Równowaga
Domagających się zdjęcia krzyża w szkole licealistów profesor nazwał „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami”, a krakowski sąd uznał, że dobra osobiste dwojga skarżących profesora uczniów zostały naruszone „ponad wszelką wątpliwość”. Przy okazji organ sprawiedliwości wygłosił dytyramb na cześć nadzwyczajnej „dojrzałości poglądów młodych ludzi” i poszukiwania przez nich dróg rozwoju. Na skutek powyższego prof. Legutko musi przeprosić (dziś już byłych) licealistów i zapłacić 5 tys. zł na cele społeczne. Zadośćuczynienie w „Gazecie Wrocławskiej” i „Gazecie Wyborczej” ma się zaczynać od słów „bardzo przepraszam”. A że, jak zaznaczyłam na wstępie, młodzież mamy zdolną, niekoniecznie musi to być precedens. Czy ma jakieś znaczenie, że wyrokiem zainteresowała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka?
Przed sąd trafi też prof. Nalaskowski, który ośmielił się nazwać homoseksualizm chorobą i zaprotestować przeciwko sejmowemu projektowi ustawy, zezwalającej na adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Można by spróbować przewidzieć wynik procesu. Może nawet zgadnąć.
Podobnie zresztą, jak los protestu PiS skierowanego do Rady Etyki Mediów w sprawie okładki tygodnika „Newsweek”, na której Antoni Macierewicz został przedstawiony jako talib (Osama bin Laden?) z brodą i w turbanie, a towarzyszy mu słowo: „amok”. To prawdopodobnie „inteligentne” skomentowanie wypowiedzi posła dotyczące katastrofy smoleńskiej. Ciekawe, jak też zacna instytucja na skargę zareaguje. To przypadek czy już schemat, że „niezależni” dziennikarze ostro potępiający mowę nienawiści tak subtelnie demonstrują swoją niezależność. W programie „Siódmy dzień tygodnia” prowadząca audycję „niezależna” dziennikarka przeszła, zdaje się, samą siebie. Już nie tylko przerywa, kiedy wypowiedzi uczestników audycji są nie po jej myśli. Ostatnia jej, iście freudowska, pomyłka pokazała dobitnie, jakie sympatie „skrywa” afiszująca się nie tylko politycznym obiektywizmem gwiazda. Określenie mianem „pisuarowskiej” Telewizji Trwam budzi co najmniej niesmak. Zwłaszcza w kontekście jej z góry prowadzonej dyskusji z Jackiem Kurskim. I stwierdzenia, że pisuar kojarzy jej się tylko z PiS-em… I że określenia „pisuarowska” i „pisowska” są jednoznaczne. Gwoli sprawiedliwości należy dodać, że ochłonąwszy z niezależnych emocji, przyznała, że się przejęzyczyła i że nie chciała nikogo obrazić.
Może nie warto przypominać wypowiedzi o „esbeckim szambie” (to o aktach IPN), o prezydencie określonym mianem chama, o niepoczytalności Antoniego Macierewicza, o karłach moralnych czy „kandydatach do kliniki psychiatrycznej” (to ostatnie o obrońcach krzyża na Krakowskim Przedmieściu). Te określenia mieszczą się w granicach „debaty politycznej”, ale wypowiedzi Legutki czy Nalaskowskiego już nie.
Jeśli ktoś w tym wszystkim widzi równowagę, to mu gratuluję.
Anna Wolańska