Rozbrojenie Niemców w Siedlcach (cz. III)
Czekamy z Tarnowskim pod więzieniem. W tym czasie było już ciemno, bo był już wieczór, wychodzi cała kompania Niemców z koszar umieszczonych obok więzienia, ciągną ze sobą karabiny maszynowe i całe uzbrojenie. Idą na kolej. Podchodzę do jednego żołnierza na końcu tego pochodu, widzę, że ma czerwoną kokardę na klapie płaszcza. Coś do niego zagadałem, okazało się, że to Polak, jakiś Poznaniak.
Mówię, po co ma ten karabin dźwigać, i tak będą na dworcu rozbrojeni, bo tam stoi wojsko polskie, niech zostawią broń tutaj. Oczywiście żołnierz ten chętnie mi oddaje swój karabin, mówiąc półgłosem: «Niech ich tam cholera weźmie, tych Niemców». Za jego przykładem poszło kilku innych. Mamy karabiny, nawet na zapas, zapomnieliśmy im zabrać ładownice i nie mieliśmy naboi, ale trudno, okazuje się, że nie jesteśmy żołnierzami. Karabiny na plecach – przecież nikt nie wie, że karabiny nasze nie są naładowane. Czekamy przed więzieniem, do środka nas puścić nie chcieli. Po jakiejś godzinie furtka w bramie się otwiera i wyskakuje Hajkowski – blady, oszołomiony, śmieje się i skacze, wita się z nami. Widząc karabiny, łapie jeden, repetuje i chce strzelać, ale akurat nie ma ładunków, więc nic z tego. Mówimy, aby poczekał chwilę, to pewnie i Stępień tu wyleci z tej furtki. Nie słucha, porwał karabin i w nogi. Za parę minut wylatuje tą samą furtką Stępień, powtarza się to samo, co i z Hajkowskim, postał chwilę i w nogi [wkrótce uwolniono też komendanta Okręgu POW W. Horyda – JG]. My już nie mieliśmy co robić przed więzieniem, poszliśmy do miasta. Zaszliśmy do Niedbalskiego, a z nim do dr. Wiszniewskiego. Tam zeszło się jeszcze kilka osób, aby się naradzić, co robić dalej? Z dworca kolejowego od czasu do czasu dochodził tylko huk strzałów. U dr. Wiszniewskiego radziliśmy: co dalej robić? Kto stanie na czele powiatu? (…) Kto czuł się na siłach, szedł pomagać utrzymać porządek w mieście (…). Ja udałem się do komendy miasta (…). Na komendzie miasta ruch i zamieszanie. Ochotnicy są jednocześnie i wolontariuszami. Każdy dużo gada i radzi. Właściwych władz i kierownictwa jeszcze nie ma. Są różni, peowiacy, dowborczycy i inni. Trzeba przyznać, może mi się tylko tak wydawało, ale dowborczycy byli najlepiej zgrani w tym momencie”.
Podsumowując dzień 10 listopada 1918 r., Sz. Ciekot zapisał: „Właściwie Siedlce były już całkiem tego dnia wieczorem oczyszczone z Niemców, tylko trzeba było pilnować obiektów państwowych i kolei, aby jadących Niemców nie puszczać dalej z bronią. Rozeszliśmy się i my (…). Dano mi karabin w komendzie miasta i kazano iść przed pocztę, tam stać na posterunku (…). Koło godz. 2.00 w nocy tam poszedłem. Ktoś stał, więc go zastąpiłem i tak przechadzając się koło gmachu, stałem do rana”.
Por. J. Dylewski, były żołnierz Korpusu Dowbora, zapisał w swej relacji: „Dopiero późnym wieczorem zjawili się u mnie w gmachu Nowego Ratusza przedstawiciele Komendy POW”.
11 listopada odbywało się porządkowanie miasta i usuwanie resztek żołnierzy niemieckich. Komenda Okręgu POW zajęła pałac Ogińskich i rozpoczęła urzędowanie od nawiązania kontaktów z Warszawą. Zmobilizowana kompania operacyjna POW otrzymała karabiny i rozkaz zajęcia koszar po Niemcach na rogatkach warszawskich. Po zajęciu koszar zaciągnięto pierwsze posterunki przy budynkach i magazynach wojskowych. Pluton z gimnazjum im. Żółkiewskiego pod dowództwem Gwidona Dziewulskiego zaciągnął wartę przed i w więzieniu. Z okolicy przybywały nowe grupy POW. Sz. Ciekot, który trzymał wartę przy poczcie, zapisał: „Rano następnego dnia, a był to wtorek 11 listopada, jak tylko dobrze się rozwidniło, patrzę – a tu z bramy Ogińskich, od strony Starej Wsi, wali oddział młodych ludzi z karabinami na ramionach, karabiny rosyjskie, idzie ich ok. 40. Przyglądam się, a to moi Czurylacy, cała placówka POW w Czuryłach na czele z Hajkowskim, dopiero wczoraj wieczorem uwolnionym z więzienia. Wiara wali w czwórkach, idą Stępień, moi bracia Janek i Józek i wszyscy znajomi chłopcy”.
11 listopada komenda Okręgu POW wydała swoim i kolejarzom rozkaz rozbrajania transportów Niemców, którzy przejeżdżali ze Wschodu. Tak wspominał o tym J. Stępień: „Pociąg złożony z kilkunastu wagonów wjeżdża na stację i zatrzymuje się. Z wagonów nikt nie wysiada, tylko w oknach i drzwiach pełno głów w pikielhaubach. Nasza dziesiątka rozdziela się na dwie połowy i równym wojskowym krokiem podchodzi do pociągu (…). Dwóch kolegów wchodzi kolejno do każdego wagonu, podają przez okna karabiny, granaty ręczne oraz pasy i ładownice z nabojami, a reszta odbiera je i układa na peronach (…). Miny rozbrajanych Niemców były różne, jednych uśmiechnięte, innych wystraszone (…). Pociąg z rozbrojonymi Niemcami ruszył w dalszą drogę, a my znosiliśmy broń do poczekalni”. Sz. Ciekot uzupełniał: „Jeżeli niektóre oddziały niemieckie nie chciały oddać broni, oddziały naszych ochotników z karabinami dawały salwy po kołach wagonów lub nieco wyżej, aby Niemców zmusić do wydania broni”.
11 listopada 1918 r. istniała w Siedlcach jeszcze dwoistość władzy wojskowej. Komendantem placu z ramienia PSZ był por. Tadeusz Karol Górski, zastępcą – ppor. J. Dylewski, komendantem okręgu POW W. Horyd-Przerwic. Ppor. A. Nowotny formował pluton PSZ. Polacy korzystali z niemieckich kuchni wojskowych. W. Horyd i komendant obwodu H. Picheta usiłowali formować jednostki POW. Władzę cywilną reprezentował F. Godlewski, prezes TKZ, któremu przekazał ją niemiecki naczelnik powiatu.
Józef Geresz