Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Równiejsi od innych

Pisząc na przełomie 1943 i 1944 r. opowiadanie pt. Folwark zwierzęcy, George Orwell nawet nie przypuszczał, że jego wizja spełni się w niecałe 45 lat. A dokładnie - jej zakończenie będzie miało swoje miejsce w końcówce lat 90 ubiegłego wieku. Istotną bowiem dla całego opowiadania jest ostatnia scena biesiady ludzi ze świniami.

Śledząc losy bohaterów dziełka Orwella, z pasją dostrzegamy podobieństwa do systemu komunistycznego być może bardziej w innych krajach, aniżeli w naszym. W końcówce jednak odnajdujemy moment przemianowania Folwarku Zwierzęcego na Folwark Dworski, co ma stanowić - zdaniem naczelnego wieprza - powrót do starych tradycji, jeszcze z czasów pana Jonesa, właściciela dóbr, w których zbuntowały się zwierzęta.

Zmianie tej towarzyszy nie tylko przemiana zachowań zarządzających folwarkiem świń; transformacji ulega również odniesienie sąsiednich „ludzkich” folwarków do działa przedstawicieli domowych zwierząt hodowlanych. Nie są oni już nastawieni wrogo, nie odnoszą się z rezerwą, lecz traktują to minipaństwo jak równe z ich posiadłościami. Ważnym jest również to, że zgromadzone pod oknami domu właścicieli zwierzęta nie mogą rozpoznać już, czy mają do czynienia ze świnią, czy z człowiekiem. Owo zamazanie staje się naczelnym elementem transformacji dokonującej się w zwierzęcym folwarku. A nadto cała ta przemiana dokonuje się bez udziału samych pracujących w majątku stworzeń. Ostatecznej transformacji towarzyszy więc triada: pozorny i nominalny powrót do tradycji historycznej, uznanie społeczności zewnętrznych oraz zamazanie odpowiedzialności połączone z ubezwłasnowolnieniem społeczeństwa. Warto wrócić do tego dziełka Orwellowskiego w kontekście odnalezienia i upublicznienia akt Lecha Wałęsy dotyczących jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL.

Konfuzja ze wskazaniem

Sprawa Lecha Wałęsy według mnie dopiero się rozwija. Nikt przy zdrowych zmysłach przy posiadaniu tylko najmniejszej wiedzy historycznej nie będzie twierdził, że odnalezienie akt TW „Bolek” jest dziełem czystego przypadku lub nieskoordynowanymi działaniami starszej pani dotkniętej wiekowym zdziecinnieniem. Postępowanie żony Czesława Kiszczak jest najbardziej trzeźwe i precyzyjne. Pozbawiona chroniącego ją zaplecza w postaci męża mogła przypuszczać z graniczącym z pewnością prawdopodobieństwem (znając zawartość archiwów swojego małżonka), że po zgromadzone przez niego dowody zapewne koś się zgłosi (w tej lub innej formie). Znała przecież los premierostwa Jaroszewiczów. Mogła więc tylko uprzedzić ruch chcących pozyskać owe archiwalia. Gdyby jednak oddała je dawnym służbom lub ludziom z nimi powiązanym, wówczas jej los wcale by się nie poprawił. Likwidacja niepotrzebnych świadków jest zawsze jedną z naczelnych zasad wszystkich agentur, stając się również doskonałą nauką dla innych posiadających jakąś wiedzę na temat ich poczynań. Oddanie ich Instytutowi Pamięci Narodowej, i to jeszcze z medialnym szumem (temu zapewne służy również dzisiejsze „przepraszanie” Lecha Wałęsy za „nieskoordynowane postępowanie”), dawało dość silną ochronę. Gdyby teraz coś jej się stało, wówczas opinia publiczna od razu powiązałaby to z jej działaniami, tak jak przemówienia Andrzeja Leppera wiąże z jego śmiercią. Pani Kiszczakowa po prostu w ten sposób wykupiła sobie polisę ubezpieczeniową. Inna jednak sprawa jest z odpowiedzią na pytanie: dlaczego właśnie w tym momencie pojawia się „sprawa TW Bolka” i dlaczego jest tak medialnie rozgrywana? Normalnie najpierw przeprowadzono by badania naukowe albo też ukręcono łeb sprawie, jak wielu innym.

