Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Rozśmieszyć do łez

Nazywają rzeczy po imieniu: świat zwariował! Ale to nie powód do załamywania rąk. - Życie przekuwamy na skecze, bo śmiech jest nam potrzebny jak zdrowie - przyznaje zgodnie pięcioosobowa „załoga” Łez Sołtysa.

Kabaret był pierwszą grupą działającą pod skrzydłami stawiającego pierwsze kroki Gminnego Ośrodka Kultury w Sarnakach, istniejącego od 1986 r.

Hasło „łzy sołtysa” rzucił jeden z założycieli – Wojciech Szymański, kiedy grupa przyjaciół zastanawiała się, pod jakim szyldem pojawią się na scenie.

– Nazwa była może nieprzemyślana, ale okazała się strzałem w dziesiątkę: jesteśmy dzięki niej rozpoznawalni, poza tym coś o nas mówi. Sarnaki są wprawdzie siedzibą gminy, co nie zmienia faktu, że to wioska i ma swojego sołtysa. A my staramy się rozśmieszać do łez – wyjaśnia Teresa Jakubińska, dyrektor sarnackiego GOK, należąca do kabaretu od początku.

Publiczność szybko polubiła Łzy Sołtysa, ale rozkręcili się – jak przyznaje pani dyrektor – kiedy dołączyła do nich Barbara Sołtan i Wanda Banaś, których lekkie pióro sprawiło, że zaczęli również zdobywać uznanie profesjonalnego jury podczas różnego rodzaju przeglądów. W obecnym składzie – B. Sołtan, W. Banaś, T. Jakubińska, Agnieszka Chudyba i Krzysztof Chudoba – kabaret występuje od 1999 r.

Nagroda i motywacja

Na swoim koncie Łzy Sołtysa mają dziesiątki piosenek i skeczy, setki wystąpień oraz kilka nagród dających powód do dumy.

– Przepis na dobry skecz? To trudne pytanie – przyznaje T. Jakubińska. I przywołuje opracowane na podstawie tekstu Juliana Tuwima „Rzepkę” i „Lokomotywę”, które należą do sztandarowych numerów Łez Sołtysa i rozśmieszają widzów niezmiennie od 15 lat. – Teksty odnoszące się do bieżących wydarzeń politycznych są ciekawe, ale szybko się dezaktualizują, stawiamy więc na treści ponadczasowe. Takie scenki można grać przez kilka lat i każdy wie, do czego pijemy – mówi. Nie kryje, że udany tekst to połowa sukcesu, w który wpisuje się również sposób, w jaki grupa zaprezentuje się na scenie. – Doświadczenie zdobywaliśmy podglądając innych. Zależało i nadal zależy nam na doskonaleniu warsztatu po to, by wzbudzić śmiech po drugiej stronie sceny. Jest on najlepszą nagrodą, daje satysfakcję i motywuje – mówi T. Jakubińska. Dzieli się też spostrzeżeniem, że najbardziej wymagająca publiczność to „swoi” – znajomi i sąsiedzi, dla których występują podczas lokalnych imprez.

Droga do śmiechu

Bożena Adamowicz, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Kąkolewnicy od 15 lat organizującego przegląd zespołów kabaretowych, przyznaje, że twórczość kabaretowa to bardzo trudna działka, dlatego biorą się za nią nieliczni. Potwierdza to fakt, że niełatwo znaleźć na lokalnym podwórku następców miejscowego kabaretu Dziady Polskie, obecnie niedziałającego, z myślą o którym powołano „Kąkolewisko”, by dać zespołowi pole do popisu.

– W województwie lubelskim, do którego należy Kąkolewnica, można naliczyć zaledwie ok. 25 kabaretów czynnych, tj. takich, które biorą udział w przeglądach. To właśnie tego typu spotkania dają im szansę konfrontacji z innymi grupami i zweryfikowania pomysłów, m.in. na podstawie werdyktu komisji, która wypowiadając się krytycznie na temat zaprezentowanego programu, ukierunkowuje autora tekstów oraz artystów – mówi B. Adamowicz z uwagą, że nowe pomysły świadczą o tym, iż uczestnicy przeglądów biorą sobie do serca te uwagi. Tym bardziej, że – jak zaznacza – fenomenem konkursowych wystąpień kabaretów jest brak rywalizacji typowej dla innych formacji, np. grup teatralnych. – Wynika to stąd, że artyści kabaretowi szukają własnej drogi – stwierdza.

Indywidualizm i dobry pomysł

– Wszystkich „kabareciarzy” łączy brak akceptacji dla otaczającej rzeczywistości. To indywidualiści – dlatego świetnie rozumieją się w swoim gronie. Zauważyłam, że o ile ludzie niezwiązani z twórczością nie zawsze wyłapią humor sytuacyjny czy słowny, to członkowie grup kabaretowych zrobią to w mig. Patrzą na świat innymi oczami niż przeciętni ludzie. Pokazują to potem w krzywym zwierciadle, wyśmiewając nasze wady, podśmiewając się z sytuacji, jakie nas spotykają. Dobrze im to wychodzi – B. Adamowicz charakteryzuje uczestników „Kąkolewisk”. – Dobrych pomysłów im na pewno nie brakuje. Trudność tkwi w takim zaprezentowaniu ich, by intencję odczytali widzowie. Nie zawsze się to udaje, ale grupy amatorskie nie mają sztabu specjalistów, którzy pracują nad wizerunkiem czy scenografią. Tak naprawdę dopiero zderzenie z kabaretem profesjonalnym pokazuje, jak trudne zadanie stoi przed nimi – puentuje moja rozmówczyni.


