Historia
Rozbrojenie Niemców w Siedlcach (cz. II)

Rozbrojenie Niemców w Siedlcach (cz. II)

Wiadomość podaną przez J. Dylewskiego o udziale harcerzy w rozbrojeniu Niemców w Siedlcach potwierdził A. Hartglas, który tak to wspominał: Byłem przypadkowym świadkiem scenki rodzajowej przed Magistratem. Podjechało dwóch grubych i olbrzymich żandarmów polowych, uzbrojonych od stóp do głów, na rosłych koniach.

Nagle z sieni Magistratu wybiegł mały chłopak może dziesięcioletni, podbiegł do koni i kazał po polsku zleźć żandarmom. Ci zaczęli śmiać się i jeden dla żartu pogroził rewolwerem. Chłopak wyciągnął wtedy rewolwer z kieszeni i zaczął mierzyć w żandarma. Żandarmi podrapali się w głowę, zleźli z koni i oddali chłopcu broń i konie. Chłopak zawołał kilku urwisów nie większych od siebie i wszyscy razem odnieśli broń i odprowadzili konie do Magistratu. W akcji brała również udział milicja miejska, odbierając broń od każdego napotkanego Niemca. Według relacji L. Przygody niemiecki burmistrz Schaller przekazał naczelnikowi polskiej milicji Wacławowi Dąbrowskiemu klucze od magazynu broni.

Milicjanci objęli opuszczone przez wojsko niemieckie posterunki przy składach amunicyjnych i prowiantowych, zabezpieczali także przed grabieżą wszystkie budynki urzędów. A. Hartglas wspominał: „Byłem w sądzie i nagle usłyszeliśmy turkot wozów i armat i tupot koni. Wyjrzeliśmy przez okna. Okazało się, że do miasta wjeżdża duży oddział niemiecki: kilkanaście armat z odpowiednią ilością artylerzystów i kilkadziesiąt wozów z bagażami i wojskiem. Wszystko to szło ze Wschodu (…). Gdy dojechali do sądu, kilku milicjantów miejskich i paru chłopaków wskoczyło na pierwsze armaty i wozy i zatrzymało konie. Niemcy pozeskakiwali na ziemię i odeszli spokojnie, pozostawiając bagaże, armaty i broń w rękach Milicji”.

Tak opisał swój pobyt 10 listopada 1918 r. w Siedlcach Sz. Ciekot: „Wjeżdżamy do miasta. Przy bramie stoi dwóch chłopaków z karabinami w ręku, uczniowie z Gimnazjum, mający może po 15 lub 16 lat, ot czwarto- lub piątoklasiści. Stajemy z naszym wozem koło kościoła [św. Stanisława – JG], ostrzegamy chłopców, że za nami jadą Niemcy z bryką i na koniach. Patrzymy, co to będzie. Za niedługi czas Niemcy wjeżdżają w Bramę Ogińskich. Chłopcy zastawiają im drogę, kierując karabiny w ich stronę. Krzyczą po polsku «stój»! Zatrzymali się, coś między sobą szwargoczą. Chłopcy każą im schodzić z koni, złożyć broń, a było Niemców pięciu, żandarmi i jakieś kobiety na bryczce. Niemcy się wahają krótką chwilę, coś szwargoczą między sobą. Wreszcie najstarszy z nich zeskakuje z konia, zdejmuje karabin, składa przed naszymi chłopcami, za jego przykładem robi to i reszta, oddają pałasze. Jeden z chłopców przeprowadza osobista rewizję i zabiera im jeszcze rewolwer i pasy. Są rozbrojeni. Każą im zabrać sobie coś do jedzenia i marsz na kolej. Zaczęli prosić, aby im pozwolono zabrać manatki z bryczki – zabrali i poszli. Cały tabor z bryczką, końmi i bronią został przy bramie. Odprowadzono go na punkt zborny”.

A. Hartglas relacjonował: „Po południu przyszedł do mnie żołnierz niemiecki, prosząc w imieniu Kreisszefa [starosty – JG], bym zaraz do niego przyszedł. Gdym podchodził do urzędu powiatowego, spotkałem się z dyrektorem banku Urbańskim i prezesem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego Godlewskim, po których, jak się okazało, też posłał żołnierzy Kreisszef. Gdyśmy razem weszli do Urzędu Powiatowego, zastaliśmy go siedzącego przy telefonie w płaszczu, w otoczeniu kilku wyższych urzędników powiatu, też w płaszczach. Kreisszef [Mannsbach – JG] nam powiedział, że od rana próbuje połączyć się telefonicznie z generał-gubernatorem von Beselerem, aby otrzymać instrukcję, co ma robić: pozostać czy jechać, ale nie może uzyskać połączenia (…). Kreisszef zdecydował się na własną odpowiedzialność wyjechać wraz z urzędnikami najbliższym pociągiem, ale nie chce pozostawić wszystkiego bez opieki, na wolę Boską, posłał więc po nas i prosi, byśmy obliczyli i przyjęli kasę, dokumenty i inwentarz i pokwitowali z odbioru. Prosił też, żebyśmy – jeżeli możemy – wydali mu zaświadczenie, że za czasów jego urzędowania ludność nie wnosiła żadnych żalów (…). Wydaliśmy odnośne zaświadczenie i pokwitowanie – wszystko to podpisaliśmy we trzech i wezwaliśmy kilku milicjantów wraz z sierżantem, by objęli pieczę nad pozostawionym majątkiem. Następnie Kreisszef zaczął nas prosić, czy nie zgodzilibyśmy się we trzech odprowadzić jego i urzędników na stację kolejową w obawie, by tłum nie napadł na nich po drodze. Na to odpowiedzieliśmy odmownie, zapewniając, że nie ma najmniejszej obawy, gdyż ludność jest o nim i tych kilku urzędnikach jak najlepszego zdania. Pożegnaliśmy się i wyszli. Po naszym wyjściu milicjanci z własnej inicjatywy odebrali Niemcom szpady i ci poszli na dworzec. Nikt ich po drodze nie molestował”.

Według R. Dmowskiego stację kolejową i inne tereny kolejowe obsadził specjalny oddział kolejarzy w składzie kilkunastu osób pod wodzą Wacława Skupa, Aleksandra Myrchy i Stanisława Krawczyka. Wydaje się, że historycy A. Winter i A. Kołodziejczyk przesadnie potraktowali rolę Polskiej Organizacji Wojskowej w rozbrojeniu Niemców w Siedlcach 10 listopada 1918 r.

J. Dylewski w swej relacji wspominał: „W istocie nikt nie musiał opanowywać ani dworca kolejowego, ani więzienia, ani koszar. Dworzec przejęli z rąk niemieckich sami kolejarze. Więzienne wrota otworzyły się bez cudzej interwencji z chwilą kapitulacji oddziału żandarmerii”. Potwierdził tę opinię Sz. Ciekot: „Idziemy dalej. Poczta już zajęta, słyszymy tam przez okienka znajome głosy, już urzędują nasi. Urząd Powiatowy – tam też już są nasi itd. Wołam do kolegi Tarnowskiego: «Idziemy dowiedzieć się, co słychać z naszymi chłopcami, co siedzą w więzieniu»”.

Józef Geresz