaproponowaliśmy – stwierdza P. Dragan. Przyznaje, że laureatów łączy wiele. – Po pierwsze, pracują w gospodarstwach, które przejęli po swoich rodzicach, nie zaczynali więc tworzenia ich od podstaw. Po drugie, znam dobrze tych rolników i mogę powiedzieć, że praca – tak u „rolnika roku”, jak i u „sadownika roku” – trwa od bladego świtu do świętej nocy. Nie ma tutaj mowy o przestoju, odpoczynku, a powiedzenie, że „rolnikowi samo rośnie” na pewno się tutaj nie sprawdza – akcentuje wójt. Potwierdza też, że splendor z wygranej spływa także na gminę.
Z dobrodziejstwem inwentarza
37-letni Mateusz Kopiś prowadzi gospodarstwo rodzinne od 2012 r. Specjalizuje się w hodowli bydła mięsnego rasy Limousine. Stado liczy 160 sztuk. Do tego dochodzi uprawa 120 ha gruntów ornych i ponad 60 ha łąk. W tej chwili wraz z żoną i córką mieszka w domu rodzinnym w Wisznicach, natomiast budynki gospodarskie stoją na działce w Dubicy Górnej, gdzie po ukończeniu domu zamierzają się przeprowadzić. Teraz każdego dnia muszą dojechać na miejsce ok. 4 km.
Kopisiowie stawiają na nowoczesność. Obory, silos na kiszonkę, silosy na zboże, linie do produkcji pasz, rozbudowa stodoły, namiot na bele, wóz do mieszania pasz – to inwestycje, które udało się zrealizować przy wsparciu środków unijnych. Dzięki dotacjom dla rolników M. Kopiś zdecydował się też m.in. na montaż płyty obornikowej oraz założenie fotowoltaiki. Planów ma mnóstwo, m.in. chciałby utwardzić plac i drogi dojazdowe. Myśli też o silosach do przechowywania zboża.
Pracują, bo lubią
Pytany o to, jak ogarnia całość, stwierdza, że to gospodarstwo średniej wielkości. – Mam znajomych, którzy gospodarzą na 300 ha i naprawdę nie mają na nic czasu. My ze względów czasowych siejemy tylko zboże i kukurydzę – na ziarno i na kiszonkę. Nie decydujemy się już np. na uprawę warzyw – tłumaczy pan Mateusz. Jego praca to 14 godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu – to i tak niemało. Wyjazd na wakacje? – Przy hodowli krów nie ma szans! – śmieje się. – Góra dwa dni, kiedy może zastąpić mnie tata – zaznacza. Wielkie wsparcie ma w żonie, której „działką” jest prowadzenie dokumentacji i rachunków. Ale w razie potrzeby towarzyszy mężowi w obrządkach. M. Kopiś uprzedza też pytanie o zamiłowanie do rolnictwa: – Lubimy tę pracę – podkreśla.
Mówi też o ułatwieniach. Z myślą o tym korzysta z programów pomocowych, skoro dostępne są na wyciagnięcie ręki. Chwali też przedsięwzięcia gminne. Ostatnio w Dubicy wójt pobudował nową drogę. A ponieważ biegnie ona niedaleko działki Kopisiów, jest z punktu widzenia rozwoju ich gospodarstwa cenną inwestycją.
Z Horodyszcza do Biedronki
Aneta i Jacek Zającowie z Horodyszcza prowadzą gospodarstwo o powierzchni 100 ha. Na 27 ha rosną jabłonie, 10 ha zajmuje czarna porzeczka, 2,5 ha – aronia. 35 ha obsiewają kukurydzą. Ich gospodarstwo jest przykładem nowoczesnej formy z branży agro, czego dowodem jest baza przechowalnicza na 1800 t, w tym 1000 t chłodni z kontrolowaną atmosferą i z możliwością mrożenia do -30 st. C, jak też rozbudowany park maszyn sadowniczych. Zającowie stawiają na ekologię – z tego względu zdecydowali się na budowę farmy fotowoltaicznej, montaż systemów odzysku ciepła z agregatów chłodniczych oraz pomp ciepła.
Owoce z horodyskich sadów można kupić w sklepach Biedronka, z której właścicielem Zającowie podpisali umowę w 2021 r.
Między tradycją a nowoczesnością
– Tytuł „sadownika roku 2023” była dla nas wielkim zaskoczeniem. Taki gest uznania na pewno motywuje do dalszej pracy, ale też jest po prostu miły, ponieważ rolnictwo nie jest dzisiaj branżą docenioną – mówi A. Zając. Wraz z mężem prowadzi gospodarstwo od 25 lat. – Pracujemy dużo i ciężko, ale nie jest dla nas żadną katorgą. Mamy wykształcenie rolnicze i lubimy to, co robimy. Co ważne, nasze zamiłowanie podziela syn, który w tej chwili ma 21 lat i kształci się w tym kierunku – dodaje. A. i J. Zającowie cieszą się, że są widoki na kontynuację, ponieważ są trzecim pokoleniem zajmującym się sadownictwem – parał się tym ojciec i dziadek pana Jacka. Wbrew przekonaniu, że wiedza naukowa ustępuje doświadczeniu przekazywanemu z dziada pradziada, sadownicy z Horodyszcza podkreślają, że to, czym zajmują się dzisiaj, ma niewiele wspólnego z tym, co było kiedyś. – Na przestrzeni lat zmieniło się naprawdę dużo. Żeby utrzymać się na rynku, musimy być producentami, handlowcami, menadżerami, marketingowcami itd. Mamy oboje wykształcenie rolnicze, a moje zamiłowanie do cyferek pomaga w prowadzeniu gospodarstwa od strony finansowej i księgowej, co także sprawia mi satysfakcję – tłumaczy pani Aneta. Podpytywana o podejmowanie na co dzień trudnych decyzji, stwierdza: – Mój mąż często mówi, że kto nie ryzykuje, nie pije szampana… Gdybyśmy nie stawiali czasami wszystkiego na jedną kartę, nie byliśmy na tym etapie, na jakim jesteśmy dzisiaj. Poza tym oboje lubimy nowinki – i dobrze na tym wychodzimy.
LI