Życie przekuwamy na skecze

ROZMOWA z Barbarą Sołtan z kabaretu Łzy Sołtysa, autorką tekstów

 

W jaki sposób zaczął się Pani mariaż z Łzami Sołtysa?

Moja koleżanka Wanda Banaś zaprosiła mnie na próbę. Przyszłam… i zostałam. Bardzo się lubimy i dobrze czujemy ze sobą. Tworzymy naprawdę zgrany zespół, a spotykając się na próbach, śmiejemy się z siebie, z tego, co nas otacza. Robi to przecież każdy z nas – bawią nas drobne elementy rzeczywistości: w pracy, sklepie, domu. Przekuwamy na skecze samo życie. Praca w kabarecie jest dla mnie odskocznią od szaroburej codzienności. Pozwala wyjść z domu, oderwać się od monotonii zajęć.

Jest Pani główną autorka tekstów kabaretu. Skąd taka pasja?

Od najmłodszych lat dużo pisałam. Zostało mi to do dzisiaj: lubię składać słowa w tekst, bawić się słowami. Skończyłam polonistykę. W szkole pracowałam zaledwie dwa lata, potem los rzucił mnie do Klimczyc, gdzie utknęłam w sadach i rolniczych klimatach. Ale miłość do języka polskiego pozostała.

Tworzy się pod widza. Jakie ma on wymagania?

Do publiczności zasiadającej przed sceną podczas imprez na wolnym powietrzu, np. festynów, bardziej przemawia prosty żart, mało skomplikowany skecz, głośna piosenka. Moim zdaniem pod gołym niebem kabaret nie zaistnieje. W sali łatwiej złapać z widownią kontakt, możemy tam pokusić się o bardziej wyrafinowany występ. Zdecydowanie wolimy występować w kameralnych wnętrzach.

Śmiech może być lekiem?

Na pewno jest nam niezbędny. To forma odskoczni dla każdego z nas, bo problemy nie omijają nikogo. Wbrew stereotypom, w jakie ubierają nas zagranicą, jako naród nie jesteśmy ponurakami. Polacy naprawdę lubią się śmiać, mają świetne poczucie humoru i – co najważniejsze – potrafią śmiać się z siebie.

Jesteście grupą rozpoznawalną od Podlasia po Lubelszczyznę.

Świadczy o tym fakt, że dostajemy mnóstwo zaproszeń, a ludzie znają nasze teksty. Tym bardziej, że Łzy Sołtysa to nie tylko kabaret. Tworzymy i wystawiamy m.in. widowiska obrzędowe. Teraz przed nami sezon „herodów”. Uwspółcześniając klasyczną wersję, co roku staram się włożyć w usta „starych” postaci nowy tekst, uaktualnić wypowiedzi, nawiązać do wydarzeń w kraju czy na świecie. Śpiewamy również kolędy.

Czujecie się profesjonalistami?

Łzy Sołtysa pochodzą z prowincji, a my jesteśmy amatorami, jednak nie jest to powód do gorszego samopoczucia. Nie opiekuje się nami żaden aktor czy reżyser, w związku z czym zapewne zdarza nam się zaliczyć potknięcie. Nie potrafimy wykorzystać rekwizytu tak, jak zrobiliby to profesjonaliści, ani zagospodarować przestrzeni scenicznej jak zawodowcy. A jednak nagradzani jesteśmy brawami, dobrymi recenzjami, wyróżnieniami i nagrodami. Mamy na koncie kilka pierwszych nagród zdobytych podczas przeglądów. Co ważne, zawsze wówczas na czele jury stał zawodowy aktor, np. Artur Barciś, Tomasz Jachimek; Katarzyna Łaniewska i za Herody Wojciech Siemion

Łzy Sołtysa dowodzą, że polska prowincja nie jest nudna ani uśpiona…

Dawniej przejawem życia towarzyskiego na wsi było darcie pierza. Tłuka – tak właśnie nazywały się takie spotkania. Babskie pogaduchy kończyły się tym, że do domu przychodzili po swoje żony panowie, gospodyni stawiała na stole kolację. Było gwarno i wesoło. Próba kabaretu, na której się spotykamy, jest właśnie taką współczesną tłuką.


Sukcesy Łez Sołtysa

 

2013 r. – I miejsce na VIII Mazowieckim Przeglądzie Twórczości Artystycznej Seniorów „Węgrowskie Barwy Jesieni”

2012 – I miejsce podczas VII Festiwalu Zespołów Kabaretowych Seniorów z Mazowsza i Podlasia w Sokołowie Podlaskim

2009 – I miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Kabaretów w Łochowie

2008 – I miejsce na Międzywojewódzkich Spotkaniach Kabaretowych w Kąkolewnicy

2008 – I miejsce na Przeglądzie Zespołów Kolędniczych w Siedlcach za widowisko „Herody”

2007 – I miejsce na II Festiwalu Zespołów Kabaretowych Mazowsza w Sokołowie Podlaskim

2005 – I miejsce na II Mazowieckim Festiwalu Teatrów Obrzędowych w Warszawie za przedstawienie „Herody”

LA