Równy tłumu marsz
Rodzina domniemanej ofiary działań policji amerykańskiej pod drzwiami sądu oświadczyła, iż wyrok ten jest punktem zwrotnym w dziejach Ameryki i świata. 12 przysięgłych w 10 godzin i 20 minut przeanalizowała całość materiału dochodzeniowego oraz dowody przedstawione przez obronę i oskarżenie. To krótko i długo. Krótko, jak na ilość złożonych dowodów jednej i drugiej strony, a długo - ze względu na pieklący się poza murami sądu tłum ludzi. W tym wszystkim trudno zapewnić sobie możliwość bezstronności. Zwłaszcza że ich twarze są powszechnie znane. Po wyjściu z sali rozpraw w każdym zieleniaku można spotkać zapalonego obrońcę wszystkiego, co czarne (z wyjątkiem duchowieństwa rzymskokatolickiego) i przejść szybki kurs reedukacyjny z uświadomienia problematyki związanej z uciemiężeniem ludności kolorowej przez białych. A dodatkowo otrzymać świadectwo ukończenia tego kursu podpisane pięścią, ostrzem noża, kopniakiem w głowę lub kulą z broni palnej.
Amerykańscy komentatorzy, zarówno z lewa, jak i z prawa nie mają wątpliwości – kończy się Ameryka. Co prawda dla tych pierwszych to powód do radości, a dla drugich raczej nie. Gdzież jest prawda? To zdaje się być nieważne.
Technika przejmowania terytorium
Sun Tzu, autor słynnej już dziś „Sztuki wojny”, jako jeden ze sposobów aneksji terytorium wroga podaje wzbudzanie zamieszek i niepokojów przez podstawionych agentów. Po prostu kraj planowany do podbicia nie może stanowić oazy spokoju, a bezpieczeństwo musi być negowane przez przyczyny wewnętrzne. Rozbite przez bratobójcze rozruchy państwo jest łatwym do przejęcia terytorium i to dodatkowo bez większych środków bojowych. Dzisiaj już wiemy, iż protesty studentów w USA w czasie wojny w Wietnamie były inspirowane, organizowane i wspierane finansowo przez Związek Sowiecki. Pod ich wpływem, a nie ze względów militarnych rząd USA zdecydował się wycofać z tego konfliktu, oddając pole komunistom. Sytuacja geopolityczna dzisiaj jest cokolwiek inna, jednakże technika wpływu pozostaje ta sama. Zasadniczy konflikt przebiega pomiędzy krajami dawnej cywilizacji zachodniej a Chinami. Europa już w tym konflikcie skapitulowała, pod wpływem Niemiec podpisując umowę handlową z Państwem Środka. Jedynie Stany Zjednoczone w czasie prezydentury Trumpa starały się cokolwiek ugrać. Teraz zajęte własnymi problemami światowe pole oddawać będą krok po kroku. Dowodem na to jest chociażby ostatnia decyzja prezydenta Joe Bidena o wycofaniu wojsk z Afganistanu (nota bene jednego z czołowych światowych producentów narkotyków). Decyzja podjęta wbrew opinii przedstawicieli armii USA. Azjatyckie pole zostanie oczyszczone i przejąć je może zarówno państwo chińskie, jak i dążąca do odbudowy pozycji imperialnej Rosja. Technika kulenia ogona została przyjęta pod rządami Demokratów w USA za prawdę objawioną. Teraz trzeba tylko ubezpieczyć się, by tendencja mocarstwowa tego państwa się nie odrodziła.
Dla twojego dobra przecież…
W tym przypadku trzeba jednak poszukać sprzymierzeńca. Lewactwo, z natury swojej skupiające się w małych komunach, jest doskonałym aliantem w desancie kulturowym. Jego pozorny radykalizm i stosowane środki anihilujące przeciwnika stanowią idealną możliwość wpływu na masy. Le Bon w swoje książce „Psychologia tłumu” już dawno stwierdził, iż charakterystyczną cechą tłumu jest niestawianie pytań i podążanie za wodzem bez szczególnej potrzeby ich zadawania. A że społeczeństwo zachodnie dzisiaj jest tłumem, świadczy o tym chociażby zdogmatyzowana wiara we wszystko, co przekazują media. I tej tłuszczy najłatwiej dzisiaj wmówić, że o człowieczeństwie świadczy tylko to, co znajduje się pomiędzy pępkiem a kolanami. Psychoza jest tak potężna, że nawet J. Rowling, autorka sagi o Harrym Potterze, została okrzyknięta transfobką, ponieważ w jej ostatniej powieści główny zabójca to transseksualista przedzierzgnięty z mężczyzny w kobietę (oczywiście tylko za pomocą chirurgicznego cięcia w okolicach lędźwiowych, bez zmian w chromosomach i bez wycinania prostaty). Całość dokonującej się zmiany mentalnej oscyluje dzisiaj wokół spraw seksualnych. One nadają trend i kierunek. Mają ogromne znaczenie dla kolonizacji. Społeczeństwo nie tylko jest wewnętrznie skłócone i nie stanowi zwartej siły obronnej, lecz dodatkowo jest zdemoralizowane do szpiku kości (interesuje się tylko jednym, co widać w najczęściej wyszukiwanych w internecie tematach). Ta demoralizacja dotyka najgłębszych pokładów tożsamościowych oraz uderza w instytucję odpowiedzialną za wychowanie, czyli społeczne zrodzenie młodego człowieka, jaką jest rodzina. Tłum pod wpływem takiej ideologii jest w stanie zrobić wszystko, podobnie jak tłuszcza pod wpływem zapachu w Süskindowskim „Pachnidle”. Nawet doprowadzić się do samounicestwienia. A wszystko w imię taniej samorealizacji i osiągnięcia natychmiastowej przyjemności. Formuła ta rodzi leniwe koty, a nie waleczne tygrysy. Takie społeczeństwo umie tylko wybijać witryny sklepowe i skandować hasełka na ulicach, ale gdy przyjdzie do wojny prawdziwej, to czmycha, gdzie pieprz rośnie lub wykazuje się „daleko posuniętą ostrożnością”, tzn. akceptuje niewolę.
Jak żyć?
Cóż, trzeba po prostu podjąć się obrony prawdy. Nie argumentami, bo te w tłumie giną i są poniżane. Trzeba zdecydować się na świadectwo, które nie będzie tylko ideologicznym powtarzaniem formułek katechizmowych wobec tłumu, ale pełnym pasji i determinacji sposobem życia pomimo tego, co dzieje się dokoła. Krakowskie Przedmieście i to, co miało miejsce wokół smoleńskiego krzyża, jest dzisiaj wręcz ikoną koniecznego zachowania. Tamci ludzie, mimo wyzwisk, szykan i ataków, trwali na modlitwie i nie dawali się wciągać w oszalały danse macabre. Otwarcie na prawdę stanowiło ich jedyny oręż. Nie do atakowania, ale do przetrzymania oddawania na nich moczu i przypalania ogarkami papierosów. Trudne zapewne, ale chyba to jedyna dzisiaj droga.
Ks. Jacek Świątek