Historia
Rozterki i opór Pawła Pikuły

Rozterki i opór Pawła Pikuły

Mimo aktywnej działalności antyunijnej M. Dobriańskiego, nakładania kar na proboszczów łacińskich z Janowa Podl., Sokołowa, Parczewa, Komarówki za udzielanie sakramentów, pomoc unitom nie ustała. Okazało się, że w samej stolicy guberni siedleckiej były prowadzone nielegalne przedsięwzięcia.

8 lipca 1886 r. gubernator siedlecki Subotkin pismem nr 307 powiadomił gen. gub. Hurkę, że w zamkniętej taniej kuchni w Siedlcach tamtejszy wikariusz ks. Tadeusz Leszczyński prowadził ukrytą robotę w celu przyciągania byłych unitów do kościoła katolickiego. Tymczasem w cytadeli warszawskiej specjalny pełnomocnik gen. gub. warszawskiego starał się złamać charaktery przywódców unickich.

Udało mu się podejść F. Lisieckiego, ks. M. Sikorskiego i Cz. Dębowskiego, ale przeliczył się odnośnie osoby J. Grużewskiego, który zbrojny w moc wiary i orędownictwo swego patrona przenikał jego niecne zamiary i trwał zwycięsko. Nie udało mu się również zniewolić innego znanego świadka wiary. W drugiej połowie lipca 1886 r. został aresztowany przez Dobriańskiego i osadzony w cytadeli znany działacz unicki Paweł Pikuła z Derła, bardzo szanowany przez współwyznawców jako ostoja oporu z 1874 r. Szybko skonfrontowano go z uwięzionym Józefem Grużewskim, ale obaj więźniowie udawali, że w ogóle się nie znają. W osobistej rozmowie Dobriański oświadczył, że zwolni Pikułę, jeśli ten przyjmie prawosławie. Gdy włościanin odmówił, śledczy zaproponował mu okup w wysokości 500 rubli. Gdy i ta propozycja została odrzucona, przywołał innych złamanych, znanych mu więźniów, by namawiali go do odstępstwa. Wszystko na próżno. Wtedy Dobriański użył innego podstępu. Zaoferował zwolnienie, jeśli Pikuła da 200 rubli na światło do Matki Bożej Chełmskiej i złoży jedną wizytę w cerkwi. Aby go przybliżyć do tego zamiaru, sam zawiózł go do Chełma. Gdy Pikuła nie chciał wejść do świątyni, wyszedł prawosławny pop i zaczął przekonywać go, że MB Chełmska broni prawosławia. Włościanin odpowiedział: „Jeśli Wasza Matka Boża broni tego wyznania, to dlaczego Kozacy muszą nawracać wiernych siłą i biją ludzi nahajkami, wojsko zabiera i wyjada inwentarz, a urzędnicy ściągają wielkie kary”. Natychmiast porównał to z wiarą katolicką. „Nasza Najświętsza Pani nie każe nikogo krzywdzić i obdzierać, grabić mienia, zabijać nahajkami i strzelać do ludzi”. Tu Dobriański gwałtownie mu przerwał i wspólnie z popem przekonywali go, aby dał na razie tylko 100 rubli na światło do świątyni, bo MB jest jedna dla wszystkich i wtedy będzie wolny. Ponieważ aresztowany nie miał przy sobie pieniędzy, zaproponowano mu tydzień czasu na pożyczkę. Pikuła długo się zastanawiał, wreszcie pożyczył wymaganą sumę u wł. Woroblina Ludwika Bryndzy, sędziego pokoju. Dla świętego spokoju, jak mówił, wpłacił pieniądze i dostał pokwitowanie. Nagle, po tygodniu odebrał wezwanie, aby w niedzielę był na nabożeństwie w cerkwi za cara. Postanowił, że będzie tylko na hymnie na zakończenie i natychmiast wróci. Przed cerkwią usłyszał okrzyki współbraci unitów: „Zdrajca! Przeszedł na prawosławie! Innych uczył, żeby się trzymali, a sam przeszedł. Tchórz, zląkł się cytadeli! Inni siedzą, nie boją się, a on się boi”. Mimo że był w progu cerkwi tylko kilka minut i natychmiast powrócił do domu, słowo zdrajca brzmiało mu w uszach i nie dawało spokoju. Po tym rozchorował się na kilka tygodni. Gdy wyzdrowiał, przyszło wezwanie, żeby iść do cerkwi. Zignorował to. Trzeciego tygodnia nadszedł urzędowy rozkaz: ma iść do spowiedzi do cerkwi i przeprosić popa. Nachodziły go refleksje: „Chciałem ustąpić malutko, a tu się wali góra na mnie, zmartwienie za zmartwieniem. Ludzie krzyczą: zdrajca! Służba patrzy na mnie, jak na zwierza dzikiego, żona mi dokucza, dzieci unikają, synowa, która mnie kochała, pruska poddana, ma łzy w oczach”. Wspominał dalej: „Odbieram wezwania za wezwaniami, żeby do cerkwi iść, ale ani myślę. Tymczasem synowa ze zgryzoty zachorowała i umarła… A tu naraz przyjeżdżają wójt i strażnicy, aby się stawić do Janowa… W Janowie mnie się zapytano, czy będę chodził do cerkwi, bo pop żąda u naczelnika powiatu, żeby mnie zmusić, albo żebym chodził do cerkwi, albo żeby mnie wysłać do cytadeli. Obieram z ochotą cytadelę. Syn mnie odwiózł do Białej na kolej. W Warszawie pierwsze kroki zrobiłem do kościoła… Znalazłem księdza – on mnie pocieszył, on mi dał ducha męstwa, on mi dał spokój sumienia, to wyszedłem innym człowiekiem od konfesjonału, a po Komunii św. radość wstąpiła do serca, żem był gotów jechać już nie tylko na Sybir, ale za dziesiąty Sybir. Potem udałem się do Dobriańskiego… Jak mi powiedziano, że za trzy dni wróci, myślę sobie: do domu wracać nie będę, po Warszawie włóczyć się trzy dni, to za wiele bezczynności, ale zrobię tak: mam paszport choć do Warszawy, ale zaryzykuję jechać do Częstochowy, dla wypełnienia mego przyrzeczenia jako na podziękowanie za tę łaskę, żem się wyrwał z paszczęki moskiewskiej, a raczej piekielnej, prosić i oddać się tej Matce Naszej Polskiej Królowej, żeby mną dalej rządziła i prowadziła, gdzie będzie wola Boża i tak zrobiłem. Trzeciego dnia powróciłem wieczorem. Nazajutrz poszedłem do Dobriańskiego… Robię mu wymówki, żem miał być wolny. Dobriański mówi po rosyjsku: „Lepiej byłoby, gdybyście wy chodzili do cerkwi”. Odpowiedź dałem, że to nigdy nie nastąpi… Dobriański jeszcze namawiał mnie, żeby tu w cytadeli być u spowiedzi, to nikt nie będzie wiedział, a on da kartkę, to tam pop nic już nie będzie żądał. Odpowiedź dałem, że już więcej moja noga w cerkwi nie postanie”. Gdy Pikuła został zesłany na Sybir powiedział współwięźniowi Grużewskiemu: „Wy mądrzejsi ode mnie: wywiezieni jesteście, to nic nie daliście, ale ja dałem 200 rubli, zapłaciłem i swoim kosztem musiałem tu wyjechać”.

Józef Geresz