Dwa asy pik

W opowiadaniu Orwella po dokonanej transformacji sielankę pomiędzy świniami a ludźmi zakłóca tylko jedno: szulerstwo jednej i drugiej strony w czasie gry w karty (knur Napoleon i pan Pilkington jednocześnie zagrywają asem pik). Wydaje się, że w sytuacji ujawnienia akt Lecha Wałęsy mamy do czynienia właśnie z jakąś rozgrywką pomiędzy służbami. Nie wydaje mi się, żeby chodziło tylko o wywołanie odium inkwizycyjnego wokół rządzącego PiS. Trzymanie się polityków tej partii na wodzy doskonale zdaje się wskazywać, że nie chcą oni wpuszczenia w ten kanał. O co więc chodzi? Pozostawiam na boku kuriozalne tłumaczenia samego Wałęsy, że zlitował się on nad biedaczyskiem z kontrwywiadu (?) i podpisał papiery, bo tamten zgubił pieniądze i musiałby gęsto tłumaczyć się przed przełożonymi. No, po prostu ludzki pan. Problem w tym, że w tamtych czasach w służbach funkcjonowali ludzie raczej przeszkoleni do pozyskiwania współpracowników, i nawet jeśli okazywali jakąś słabość, to zawsze w celu pozyskania źródła informacji. Mówienie zaś, że on już wówczas przewidywał, iż system się zawali, a on stanie na czele nowej Polski (mówimy wszak o początkach lat 70), można porównać do zapewnień, iż doskonale przewidując liczby w Totolotku, miał za co kupić pralkę.

Wracając jednak do rozgrywek służb, można zaryzykować tezę, że obecny rząd musiał dotknąć jakiegoś wrażliwego punktu na społeczno-ekonomiczno-politycznej mapie Polski, co spowodowało wręcz histeryczną i gwałtowną reakcję układu. A skoro nie wyszło „scalenie opozycji” wokół KOD, to trzeba większego kalibru. Już straszak zdjęcia parasola ochronnego znad osoby Lecha Wałęsy może działać pobudzająco na innych, którzy też mają wiele do stracenia, gdyby coś wyciekło. Sam Wałęsa, choć zwraca się do służb z prośbą o pomoc, to jednak wspomina o poszukiwaniu sprawiedliwości za granicą. Problem tylko za którą? Ten wątek „międzynarodowy” też może być ciekawy. W momencie wzmacniania roli Polski w regionie i w Europie (reaktywowanie Grupy Wyszehradzkiej z możliwością jej poszerzenia oraz plan niezależności energetycznej) pojawienie się wątku uderzania w „legendę” może stanowić również pole do popisu sąsiadów. Myślę, że te wszystkie możliwości same już świadczą, że nie jest to tylko sprawa pojedynczego człowieka, nawet jeśli stał się on „legendą”. Ktoś chce doprowadzić do kolejnego „przesilenia systemowego”.

Zdziwione pyski zwierząt

W Orwellowskim opowiadaniu siedzące za stołem świnie i towarzyszący im ludzie nie dostrzegają postaci pozostałych zwierząt stojących za oknem. Sprawa Lecha Wałęsy dość jaskrawo pokazała, że w gruncie rzeczy przemiany 1989 r., niedawno hucznie świętowane w ich rocznicę, na dobrą sprawę stanowiły kreację dawnych włodarzy PRL (a raczej szerzej: całego bloku komunistycznego), mającą na celu utrzymanie status quo. To smutne, że dopiero teraz prawda ta dociera do większości naszych obywateli. Ale być może stanie się ona przyczynkiem do tego, by urzeczywistnić to, co wówczas było tylko sztafażem. I po 27 latach wreszcie wybić się na niepodległość. Prawdziwą.

Ks. Jacek Świątek