Kościół
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Rozczarowany

Już nie pamiętam, co wtedy robiłem. Pewnie jakieś zakupy, jak to przed Paschą. Czasu mało, ludzi mnóstwo. Każdy dokądś biegnie, zajęty swoimi sprawami. Na ulicach tłok, ciężko się przecisnąć. Przy straganach jeszcze gorzej - kłótnie, targi, przekrzykiwania. Nierzadko widać, jak dwóch krewkich kupujących skacze sobie do oczu, bo obaj upatrzyli ten sam towar.

Trzeba też dobrze uważać na swój mieszek, bo i amatorów cudzych pieniędzy w tłumie nie brakuje. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji skupiasz się raczej na swoich sprawach, a nie masz głowy do łowienia plotek.

To było przed południem, około trzeciej godziny. W pewnym momencie w tłumie zaczęło się dziać coś dziwnego… Gwar trochę przycichł, a przelewający się ulicami strumień ludzi zaczął dziwnie falować. Przez zatłoczone ulice przebijał się oddział rzymskich żołnierzy. Szli w szyku, z setnikiem na czele. – Jeszcze ich tu brakowało – pomyślałem zgryźliwie, dołączając listę rytualnych przekleństw, jakie każdy pobożny Żyd w duchu wypowiadał na samą myśl o tych synach Beliala, którzy żelazną ręką ucapili za gardło nasz naród. Fakt, że stało się to na wyraźną prośbę i przez głupotę naszych rządzących, nie miał tu żadnego znaczenia. Głośne miotanie przekleństw nie wchodziło jednak w grę – za mniejsze rzeczy ludzie lądowali na dnie lochu. Dlatego chciałem jak najszybciej odwrócić się i pójść w swoją stronę. Jednak zamarłem w połowie.

To był oddział, prowadzący skazanych na śmierć przez ukrzyżowanie. W mieście było dość głośno o siedzącym w więzieniu zabójcy – Barabaszu. On i jego kumple zostali schwytani, gdy podczas rozruchów kogoś zabili. Plotki były bardzo nieprecyzyjne, a wersje różniły się między sobą. W zależności od tego, kto je powtarzał, Barabasz był albo wojownikiem o wolność, albo zwykłym zbójem i szumowiną. ...

Ks. Andrzej Adamski

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł